„Spekulanci!”, „Mam propozycję, aby zapamiętać sklepy, które drastycznie podniosły ceny w ostatnich dniach i je bojkotować” – klienci w kolejkach, a także na forach internetowych nie szczędzą ostrych słów wobec handlowców, którzy sprzedają mięso po wyższych niż dotychczas cenach.
A te poszybowały w górę o 6-7 złotych na kilogramie w przypadku wieprzowiny, wysokie ceny trzeba płacić także za filety z kurcząt – tu cena w niektórych sklepach osiągnęła prawie 30 złotych za kilogram.
Karkówka bez kości w cenie ponad 25 złotych za kilogram, choć przed pandemią można było ją kupić za niespełna 19 złotych, schab za 22 zł – wcześniej po 16,99-18,99 zł – klientów szokuje cena wieprzowiny, a także drobiu, choć tu głównie podrożały filety z piersi kurcząt – w niektórych placówkach handlowych aż do 29,90 zł.
– Branża jest bardzo dobrze przygotowana! W sobotę w PSS Społem filet z piersi kurczaka (dotychczas 14.99 zł/kg) kosztował 29,99 zł/kg. Czekamy na dalsze sukcesy. Aha, jakby coś, to mam paragon – pisze do „Kuriera” oburzony Czytelnik.
– To nie my windujemy ceny, sytuacja na rynku jest bardzo dynamiczna, filetów z kurczaka po prostu nie ma, więc dziś jest to rynek producenta, który reglamentuje towar i kształtuje ceny – tłumaczy Paweł Siemiński, wiceprezes PSS Społem. – To czas nadzwyczajny, także w handlu.
Trudną sytuację na rynku mięsa próbują tłumaczyć niektórzy konsumenci: – Jest popyt, to wzrasta podaż, w ostatnich dniach mieliśmy do czynienia z efektem owczego pędu po wszelkie zakupy, więc jest to wykorzystywane przez producentów – mówi napotkana przy ladzie w sklepie mięsnym pani Marta. – To nic odkrywczego, że ceny teraz szaleją.
Handlowcy mówią jednak o wzrastających cenach, nie tylko w kontekście koronawirusa i zwiększonych zakupów.
– Wyższe ceny, praktycznie co dostawę, mamy już od grudnia – wyjaśnia sprzedawca ze sklepu mięsnego „Gzella”. – Jedynie wołowina „trzyma” cenę, inne gatunki są o 1, 2 złote droższe w każdej nowej dostawie, tylko dzięki temu, że jesteśmy siecią, możemy pozwolić sobie na okresowe promocje.
Branża mięsna jeszcze dobrze nie odbudowała się po ptasiej grupie, producenci wieprzowiny ledwo opanowali afrykański pomór świń (ASF), dziś do tego doszły jeszcze problemy ze zbytem i transportem mięsa na rynki poza zamkniętymi granicami kraju – to wszystko dało znać o sobie w wysokich cenach mięsa.
– Jeśli o mnie chodzi, to zakup fileta za 29,90 zł był odosobnionym przypadkiem. Nie chodzę do sklepów, dziś bazuję na tym, co miałam w domu i zamrażarce – wyjawia pani Ewa, która drogi drób kupiła w sklepie na Gocławiu. – Niestety, ludziom się w głowach poprzewracało od tej zbiorowej histerii. Ceny mięsa są wyższe, bo są braki w hurtowniach i ubojniach. Popyt równa się podaż. Tak działa rynek. Dopóki mieszkańcy będą tak tłumnie wykupywać produkty, dopóty ceny będą szybować w górę. Tu nie ma co winić sprzedawców, tylko prosić społeczeństwo o rozwagę, pozostanie w domach i mądre gospodarowanie zapasami. ©℗
(kel)
Fot. Czytelnik