Czy na terenie Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Rewalu znajdują się zakopane 21 lat temu zwłoki dwóch nastolatków? Na pytanie to usiłuje odpowiedzieć od lat matka jednego z zaginionych wychowanków ośrodka Wiesława Ziemniak. Jej 14-letni wówczas syn Andrzej, który pochodził z Szamotuł, zaginął w marcu 1999 roku razem ze swym rówieśnikiem spod Łodzi. Andrzej trafił nad morze z podobnego ośrodka z Poznania za drobne kradzieże.
Ośrodek w Rewalu - jak twierdzi matka - poinformował ją o zniknięciu syna, dopiero po kilku dniach. Policja otrzymała zgłoszenie, ale chłopców do dziś nie odnalazła. Matka prowadzi poszukiwania na własną rękę, bo jak mówi, nie ma zaufania do policji.
Kilka lat temu jeden z jasnowidzów stwierdził, że ciało chłopca może być zakopane na terenie rewalskiego ośrodka koło studzienki kanalizacyjnej znajdującej się się blisko pomieszczenia gospodarczego, które już dziś nie istnieje. Osiem lat temu kolejny jasnowidz Krzysztof Jackowski z Człuchowa, potwierdził tę teorię. Po nim jeszcze inny, tym razem z Łodzi, wskazał to miejsce. Rok temu ekipa policyjna z Katowic za pomocą georadaru przeszukała teren ośrodka. Jedynie we wskazanym przez jasnowidzów miejscu urządzenie potwierdziło, że mogą być tam zwłoki na głębokości ok.130 cm.
Na początku lipca ub. roku we wskazanym miejscu zaczęto szukać zwłok. Kiedy dół kopany przez koparkę osiągnął głębokość prawie dwóch metrów, rodzina zaginionego Andrzeja (druga nie uczestniczy w poszukiwaniach) zauważyła kawałek materiału. W chwili gdy operator wykopał drugą łyżkę piachu, to ukazały się w niej kości. W tym momencie matka poszukiwanego doznała szoku. Z pomocą pośpieszyli jej ratownicy medyczni. Prace przerwano w oczekiwaniu na prokuratora, który przybył na miejsce.
Kiedy koparka wznowiła pracę policjanci wybierali coraz więcej kości, które układano w jednym miejscu. Wiele z nich było pociętych na małe kawałki. Biegły sądowy z zakresu medycyny, który przybył ze Szczecina, stanowczo stwierdził, że to nie są kości ludzkie. Prace przerwano, wykop zasypano, a zebrane kości zabrano do analizy. Ta nie wykazała, że były to kości ludzkie.
W miniony wtorek ponownie odbyło się szukanie na terenie MOW zwłok zaginionych 14-latków. Tym razem za sprawą nieco kontrowersyjnego jasnowidza Marka Szwedowskiego (m.in. widzi różne postacie na szybach i ma dar słyszenia głosów zmarłych), który stwierdził, że zwłoki zakopane są kilkanaście metrów dalej (koło polanki na ognisko) od miejsca, które przeszukiwano latem minionego roku. Po kilku godzinach koparka na głębokości ok. dwóch metrów dotarła do 23 kości, które przesłane zostaną do badania, ale jak twierdzą świadkowie nie były to kości ludzkie. Nie znaleziono jednak czaszki. Wykopano sweter, który matka Andrzeja rozpoznała i stwierdziła, że należał do syna. Kolory swetra były dobrze zachowane, co skłania jednak do zapytania, czy po tylu latach pobytu w ziemi jest to możliwe, by nie stracił barwy. Ustalą to badania laboratoryjne, ale jak twierdzą świadkowie, sweter był na dorosłego człowieka, a nie na drobnego 14-latka.
***
Czy dwaj nastolatkowie zostali zamordowani, czy też uciekli do innego kraju (jedna z hipotez) i nie dają znać o sobie? To jedno z wielu przypuszczeń, na które brak odpowiedzi. Czy na sprawie tej chcą zaistnieć i zareklamować swoje usługi jasnowidzowie, których wielu wskazuje teren MOW w Rewalu, jako ewentualne miejsce pochowania zwłok?
Czy ewentualny morderca, który gdyby dopuścił się zbrodni, grzebałby swoje ofiary w wykopanym przez siebie dwumetrowym dole, który kopałby kilka godzin na oczach innych wychowanków - pod oknami ich pokoi? Czy liczył na zmowę milczenia, że nikt go nie wyda? Nawet, gdyby zmusił wszystkich do milczenia, to przecież po 20 latach od zbrodni na pewno ktoś ze świadków poinformowałby organa ścigania (chociażby listem anonimowym) gdzie są pochowane zwłoki.
Prawda jest bowiem taka, że na terenie ośrodka były dokonywane liczne wykopy i przekopy (kanalizacja, itp.), do których pracownicy kuchni wysypywali odpady (kości także), które teraz są odkopywane. Wyrzucano różne śmieci, jak chociażby wykopane w lipcu kawałki szmat, a być może nawet garderobę i znaleziony kilka dni temu sweter.
Być może moje słowa są okrutne, ale zdaję sobie także sprawę, że rodzina zaginionego 21 lat temu 14-latka ma prawo żyć nadzieją i tej nie można jej odebrać. Bo każdy ma prawo mieć grób, na którym zapala znicze wspominające najdroższą osobę.
Tekst i fot. Mirosław KWIATKOWSKI