Gwałtowne załamanie pogody i nawałnica uniemożliwiły większości morsów ze Szczecina i Polic wejście w strojach kąpielowych na szczyt Śnieżki. Cel osiągnęło tylko kilku z nich.
Śnieżka to najwyższy szczyt Karkonoszy oraz Sudetów. Jej oficjalna wysokość bezwzględna to 1602 m n.p.m. I właśnie na zdobycie wierzchołka tej góry przygotowywali się od września członkowie Stowarzyszenia Szczecińsko-Policki Klub "Morsy" im. Zbyszka Ulatowskiego. Wchodzenie rozpoczęli w sobotę rano (15 grudnia) z Karpacza.
- Ostatnie wydarzenia nie całkiem odpowiedzialnych osób zrobiły zły wizerunek tego typu aktywności. Szykując się przez wiele tygodni do tej imprezy mieliśmy więc na uwadze przede wszystkim bezpieczeństwo imprezy - zakomunikował mediom Ireneusz Kowieski, prezes klubu morsów.
Szczecinianie i policzanie z "pomocą Miasta Szczecin" trenowali wcześniej chodzenie po szczecińskich "górach", testowali reakcję na zimno, szkolili się w specjalnych technikach oddychania, które wspierają organizm w niskich temperaturach. Uczestnicy byli ubezpieczeni od ewentualnych wypadków. Wynajęli dwóch przewodników GOPR z którymi uzgodnili szczegóły. Mieli przy sobie wyposażenie ratunkowe: apteczkę, folie termiczne NRC, ogrzewacze chemiczne, ciepłe polary/kurtki, termosy, batony energetyczne, listę telefonów alarmowych. Każdy posiadał kijki oraz raki na buty
Jak zaznacza I. Kowieski, celem wyprawy nie było bicie rekordów, "wyścig pod górę i podobnie ekstremalne wyczyny". To m.in. promocja regionu
Sobotnia wspinaczka na śnieżkę przebiegała zgodnie z planem. Szlak został wcześniej wydeptany przez turystów. Uczestnicy ściągali odzież stopniowo, dopiero po wysiłku który rozgrzał ich organizmy. Do schroniska górskiego Dom Śląski położonego na wysokości 1400 m n.p.m. prawie wszyscy szli razem. Ale i tak było dość ciężko, bo różnica poziomów między startem a metą wynosiła 800 metrów, zaś długość trasy - około 6 kilometrów pod górę.
- Wszystko szło fajnie, dopóki na samej Śnieżce nie doszło do załamania pogody - relacjonuje prezes Kowieski. - Wiatr wiał tak mocno, że aż zapierał dech. Do tego sypał śnieg. Nie było nic widać, także obserwatorium.
Zdaniem szczecinianina prędkość wichury mogła osiągać nawet 130 kilometrów na godzinę. Nawałnica zatrzymała większość uczestników przed ostatnim odcinkiem na szczyt. Udało się tam dotrzeć tylko kilku morsom. - Ci, którzy tego dokonali, mogą być szczęśliwi, że weszli w ekstremalnych warunkach - podkreśla prezes morsów. Dodaje, że morsy powrócą na Śnieżkę - przy ładnej pogodzie.
(kl)
Fot. Klub "Morsy"