Prof. Bogusław Liberadzki z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który ponownie uzyskał mandat europosła z naszego okręgu, uważa, że formuła Koalicji Europejskiej w eurowyborach - mimo klęski w skali kraju - sprawdziła się. I jest zwolennikiem kontynuowania formuły koalicyjnej w wyborach do parlamentu.
- Idea Koalicji Europejskiej była słuszna. A ta idea to znaczy: być w pociągu wspólnotowym, który jedzie do celu, który się nazywa dobrobyt, rozwój i bezpieczeństwo. Chciałbym, abyśmy nie zatrzymywali się na przystanku oznaczającym spór z instytucjami europejskimi, bo wtedy pociąg odjedzie - ocenił polityk, który dostał się do PE z listy KE razem z Bartoszem Arłukowiczem. - Drugiego lipca odbędzie się posiedzenie plenarne Parlamentu Europejskiego. Od tego czasu rozpoczyna się praca i pierwszym zasadniczym problemem dla nas będzie perspektywa budżetowa 2021 - 2027. Liczę na to, że będziemy tu mogli znaleźć porozumienie ponad podziałami, czyli razem z Prawem i Sprawiedliwością głosować za większymi środkami dla Polski, w tym dla naszego regionu.
To, czy SLD pozostanie w koalicji, rozstrzygnie się 9 czerwca, kiedy wśród członków partii odbędzie się referendum w tej sprawie. Sam Liberadzki, przynajmniej na dzisiaj, jest przekonany, że kontynuowanie koalicji to dobry pomysł.
- Spodziewaliśmy się innego wyniku i traktujemy to z całą powaga - przyznał Liberadzki odnosząc się do rozstrzygnięcia wyborów do PE. - Decyzje, które podejmował rząd i partia rządząca, miały raczej charakter motywacyjny, i nie miały wiele wspólnego z tym, co dzieje się w Unii Europejskiej, tylko zachęcające: drodzy wyborcy, powinniście lubić Prawo i Sprawiedliwość, bo zobaczcie, my wam dajemy. Natomiast my byliśmy zawsze po stronie takiej: tak, dajemy, tylko trzeba wiedzieć, że będzie nas stać na to za rok, za dwa i za trzy. Tego, co dało Prawo i Sprawiedliwość, nikt nie zabierze. Natomiast to, gdzie Prawo i Sprawiedliwość nam zabrało, będziemy chcieli zwrócić. Będziemy chcieli zwrócić silną pozycję Polski. Gdyby nastąpił brexit - a daję 52% szans, że nie nastąpi - to Polska byłaby piątym największym krajem Unii Europejskiej a to zobowiązuje.
Dla Liberadzkiego ważne jest także, aby w przeciągu 3,4 lat unijna płaca minimalna wynosiła tysiąc euro. Według niego zgodzą się na to także polscy przedsiębiorcy, bo zrozumieją, że bez tego ruchu zwyczajnie zabraknie im rąk do pracy.
- Ludzie chcą mieć pieniądze głównie z godnej pracy, a nie z socjalu - puentował polityk. ©℗
(as)
Fot. Dariusz Gorajski