Pomysł resortu spraw wewnętrznych i administracji, by powstała i dostępna była dla wszystkich mapa zagrożeń, budzi mieszane uczucia. Konsultacje we wszystkich regionach kraju zaczęły się zimą, teraz - po ich zakończeniu, policja przedstawiła prototyp aplikacji.
Kontrowersje wzbudza chociażby to, że w wielu dzielnicach mogą spaść ceny nieruchomości lub też wzrosnąć, jeśli okaże się, że jest tam wyjątkowo niebezpiecznie albo też bezpiecznie. Co ważne - opracowanie powstanie na podstawie uwag mieszkańców, jak i statystyk policyjnych, a także innych służb.
- Mapa powstała przy aktywnym udziale lokalnych społeczności. W konsultacjach wzięło udział ponad 200 tys. obywateli. W tym czasie odbyło się ponad 11 tys. spotkań - informuje biuro prasowe MSWiA.
W Szczecinie największa konferencja z udziałem przedstawicieli urzędu wojewódzkiego, władz samorządowych z powiatów, strażników miejskich, strażników leśnych, ratowników wodnych, inspektorów handlowych itd. odbyła się w lutym. Dzisiaj wiadomo już, że na mapie znajdziemy informacje o kradzieżach, rozbojach, bójkach, pobiciach, oszustwach, gwałtach, o wypadkach i przestępstwach związanych z narkotykami. Aplikacja ma być interaktywna, tzn. każdy będzie mógł aktualizować dostępne na niej treści. Jeśli podamy wiadomość, policja ją zweryfikuje. Gdy okaże się prawdziwa, zostanie wprowadzona do internetu.
Na razie nie wiadomo, kiedy dokładnie aplikacja zacznie działać, jak i to kiedy ruszy ogólnopolska akcja „Poznaj swojego dzielnicowego” (jest ona odpowiedzią na liczne postulaty społeczeństwa).
MSWiA zobowiązało także Komendę Główną Policji do tego, by przeanalizowała wnioski dotyczące przywrócenia posterunków, wpłynęło ich sto, najwięcej z podlaskiego, kujawsko-pomorskiego, mazowieckiego i świętokrzyskiego.
(kol)
fot. Mirosław WINCONEK/archiwum