Co roku mundurowi interweniują ponad 14 tysięcy razy w centrach handlowych i blisko 10 tys. razy w mniejszych sklepach, w tym w butikach. Mowa o kradzieżach sklepowych kwalifikowanych jako przestępstwa. Drobnych kradzieży będących wykroczeniami jest kilkadziesiąt razy więcej.
Zgodnie z obowiązującą literą prawa za przestępstwo uznaje się kradzież cudzych rzeczy, których wartość przekracza 1/4 najniższego wynagrodzenia. W ub.r. kwota graniczna wynosiła 462,50 zł. Od stycznia br. jest to 500 zł.
To oznacza, że złodzieje, którzy wyjdą ze sklepu z towarem o niższej od granicznej wartości, „zapominając” za niego zapłacić, mogą się spodziewać jedynie mandatu karnego. Co prawda sankcje za taką kradzież zgodnie z Kodeksem wykroczeń mogą też być także inne, ale praktyka wskazuje na to, że nieuczciwi klienci niemal zawsze przyjmują proponowane przez policjantów mandaty.
Zawodowi amatorzy wchodzenia w posiadanie towaru bez płacenia doskonale o tym wiedzą. Wielu z nich to tak zwani stali bywalcy, którzy czując się bezkarnie, okradają te same sklepy po kilka razy. Działają w pojedynkę lub parami. W tym drugim przypadku zazwyczaj jeden odwraca uwagę sprzedawców, w czasie gdy jego kompan zgarnia z półek towar wprost do torby lub kieszeni. Największym zainteresowaniem cieszą się towary „pierwszej potrzeby”, czyli alkohole. Łupem sklepowych złodziei padają także słodycze, kawa oraz drogie kosmetyki, które łatwo upłynnić za pół ceny. ©℗
Przemysław Weprzędz, (gra)
Fot. Artur Bakaj