W człowieku drzemie naturalna potrzeba pomagania. Aby ją uruchomić, wystarczy impuls - dobry powód. Jak choćby Dzień Dobroczynności. Tym razem obchodzony w gościnnych progach "Kamienicy w lesie", a na rzecz podopiecznych szczecińskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Monika i Konrad Szymanikowie w Szczecinie prowadzą kameralną kawiarnię literacką, w której można przyjemnie spędzić czas przy aromatycznej kawie, kosztując pysznych ciast, a przy okazji poczytać lub kupić książkę, czy też nadać pocztówkę z jednym z klimatycznych zdjęć gospodyni a zarazem autorki „Kamienicy w lesie". W sobotę (5 bm.) otworzyli tę przyjazną przystań na pomaganie. Dedykując "Dzień Dobroczynności na Pocztowej 19" skrzywdzonym przez los i ludzi "braciom mniejszym" - podopiecznym Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
- Tyle nieszczęścia czeka w schroniskach na lepsze życie - mówi Monika Szymanik, wspominając swoje domowe koty - Madzię i Polę oraz psy - Melę i Czikę, przygarniane ze schronisk w Choszcznie, Kiczarowie i Szczecinie. - Właśnie z tego powodu nie ma sensu kupować zwierząt lecz warto je adoptować. Nie tylko dlatego, że im ratujemy życie. Za co odwdzięczać się będą dając nam radość każdego dnia. Dając nam lepszą jakość życia. Po prostu… pomaganie budzi w nas poczucie, że jesteśmy potrzebni.
Emilia Janowska z synem Mateuszem (11 l.) odwiedzili „Kamienicę w lesie" z darami: puszkami mokrej karmy dla psiaków i kociaków oraz kuwetowym żwirkiem. "Bo kto tym zwierzakom pomoże, jak nie my" - tłumaczyli, dlaczego postanowili odpowiedzieć na apel TOZ o wsparcie.
- Mam też swój osobisty powód: dzisiaj są moje urodziny, więc tego dnia radością chciałabym się dzielić z innymi. W Dniu Dobroczynności. Poza tym pomagamy rodzinnie, jak możemy, uczestnicząc we wszystkich akcjach na rzecz zwierząt w potrzebie. Odwdzięczając się im za to, co one ludziom dają, czyli za czułość, przywiązanie i prawdziwą przyjaźń: bezinteresowną, bez oceniania i zdrady - mówi p. Emilia, przy okazji wspominając ukochaną Dorkę, która niedawno odeszła za „tęczowy mostek" po 15 latach dobrego życia w ich rodzinie.
Przez długi czas wspierali Codiego - ślepego liska, pozostającego pod opieką Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu. Teraz mają pod własną - Ryśka, rezolutną świnkę morską. Powoli też się oswajają z myślą, że miejsce po ich słodkiej Dorce zajmie nowy psiak, oczywiście przygarnięty od TOZu czy ze schroniska.
Psycholożka zwierzęca Julia Stankiewicz, na co dzień pomagająca w wychodzeniu z traumy psom odebranym interwencyjnie przez Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, wpadła na pomysł zorganizowania w Szczecinie cyklu spotkań ph. „Kawa z psem". Czego premiera odbyła się w Cafe Berlin (ul. Bałuki), a odcinkiem drugim - specjalnym, bo przypadającym właśnie w Dniu Dobroczynności - sobotnie wydarzenie w "Kamienicy w lesie". Chociaż charytatywny aspekt owych spotkań ma ogromne znacznie, to jego ważnym aspektem jest również pokazanie szczecinianom lokali przyjaznych zwierzętom.
Katarzyna z Busterem, przed laty przygarniętym ze schroniska w Dobrej, taką listę tworzyła do tej pory bazując wyłącznie na własnych doświadczeniach. Znalazły się na niej m.in. „Alternatywnie" (al. Wojska Polskiego), „Bardzo Dobrze" (ul. Koński Kierat), „Chodzą Słuchy" (ul. Rayskiego"), „Dzień Dobry" (ul. Śląska) oraz „Towarzyska" (deptak Bogusława).
- Buster jest typowym przykładem wakacyjnego porzucenia. Znaleziony w lipcu na jednej z wyjazdówek ze Szczecina. Był przerażony, gdy trafił do schroniska. Ja zobaczyłam go niespełna trzy miesiące później, gdy zupełnie zrezygnowany, niemy i nieruchomy, siedział z nosem przy kracie. Miał wtedy półtora roku i chyba już nie wierzył, że cokolwiek dobrego może go jeszcze w życiu spotkać - wspomina p. Katarzyna (prosiła o zachowanie anonimowości). - Wydobycie go z traumy, czyli stanu kompletnej obojętności i wycofania, trwało bardzo długo. Chyba dopiero po pół roku zaczął okazywać radość na mój widok i witać mnie po powrocie do domu. Teraz, czyli sześć lat później, po jego dawnej traumie nie ma śladu: jesteśmy niemal nierozłączni i cieszymy się wspólnym życiem.
Azor (3 l.), Dino (10 l.), Misiek (10 l.), Nero (8 l.) i Stefan (8 l.) - to psiaki wciąż pozostające od opieką szczecińskiego TOZ, które nadal czekają na drugą szansę od losu: nowy dom i rodzinę. Podobnie jak wiele przyjaźnie mruczących kociaków. Warto dać im szansę na dobre życie. Pomóc… im i sobie.
- „Jaka jest najważniejsza rzecz, jaką powiedziałeś? - spytał chłopiec. - Pomóż mi - odparł koń". W życiu zwierzęta nie mają możliwości prosić. Dlatego im pomagamy - komentuje Monika Szymanik, wspominając, że w jej „kamienicy przy Pocztowej" jest dostępna także książka, z której pochodzi ów cytat: pt. „Chłopiec, kret, lis i koń" - Charlie Mackesy. Czyli jedna z najpiękniejszych opowieści budujących pozytywne emocje, kojąca, dająca nadzieję.
Podczas sobotniego "Dzień Dobroczynności na Pocztowej 19" zebrano mnóstwo karmy dla psiaków i kociaków uratowanych - mocą dobrego - przez wolontariuszy szczecińskiego TOZ. Kto nie zdołał osobiście uczestniczyć w tym wydarzeniu, też może pomóc. Przekazując dary w siedzibie Towarzystwa (ul. Ojca Beyzyma 17), uczestnicząc w jego wolontariacie, czy też wpłacając środki na konto tej organizacji pożytku publicznego. Każdy gest dobrej woli ma znaczenie.
Arleta NALEWAJKO
Fot. Mirosław WINCONEK