Nie milkną echa publikacji „Kuriera Szczecińskiego” z 22 listopada ub.r. pt. „Games, Pacynek, Kajak54, Mike13… Pięć twarzy dziennikarza”, dotyczącej hejterskiej obecnie działalności Mirosława Kwiatkowskiego, byłego dziennikarza naszej gazety, zarejestrowanego jako tajny współpracownik służby bezpieczeństwa – TW Games.
Przypomnijmy, że w rozmowie z „Kurierem” Kwiatkowski, przyznał się, że pisał na forum Gazety Wyborczej (pisać komentarze może każdy, kto wykupił prenumeratę – red.), pod pseudonimami Pacynek, Kajak54, Mike13. Zanim ujawniliśmy jego tożsamość, zamieszczał tam treści plugawe, można się z nimi wciąż zapoznać. Obrażał znienawidzone przez siebie osoby publiczne, znieważał kobiety, wyśmiewał osoby (wg niego) homoseksualne. Z tego m.in. powodu redakcja „Kuriera” ostatecznie zrezygnowała ze współpracy z Kwiatkowskim. Od tej pory, pisząc pod pseudonimem Mike13 bardziej uważa na słowa dotyczące osób znanych, rozpoczął natomiast w internecie kampanię nienawiści wobec „Kuriera Szczecińskiego”. Szkaluje i opluwa wybrany przez zespół zarząd. Kłamiąc, powołuje się na Radę Nadzorczą spółki, która stanowczo zaprzecza, by udzielała tej osobie jakichkolwiek informacji.
Kwiatkowski przez ponad 30 lat, pracując jako dziennikarz, ukrywał swoją prawdziwą tożsamość tajnego współpracownika. Kiedy prawda wyszła na jaw, tłumaczył, że wówczas pracował jako spiker i był „niestety podległy”, że „służby miały pewien nadzór nad nim”. „Służby przyszły, kazały napisać oświadczenie” – wyjaśniał Mirosław Kwiatkowski. Dlaczego uległ? Za obietnicę etatu, czy może służby miały na niego haka? W teczce Kwiatkowskiego są informacje, że zajmował się „zabezpieczeniem środowiska dziennikarskiego oraz sportowego”. W tym też czasie pracował także jako nauczyciel. Opinia SB o Kwiatkowskim: „Pozytywnie ustosunkowany do naszej służby, potrafi zachować tajemnicę”.
Po publikacji pt. „Pięć twarzy dziennikarza” w listopadzie 2024 r. Mirosław Kwiatkowski, przysłał do naszej redakcji „sprostowanie”. Nie spełniało ono jednak wymogów prawa prasowego, by mogło zostać opublikowane. Były współpracownik Służby Bezpieczeństwa PRL, rozesłał je więc po szczecińskich redakcjach. Żadna go jednak nie opublikowała.
Redaktor prowadzony?
Niektórzy mówili, że co prawda pisze kiepsko (każdy tekst wymagał żmudnej pracy redaktorskiej przed publikacją), ale za to ujawnia afery z „kanciarzami, oszustami, złodziejami i wyzyskiwaczami”. Miał opinię pogromcy aferzystów… I rzeczywiście udało mu się udowodnić i opisać różne poważne nieprawidłowości. To dlatego redakcja „Kuriera” go zatrudniała. Niektórzy dodawali jednak, że często atakował konkretne wybrane osoby, przez całe lata, bywało, że aż do śmierci. Dziś już wiadomo, że nie zawsze sam wybierał swoje tematy (czytaj: bohaterów swoich tekstów). Mirosław Kwiatkowski, późniejszy Pacynek (jeden z pseudonimów dziennikarza, który zamieniał się w internetowego trolla), był bowiem wcześniej TW Gamesem. Obecnie określenie „komunistyczny donosiciel” nie robi na nikim większego wrażenia. 30 lat temu oznaczałoby jednak cywilną śmierć.
Kwiatkowski bardzo bał się ujawnienia jego współpracy z SB. Oficerowi prowadzącemu skarżył się, że „obiecano mu tajemnicę współpracy, a doszło do tego, że nieznani mu funkcjonariusze po pijanemu w jednej z restauracji mówili o fakcie jego współpracy z SB. Doszło to także do środowiska dziennikarskiego”.
Ta niejawna tożsamość była wysoką ceną, jaką zapłacił i - w jakiejś mierze – płaci do dziś, by spełniło się jego marzenie o byciu dziennikarzem.
Sugerował prowadzącemu, że ma informacje, ale był zniechęcony brakiem postępów w załatwieniu mu pracy. Współpracę z TW Gamsem służby zakończyły zdaniem: „Dalsza współpraca z TW ps. Games jest możliwa przy widocznych korzyściach dla TW”.
Jeszcze raz zaglądamy do teczki TW Gamesa
W archiwum IPN w Szczecinie znajduje się zaledwie około 30 procent zawartości teczki tajnego współpracownika o pseudonimie Games. Reszta – jak się dowiedzieliśmy w Instytucie – może znajdować się w „innym miejscu”. W 1989 roku funkcjonariusze SB pozostawili na karcie nr 4 adnotację o treści „nie filmować”, co oznaczało – nie rejestrować na kliszy światłoczułej, co najmniej kilkunastu stron dokumentów odnoszących się bezpośrednio do współpracy SB z M. Kwiatkowskim.
Współpraca z SB obejmuje lata 1987-1989 r. Z kart, które znajdują się w teczce TW Gamesa wynika, że Kwiatkowski współpracował chętnie. Funkcjonariusze chwalili go za otwartość, zaangażowanie i właściwą postawę. Miał silną motywację; chciał dostać etat dziennikarza w „Kurier Szczecińskim”. Współpracował też z „Głosem Szczecińskim”, organem PZPR, gdzie mu się także nie udawało etatu zdobyć, choć funkcjonariusze się starali. Na przeszkodzie stanął redaktor Sokalski, któremu Kwiatkowski nie przypadł do gustu.
W teczce TW Gamesa znaleźliśmy między innymi informacje, że w latach osiemdziesiątych Mirosław Kwiatkowski zatrudniony był w szkołach podstawowych. Pracował w Szkole Podstawowej nr 3 przy ul. W. Reymonta oraz w Szkole Podstawowej nr 41 przy ul. Cyryla i Metodego.
Pacynkowe seanse nienawiści
Na archiwalnych stronach Radia Szczecin można przeczytać między innymi: „Po 1989 r. specjalizował się w atakowaniu działaczy opozycji antykomunistycznej, którzy angażowali się w działalność polityczną i samorządową”. Czy i ten klucz stosował w swoich „śledczych” tekstach dotyczących choćby przedsiębiorczości?
Do dzisiaj opluwa w internecie, często bez opamiętania, głównie jednak publiczne osoby o konserwatywnych lub prawicowych poglądach. Czasem się jednak zapomina w trakcie swoich seansów nienawiści jako internetowy troll. Tryska wówczas jadem na lewo i prawo. Niekiedy, jakby w pijanym widzie, kąsa niemal na oślep. Jak wówczas, kiedy wymieniał „polityków na S jak s…” (Słowik, Szałabawka, Sochański), nazywając ich szmatami.
„A to była taka fajna gazeta kiedyś…”
Przed publikacją tekstu o M. Kwiatkowskim, z powodu którego mści się teraz na gazecie, poinformowaliśmy zespół, że zamierzamy napisać o Kwiatkowskim. Ani wtedy, ani po publikacji artykułu, żaden z pracowników „Kuriera” się za nim nie wstawił. Wręcz przeciwnie. Przypominano m.in. poruszoną na kolegium redakcyjnym skargę ówczesnej kierowniczki magazynu „Kuriera”, że Kwiatkowski na nią krzyczy i się go boi. Próbkę jego możliwości prezentujemy na zdjęciu. To obrazek załączony do maila skierowanego do zastępcy redaktora naczelnego, także kobiety, z podpisem: „To z Ciebie zostanie za wycinanie” (chodziło o redagowanie tekstu).
Wpisy Mirosława Kwiatkowskiego łatwo rozpoznać, nawet jeśli są pod różnymi nickami. Często jego wypowiedzi – niczym szkolnego skarżypyty – zaczynają się od frazy – „A ten… to…” Kwiatkowski donosi więc wszem i wobec, że „Kurier upada”, że „nakład się nie sprzedaje”, „że gazeta się zeszmaciła”, że „traci czytelników, sprzedaż spada” i uprzejmie informuje władzę (tę słuszną, od której – co wynika z perswazyjnego stylu – spodziewa się pochwały), że nasz dziennik promuje niewłaściwe poglądy polityczne oraz niewłaściwych posłów, o kobietach wyraża się nierzadko bardzo obraźliwie.
Wyraźnie kieruje swoje donosy do włodarzy, polityków, ale tylko tych „słusznych” i ogłoszeniodawców, sugerując, by nie inwestować w gazetę, nie kupować, by głodzić. Szczuje na redakcję, na wydawcę, pisze swoje donosy na różnych forach do dysponentów publicznych pieniędzy. Często wywody swoje kończy frazą: „A kiedyś była to taka porządna gazeta”, w domyśle: kiedyś, kiedy… on był tam etatowym dziennikarzem.
Latem M. Kwiatkowski był nadmorskim korespondentem „Kuriera Szczecińskiego”. Redakcja otrzymywała wówczas skargi na jego zachowanie. Najgłośniejszym echem odbiła się jego relacja z koncertu Dody. Menagement artystki wydał po nim takie oświadczenie: „Jeszcze przed koncertem zostaliśmy ostrzeżeni przed Mirosławem Kwiatkowskim, piszącym dla Kuriera Szczecińskiego. Znając przeszłość tego „dziennikarza”, postanowiliśmy w ramach wyjątku (zawsze jesteśmy otwarci na współpracę z mediami) nie udzielać mu akredytacji. Mimo to, pojawił się on w prywatnej strefie koncertowej. Kilkukrotnie został on upomniany, niestety bezskutecznie. W stanie wskazującym na spożycie alkoholu zachowywał się skandalicznie – natarczywie próbował wykonać Dodzie zdjęcia, wręcz wkładając obiektyw pod spódnicę Artystki czy towarzyszących jej tancerek. Dodatkowo wyrażał się wulgarnie o Dodzie. Jedna z osób zajmujących się organizacją imprezy poinformowała nas o tym, iż Pan Kwiatkowski miał w sądzie sprawę o molestowanie nieletniej dziewczyny. Po tej informacji ochrona wyprowadziła w/w Pana z backstage’u”.
Odkąd relacje znad morza prowadzą inni dziennikarze, nie wpłynęła na ich zachowanie żadna skarga.
Dodajmy, że pracując jeszcze w „Kurierze”, często powoływał się na znajomości i dobre układy z politykami, m.in. senatorem Tomaszem Grodzkim. Przywołując hejterskie, obrzydliwe i wulgarne wpisy Kwiatkowskiego, zapytaliśmy o to senatora Grodzkiego. Odpowiedział m.in., że nie utrzymuje kontaktów z Mirosławem Kwiatkowskim, a jego wpisami nie warto się przejmować.
Twarz szantażysty
Szóstego lutego br. M. Kwiatkowski przysłał do redakcji maila z jawną groźbą i szantażem: „Ponawiam swoją prośbę (odmawiał zwrotu służbowego telefonu, chciał go zatrzymać) i proponuję zawieszenie broni. Kurier zdejmuje tekst z internetu („Pięć twarzy dziennikarza”, przyp. autora), a ja nie komentuję Pana działalności”.
Szantaż nie poskutkował. Kolejny mail od M. Kwiatkowskiego przyszedł 10 lutego: „Liczyłem na odpowiedź, ale jej nie otrzymałem, chociaż rękę wyciągnąłem. Zemsta będzie słodka: zaczniemy od spadku sprzedaży gazety, zniechęcając czytelników od jej kupowania… Pomysł podsunął mi kumpel z Poznania: ja pomogę jemu on mnie!!!!”.
Kwiatkowski, zgodnie z własną zapowiedzą, rozsiewa więc „informacje”, które mają zaszkodzić wydawcy „Kuriera Szczecińskiego”, zniechęcić czytelników, ogłoszeniodawców, sprawić, by jedyny niezależny dziennik na Pomorzu Zachodnim, który bez przerwy pozostaje w polskich rękach, a w tym roku obchodzi 80-lecie istnienia – po prostu zniszczyć.
Sytuacja „Kuriera Szczecińskiego” jest trudna. Od wielu lat. Po przemianach ustrojowych gazeta walczyła o swoją niezależność, opierając się m.in. próbom wrogiego przejęcia przez zachodni koncern. Z polskich gazet regionalnych tylko „Kurierowi” udało się pozostać w rękach pracowników. Cena ekonomiczna, jaką za to zapłacił, jest olbrzymia. Nietrudno sobie wyobrazić mały podmiot rywalizujący z koncernami. Podmiot, który nie ma ani ekonomicznego, ani politycznego zaplecza. Oczywiście wiadomo też, jaka jest sytuacja prasy obecnie, nie tylko „Kuriera Szczecińskiego”. Zła.
Kwiatkowski, usiłując szkalować pracowników „Kuriera” rozsiewa „informacje”, że obecnie „Kurier” istnieje tylko dlatego, że sprzedał budynek (około 60 proc. budynku przy placu Hołdu Pruskiego należało do naszej spółki). Przypomnijmy więc. Jeszcze kilka lat temu trudna sytuacja gazety spowodowała olbrzymie trudności finansowe. Po 2020 roku obecny zarząd spłacił kilkaset tysięcy zaległości i pożyczek z lat ubiegłych, całkowicie wyprowadzając firmę z zadłużenia, udało się nawet w jednym roku osiągnąć niewielki zysk. A następnie sprzedał budynek, na którego utrzymanie nie było go stać.
Wyjście z kryzysu było możliwe dzięki ciężkiej pracy całego zespołu, który wziął na siebie więcej obowiązków, a także dzięki naszym Czytelnikom, którzy wciąż chętnie sięgają po „Kurier”. Dziękujemy. ©℗
Roman Ciepliński
O sprawie pisaliśmy już wcześniej tutaj.