Propozycja Komisji Europejskiej dotycząca reformy unijnej polityki azylowej brzmi jak pomysł ogłoszony w prima aprilis - ocenił w Pradze minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski.
Komisja Europejska zaproponowała w środę (4 maja) reformę unijnej polityki azylowej. Zakłada ona wprowadzenie stałego systemu dystrybucji uchodźców, który byłby uruchamiany automatycznie w sytuacji kryzysowej. Jeśli do jakiegoś kraju napłynie nieproporcjonalnie duża liczba uchodźców, o połowę większa niż ustalony z góry próg, to automatycznie nowi uchodźcy będą rozsyłani do innych państw unijnych według nowego systemu relokacji. Komisja zostawia jednak furtkę dla krajów niechętnych przyjmowaniu uchodźców. Będą one mogły odstąpić od udziału w relokacji na rok, ale w zamian muszą zapłacić 250 tys. euro za każdego uchodźcę, którego nie przyjmą. Pieniądze trafią do kraju, który przejmie odpowiedzialność za danego migranta.
- Chcielibyśmy zwrócić się do Komisji Europejskiej, żeby nie szła tą drogą. Decyzja co do kwot została podjęta (...). Cały czas się zastanawiam, czy to jest poważna propozycja, ponieważ to brzmi jak pomysł, który pojawił się w prima aprilis - powiedział szef MSZ na konferencji prasowej po spotkaniu szefów dyplomacji państw Grupy Wyszehradzkiej i Partnerstwa Wschodniego w Pradze.
W późniejszej wypowiedzi dla mediów wyemitowanej w TVN24 Waszczykowski zaznaczył, że od kiedy usłyszał o propozycji KE, ciągle się zastanawia, "czy to jest jakiś okrutny żart, czy ona jest poważna".
- Dlatego, że rozmawiamy o poważnych problemach, o ludziach, o życiu ludzi, o ich możliwości życia tu czy tam, i nagle frymarczy się jakimiś cenami, pieniędzmi. W ubiegłym roku oferowano nam 6 tys. euro za przyjęcie uchodźcy, dzisiaj nakłada się na nas karę 250 tys. euro, jeśli byśmy uchodźcy nie chcieli przyjąć. To jest nie do przyjęcia, tego typu myślenie - powiedział szef polskiej dyplomacji.
(pap)
Na zdjęciu: Witold Waszczykowski na środowym spotkaniu Grupy Wyszehradzkiej
Fot. EPA/FILIP SINGER