W sobotę na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie odsłonięto pomnik Ofiar Nacjonalistów Ukraińskich. W latach 1939 – 1947 na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w wyniku zaplanowanej akcji ludobójstwa zginęło ponad 100 tysięcy Polaków, który od wielu pokoleń mieszkali na kresach południowo-wschodnich II Rzeczpospolitej. Zginęli, zabici często w okrutny sposób, tylko dlatego, że byli Polakami.
Pomnik odsłonięty na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie jest symbolem pamięci o ofiarach tego ludobójstwa, ale i przestrogą, by podobna tragedia nigdy się nie powtórzyła, podkreślali mówcy, których przemówienie poprzedziły moment odsłonięcia monumentu. Inicjatorem budowy pomnika było środowisko 27 Wołyńskiej Dywizji AK w Szczecinie oraz stowarzyszenie Kresy Wschodnie Dziedzictwo i Pamięć.
W uroczystości, którą poprzedziła msza święta koncelebrowana przez księdza arcybiskupa Andrzeja Dzięgę w - wypełnionej po brzegi szczecinianami, gośćmi z kraju i zagranicy - kaplicy cmentarnej, wzięli udział między innymi prezes Instytutu Pamięci Narodowej Jarosław Szarek oraz duszpasterz środowisk kresowych ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Ojciec księdza T. Isakowicza-Zaleskiego, naoczny świadek zagłady wsi Krościatych w powiecie Buczacz w województwie tarnopolskim, napisał pod koniec życia, że „kresowian zabito dwukrotnie; raz przez ciosy siekierą, raz przez przemilczenie. A później dopisał, że ta śmierć przez przemilczenie gorsza jest od tej fizycznej”. Ksiądz przytoczył te słowa odnosząc się do wielu lat, także w wolnej Polsce, kiedy to temat „ludobójstwa na kresach” był tematem tabu.
- Dzisiaj pamięć o ofiarach ludobójstwa zostaje przywrócona – powiedział ks. Isakowicz-Zaleski. – Przez ostatnie 30 lat pamiętano o wielu innych zbrodniach, wywózkach na Sybir, o zbrodniach Niemców i Rosjan, ale ze względu na mit Jerzego Giedroycia i poprawność polityczną ta prawda była zapomniana. To zresztą widać nawet dzisiaj. Nie ma tu przedstawicieli władz państwowych – dodał.
Mówiąc o szczecińskim pomniku duszpasterz podkreślił rolę księdza arcybiskupa Andrzeja Dzięgi, „odważnego kapłana”, bez którego odsłonięcie tego pomnika byłoby niemożliwe. Podziękował też samorządowcom ze Szczecina, „zwłaszcza poprzedniej kadencji”.
Niezwykle emocjonalne było wystąpienie Jerzego Mużyły, prezesa stowarzyszenia Kresy Wschodnie Dziedzictwo i Pamięć : - Tu, na cmentarzu, króluje prawda. Ona zawsze jest jedna – powiedział prezes J. Mużyło. - Prawda jednak ciągle, nawet obecnie, jest zakłamywana.
Podziękował on przede wszystkim „świadkom tamtych wydarzeń, którzy przekazują wiedzę o tym, co wydarzyło się na kresach południowo-wschodnich w latach 1939-1947. Wymienił między innymi Mirosława Dona, Tadeusza Puszkina i Antoniego Dąbrowskiego.
Niezwykle mocno zabrzmiał głos kresowianina Antoniego Dąbrowskiego: - Rodzice z krzykiem zrywali się z łóżek, krzyczeli, że „bandery” idą. Doświadczyłem tego w domu. Z upływem czasu rany się zabliźniały. Wydawało się, że wszystko będzie dobrze. Zaczęło się robić normalnie. Ale upiory ludobójstwa na Ukrainie wracają. Rzeczywistość okazała się straszna. Ludobójcy wynoszeni są na Ukrainie pod niebiosa, ci, którzy siekierami rąbali polskie dzieci. Dlatego też niech ten pomnik będzie symbolem pamięci o ofiarach, które naród polski poniósł – dodał Antoni Dąbrowski, jeden z ostatnich świadków ludobójstwa na kresach południowo-wschodnich.
Symptomatycznie zabrzmiał głos Jarosława Szarka, prezesa IPN, który m.in. powiedział: - Wydawać by się mogło, że po Auschwitz, po Palmirach, Katyniu, Kołymie wszystko wiemy na temat zła, ale ludobójstwo na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej odsłania nam jego kolejne barbarzyńskie oblicze. No bo jaką ze strun trzeba poruszyć w mózgu człowieka, bo chyba nie w duszy, by rzucić się z siekierami na bezbronnych niewinnych ludzi, na kobiety, dzieci.
Autorem pomnika jest prof. Katarzyna Radecka.
Tekst i fot. R.K. CIEPLIŃSKI