Pół wieku temu, dokładnie na 20-lecie istnienia klubu, Pogoń zdołała wejść na poziom, na jakim wcześniej nie była. Doświadczony trener Stefan Żywotko z drużyny notorycznie broniącej się przed degradacją, znajdującej się na peryferiach nie tylko polskiego futbolu, ale również polskiego życia społecznego, z piłkarzami niechcianymi w innych klubach, zdołał stworzyć zespół, który po raz pierwszy w historii wdarł się do górnej połowy tabeli.
Zespół był bliski zajęcia miejsca w pierwszej czwórce, potwierdził swoją dyspozycję w rundzie jesiennej roku 1968, którą zakończył na 7. miejscu z nieznacznymi stratami do czołówki. To wtedy piłkarska Polska tak naprawdę usłyszała o reprezentacyjnym potencjale takich piłkarzy, jak: Wojciech Frączczak, Waldemar Folbrycht, Zenon Kasztelan czy Marian Kielec.
Rok 1968 to była absolutna dominacja w polskim futbolu klubów z Górnego Śląska. Niemal każda kopalnia miała ambicję kibicowania swojej drużynie, na Górnym Śląsku zamieszkało po wojnie najwięcej trenerów wywodzących się z Lwowa, tam kształcili się najlepsi piłkarze, tam były największe pieniądze, największe możliwości.
Połowę 14-zespołowej ekstraklasy tworzyły kluby śląskie i nie były to drużyny broniące się przed spadkiem. One rozdawały karty, a jedynym klubem spoza Górnego Śląska mogącym im się przeciwstawić była Legia Warszawa. Przez całą wcześniejszą dekadę na podium rozgrywek stawały zawsze przynajmniej dwa śląskie kluby naciskane przez kolejne, nie mniej silne.
Górny Śląsk, Legia i Pogoń
W sezonie 1967/68, w którym Pogoń po raz pierwszy w historii uplasowała się w górnej połowie tabeli, w pierwszej szóstce sklasyfikowane były cztery śląskie kluby, do których dokooptowały Legia i Pogoń. Sezon później Pogoń już wypadła z pierwszej szóstki. Pięć najwyższych miejsc na sześć możliwych stało się łupem klubów śląskich.
Piłkarska Polska funkcjonowała w tamtym czasie praktycznie w Polsce centralnej (Legia, Gwardia, ŁKS) i w Polsce południowej (kluby śląskie i krakowskie). Nie liczyły się zupełnie kluby z Poznania, Wrocławia, Trójmiasta czy Białegostoku, co dziś wydaje się trudne do zrozumienia.
Pierwszym klubem, który próbował wyłamać się spoza istniejącego, mocno skostniałego układu była właśnie Pogoń. Do ekstraklasy powróciła w roku 1966, rok wcześniej wywalczyła tytuł wicemistrza Polski juniorów, trener Żywotko nie tylko wprowadził zespół do najwyższej klasy rozgrywkowej, ale dokonał rewolucji kadrowej, wprowadził mnóstwo młodych piłkarzy, wychowanków, ale też młodzieżowców pozyskanych z innych rejonów Polski.
Pogoń w roku 1968 dorobiła się reprezentanta Polski. Został nim Waldemar Folbrycht, wcześniej tylko raz Marian Kielec grał w reprezentacji. Na tamten czas to było spore wydarzenie. Przede wszystkim jednak Pogoń skutecznie włączyła się do rywalizacji z mocnymi, bogatymi i doświadczonymi klubami śląskimi i wielokrotnie z tych konfrontacji wychodziła zwycięsko.
Druga publiczność w kraju
Pogoń w roku 1968 miała jedną z najlepszych, najliczniejszych publiczności w kraju. To wtedy narodził się mit o szczecińskich kibicach, którzy stanowili dla drużyny dodatkową siłę, dodatkową moc, jakiej trudno doświadczyć w innych miastach. Entuzjazm i euforia były w Szczecinie niespotykane, piłkarze po wygranych meczach noszeni byli na rękach.
W sezonie 1967/68 mecze Pogoni w Szczecinie obserwowało na stadionie łącznie blisko ćwierć miliona ludzi, średnio ponad 18 tysięcy na jednym spotkaniu. To była druga najliczniejsza widownia w kraju, więcej ludzi przychodziło tylko na mecze Ruchu Chorzów, który wiele ze swoich spotkań rozgrywał przy kilkudziesięciotysięcznej widowni na Stadionie Śląskim w Chorzowie.
Ruch, to była wtedy najsilniejsza drużyna w kraju, która w sposób niespodziewany przełamała pięcioletnią hegemonię lokalnego rywala Górnika Zabrze. W całym sezonie przegrała tylko dwa razy – w derbach z Górnikiem Zabrze i z Pogonią w Szczecinie.
Pogoń w roku 1968 wygrywała na własnym boisku niemal ze wszystkimi śląskimi gigantami. Między innymi pokonała kroczący po mistrzowski tytuł zespół Ruchu Chorzów 1:0 (0:0) po golu w końcówce spotkania Joachima Gacki, wychowanka Polonii Bytom, dla którego taki gol był czymś więcej niż zwykłą strzeloną bramką. To był jedyny gol tego piłkarza w sezonie zdobyty w meczu rozegranym w niezwykle udanej końcówce sezonu, ale jakże dla niego istotny.
Pogoń rozdawała karty
Pogoń w ostatnich meczach sezonu 1967/68 rozdawała karty, pogrążyła utytułowane kluby – Gwardię Warszawa i ŁKS Łódź. Oba te zespoły pokonała i sprawiła, że te spadły do II ligi. Ten drugi dopiero po raz drugi w historii, wtedy pierwszy raz po 15 latach.
Pogoń zajęła 6. miejsce z taką samą zdobyczą punktową jak dwa wyprzedzające ją śląskie kluby – Polonia Bytom i Zagłębie Sosnowiec. Ta pierwsza nieco wcześniej wygrała Puchar Intertoto, mający wówczas rangę dzisiejszej Ligi Europy, natomiast Zagłębie w każdym z sezonów w latach 60. zajmowało miejsce w pierwszej piątce.
Pogoń zatem w dość zuchwały i nieprzewidywalny sposób stała się nową piłkarską siłą w kraju, już nie tylko dodatkiem do ligowych rozgrywek, ale ekipą bezkompromisową, grającą bez kompleksów, zadziorną. Z zazdrością spoglądali na Szczecin kibice w: Łodzi, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu czy Trójmieście, gdzie futbol miał większe tradycje, lepsze i trwalsze podwaliny. Pogoń rozwijała się jak na tamten czas błyskawicznie.
O ile wygrać ze śląskimi zespołami w Szczecinie było możliwe, to już wywalczenie kompletu punktów na wyjazdach graniczyło praktycznie z cudem. Presja kibiców, notabli partyjnych, słabi i źle przygotowani arbitrzy ulegający kibicowskim nastrojom, to wszystko powodowało, że Pogoń w żadnym ze spotkań sezonu 1967/68, w czasie wyjazdów na Górny Śląsk, nie zdołała zwyciężyć.
Wielki Górnik pokonany
U siebie prócz wygranej z Ruchem zanotowała natomiast zwycięstwo z broniącym mistrzowskiego tytułu Górnikiem Zabrze, a także z GKS Katowice i Szombierkami Bytom. Te wszystkie mecze rozgrywane były niemal przy komplecie publiczności, którą w coraz większym stopniu stanowili rodowici szczecinianie, czego jeszcze kilka lat wcześniej nie można było powiedzieć.
Trener Żywotko, dokonując rewolucji kadrowej w sezonie 1965/66, pozostawił w drużynie tych piłkarzy, którzy w ciągu najbliższych lat mieli tworzyć trzon, absolutny kręgosłup drużyny. Takimi piłkarzami byli: Wojciech Frączczak, Hubert Fiałkowski, Joachim Gacka i Marian Kielec.
Szkoleniowiec wprowadzał też do zespołu najbardziej zdolnych wicemistrzów Polski juniorów. Ryszard Malinowski i Zenon Kasztelan byli filarami Pogoni przez kilkanaście lat, ten drugi grał w pierwszym zespole z małymi przerwami przez 17 lat, trafił do reprezentacji Polski prowadzonej przez Kazimierza Górskiego, a następnie Jacka Gmocha.
Pogoń zaczęła też sprowadzać młodych zdolnych piłkarzy spoza regionu. W ten sposób trafili do Pogoni późniejsi reprezentanci Polski – Czesław Boguszewicz i Mirosław Justek. Ten drugi pojechał nawet na turniej mistrzostw świata, pierwszego wyeliminowała z tego kontuzja oka. Obaj byli już wtedy poza Pogonią, ale to w Szczecinie spędzili zdecydowaną większość swojej kariery, tu dostali szansę i wykorzystali ją.
Niepełnoletni debiutant
Boguszewicz zadebiutował w Pogoni, nie będąc jeszcze pełnoletni. Był pierwszym piłkarzem urodzonym w drugiej połowie XX wieku, już w latach 50., który zagrał w drużynie Pogoni. W szczecińskim zespole pojawiało się coraz więcej młodych piłkarzy urodzonych już po wojnie, którzy swoją przygodę z futbolem zaczynali w pobliskich szczecińskich parkach, na skwerach i ulicach. Takimi graczami byli między innymi kolejni wicemistrzowie Polski juniorów – Andrzej Rynkiewicz i Jerzy Jatczak, którym jednak z różnych powodów trudno było przebić się do wyjściowego składu.
Pogoń po świetnie rozegranej końcówce sezonu 1967/68 mocno się rozochociła i w rundzie jesiennej kolejnego sezonu była rewelacją rozgrywek. Do połowy rundy była najlepszą drużyną w lidze, plasowała się na pierwszym miejscu w tabeli, piłkarska Polska z mocnym niedowierzaniem spoglądała w stronę dalekiego Szczecina, gdzie rodził się młody, odważny i już grający na wysokim poziomie zespół.
Pogoń, biorąc pod uwagę sześć ostatnich kolejek w sezonie 1967/68 i sześć pierwszych w kolejnym sezonie, odniosła aż osiem zwycięstw, od początku maja do końca września była najlepszym polskim zespołem potwierdzającym to w prestiżowych meczach wygranych z Szombierkami, GKS Katowice, Wisłą Kraków.
Zabrakło regularności
Pogoni brakowało wtedy jeszcze regularności, odporności psychicznej w meczach o dużym ciężarze gatunkowym. Szczecinianie potrafili we wcześniejszych sezonach wygrywać z Legią i Górnikiem, wtedy najpotężniejszymi polskimi klubami, ale w sytuacji gdy znajdowali się w czołówce, to już rywal był mocno skoncentrowany, odpowiednio zmobilizowany i z Pogonią wygrywał.
Tak było we wspomnianej rundzie jesiennej roku 1968, kiedy Górnik i Legia wygrywały mecze z Pogonią w Szczecinie, co mocno zahamowało wiarę zespołu, że można wspiąć się jeszcze wyżej, że można kluby śląskie nie tylko dogonić, ale też je przegonić.
W roku 1968 tworzył się nie tylko zdolny i pełen pasji zespół w Szczecinie. Wtedy też rodziły się potęgi Legii i Górnika, które na przełomie lat 60. i 70. należały do najlepszych w Europie. Polski futbol klubowy w latach 1969-72 plasował się na 7. miejscu w Europie, Pogoń jednak jeszcze długo nie zdołała się przebić do elitarnej grupy drużyn grających w europejskich pucharach. Rok 1968 był jednak pierwszym, kiedy takie nadzieje zaczęto sobie robić. ©℗
Wojciech PARADA