„Pomaganie jest dziecinnie proste” - takie było hasło niedzielnego (13 stycznia) 27. finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W Koszalinie okoliczności nie sprzyjały kweście na specjalistyczny sprzęt dla szpitali dziecięcych. Od rana deszczowa aura nie służyła spacerom po mieście lub okolicy, a galerie handlowe były nieczynne.
Mimo niepogody na ulicach nie brakowało osób z czerwonymi serduszkami w klapach płaszczy i kurtek. Przeciętni sponsorzy akcji nierzadko są tacy sami od lat.
- Działania Jurka Owsiaka popieram od zawsze, bo trzeba przecież coś po sobie zostawić następnym pokoleniom – powiedziała pani Krystyna, która przyznała się, że dożywa 82 lat.
Nie tylko seniorzy bywali hojni dla grup ulicznych wolontariuszy. Drugi raz w zbiórce datków do puszek wzięła udział 12-letnia Hania Ratajczak, która do akcji namówiła Olka, swego o dwa lata młodszego brata. Oboje byli pod opieką Olgi Muzyki, na co dzień serwisanta w salonie samochodowym. Czy padający deszcz przeszkadzał im w zdobywaniu funduszy?
- Rok temu uzbierałam tysiąc sześćset złotych i mam nadzieję, że teraz do godziny siedemnastej też nie będzie mniej – powiedziała uczennica Szkoły Podstawowej w Mielnie.
Sytuację finansową na koncie orkiestry poprawiały licytacje wartościowych przedmiotów w przerwach między występami artystycznymi. W Koszalinie pod młotek skutecznie poszły, m.in. pluszowy miś za 120 złotych czy firmowa koszulka tegorocznej akcji Jerzego Owsiaka za równe sto złotych. Ich ceny wywoławcze na licytacji to symboliczna złotówka.
W poprzednich finałach WOŚP wolontariusze z Koszalina i okolic poprawiali rekordowe wyniki zbiórki, która w zeszłym roku osiągnęła ponad 361 tysięcy złotych. ©℗
Tekst i fot. (m)
Na zdjęciu: Hania, Olga i Olek przyjechali do Koszalina kwestować dla orkiestry, choć mieszkają w Mielnie, gdzie po raz pierwszy zawiązano własny sztab miejski WOŚP.
