Kolejny dzień procesu Stanisława Gawłowskiego, byłego ministra środowiska oskarżonego m.in. o branie łapówek, wypełniło niemal w całości odczytywanie protokołów przesłuchań Krzysztofa B. Biznesmen z Darłowa obciąża w nich oskarżonego senatora. Przyznaje, że przekazywał mu pieniądze, których później już z powrotem nie otrzymywał.
Na co miały pójść pieniądze wręczone Gawłowskiemu? Na jego kampanię wyborczą. Ale nie tylko. Mężczyzna miał przekazywać gotówkę jeszcze na inne cele – prokuratura oskarżyła Krzysztofa B. m.in. o to, że wręczył politykowi około 400 tys. zł. Poza tym firma Krzysztofa B. wykonywała na rzecz Gawłowskiego różne prace. Były też drobne przysługi, senator korzystał np. z należącej do B. wypożyczalni skuterów wodnych (za darmo) lub otrzymywał w podarunku świeże ryby – łososie i pstrągi.
Darłowski przedsiębiorca przez lata utrzymywał bliskie kontakty ze Stanisławem Gawłowskim – w zamian za pieniądze ten miał mu pomagać w załatwianiu przetargów w Zachodniopomorskim Zarządzie Melioracji i Urządzeń Wodnych. Do 2014 r. był członkiem Prawa i Sprawiedliwości (pomagał finansowo również podczas kampanii wyborczych polityków swojej partii). Przyznał się do stawianych mu zarzutów. Podtrzymał we wtorek swoje wcześniejsze zeznania, podkreślając, że są zgodne z prawdą.
Senator PO podważa jednak wiarygodność Krzysztofa B. Jeszcze przed rozpoczęciem procesu mówił, że B. bezpośrednio po zatrzymaniu w ogóle o nim nie wspominał. Jego nazwisko pojawiło się dopiero w 2016 r., kiedy prokuraturą zarządzał już Zbigniew Ziobro. Gawłowski uważa, że B. oskarża go o korupcję, aby być łagodniej potraktowanym przez wymiar sprawiedliwości.
Przypomnijmy, że Stanisław Gawłowski jest zamieszany w tzw. aferę melioracyjną, w której prokuratura przedstawiła zarzuty 32 osobom. Niektóre przyznały się do winy i złożyły wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Senator ma przedstawionych siedem zarzutów, w tym o charakterze korupcyjnym. Najbardziej znanym jest wielokrotnie powtarzany w mediach zarzut przyjęcia od Łukasza L., jednego z dyrektorów Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, dwóch drogich zegarków (firmy Tag Heuer).
Nigdy nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu przestępstw. Jest przekonany, że stał się ofiarą zorganizowanej przez PiS nagonki. Grozi mu do 15 lat więzienia. ©℗
Leszek Wójcik
Fot. Robert Stachnik (arch.)