Trudno uwierzyć w taką historię. Bo oto normalny, wydawałoby się, człowiek okazuje się bezmyślnym „śmieciarzem”. Wyrzuca poremontowe odpady przy ul. ks. Anny w Szczecinie i spokojnie odjeżdża, uznając zapewne, że jest bezkarny. A tu okazuje się, że jest także bezmyślny. Bo te śmieci, które wyrzucił przy drodze, prowadzą do niego jak... po sznurku.
Funkcjonariusz Straży Miejskiej, który przyjął zgłoszenie o stercie odpadów przy szczecińskiej ulicy, nie miał większych problemów z ustaleniem, skąd one pochodzą. Przyjrzał się im dokładnie, a potem zadzwonił do właściciela firmy budowlanej, który jako winowajcę wskazał... wspólnika. I on przyznał się do winy. Stawił się w miejscu, gdzie wyrzucił śmieci, przyjął mandat karny na kwotę 500 złotych i zobowiązał się do szybkiego uprzątnięcia tego dzikiego wysypiska. Odpady wywiezione zostały do specjalistycznej firmy zajmującej się utylizacją. Śmieci przy ul. ks. Anny wyrzucone zostały 22 listopada, a usunięto je dwa dni później. Sprawcę kosztowało to dużo więcej niż mandat karny, bo sprzątanie i transport też kosztują. Nie mówiąc już o wizerunku.
Smutne jest to, że takich sytuacji jest więcej. A przecież odpady, także te poremontowe, można wywieźć np. do ekoportu w ramach normalnej opłaty dla wszystkich mieszkańców za wywóz i zagospodarowanie odpadów. ©℗
(mos)
Fot. Archiwum Straży Miejskiej w Szczecinie