– Ostatnio wystawiłam w grupie na Facebooku do oddania za darmo dziecięcy wózek – skarży się pani K. (dane do wiadomości red.). – Dzwoniło do mnie bardzo dużo osób w potrzebie, ale wybrałam niewłaściwą, bo gdy tylko „pojazd” mojego dziecka został odebrany, natychmiast pojawił się na portalu sprzedażowym z ceną 150 złotych. Nie myślałam, że ktoś chce w ten sposób zarobić – jestem po prostu wściekła. Nigdy już nie oddam niczego za darmo i przestrzegam wszystkich przed takimi „potrzebującymi”. Jak można się dorabiać w tak nikczemny sposób! – oburza się kobieta. – Pierwotnym celem było przekazanie wózka jakiejś instytucji, żałuję, że zdecydowałam się pomóc osobie prywatnej.
Historia pani K. to tylko kropla w morzu cwaniactwa. Młode mamy, niemające w rodzinie lub wśród znajomych dzieci, które mogłyby donosić ubranka, często decydują się oddać je biednym. Tyle że potem widzą – a darują nieraz rzeczy, których ich własne pociechy nawet nie ubrały – jak coś, co miało pomóc samotnej matce czy rodzinie wielodzietnej, jest wystawione na Allegro lub innych portalach. Podobnie ma się rzecz z zabawkami, książkami, grami, rowerkami.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 6 lipca 2017 r.
Katarzyna Lipska-Sokołowska
Na zdjęciu: Darowany „potrzebującemu” wózek natychmiast się znalazł na portalu sprzedażowym
Fot. Czytelniczka