Piłkarze Pogoni Szczecin rozegrają w środę pierwszy półfinałowy mecz w ramach pucharu Polski. Rywalem jest Lech Poznań, który u progu sezonu prezentuje znakomitą formę. Przekonała się o tym Pogoń, która otrzymała w miniony piątek solidną lekcję futbolu.
Szczecinianie przegrali z kretesem i na pewno przed meczem w Poznaniu nie mają przewagi psychologicznej. Po piątkowym meczu w Szczecinie panowało przekonanie, że wynik był nieco za wysoki, gra nie była jednostronna, a Pogoń w drugiej połowie była równorzędnym, lub nawet lepszym przeciwnikiem.
To bardzo złudne przekonanie. Bardziej trafiające do przekonania są takie, że Pogoń nie wykonała w piątek ani jednego otwierającego podania. To znaczy, że nie wykreowała ani jednej sytuacji, po której zawodnik byłby w czystej sytuacji strzeleckiej. Najlepsze sytuacje jakie miała, to strzały z dystansu Deleva.
Gdyby bułgarski skrzydłowy lepiej trzymał linię spalonego, to wtedy mecz z asystami i otwierającymi podaniami zakończyliby: Adam Gyurcso i Cornel Rapa. Było jednak inaczej i na pewno nie pech, ani żaden niekorzystny splot wydarzeń spowodował, że Pogoń poniosła dotkliwą porażkę.
Problem był już jesienią
Pogoń już jesienią wyglądała na drużynę, która ma problem ze zdominowaniem przeciwnika. Niemal zawsze to rywal jako pierwszy narzucał swój styl gry, a podopieczni trenera Moskala później dopiero dopasowywali się do sytuacji na boisku. Raz wychodziło to lepiej, innym razem gorzej. Ostatnio coraz częściej gorzej.
Już w meczach z Arką i Wisłą – zakończonych przecież efektownymi wygranymi dało się zauważyć, że szczecinianie pozostawiają rywalowi zbyt dużo swobody w środkowej strefie boiska, mają kłopot z organizowaniem gry obronnej po stracie piłki. O ile we wspomnianych meczach z Arką, czy Wisłą udawało się opanować sytuację w dalszej części meczu, to już po efektownej wygranej z Wisłą, Pogoń notuje systematyczny spadek jakości.
W siedmiu ostatnich meczach portowcy wygrali tylko raz i to w bardzo szczęśliwych okolicznościach. Pokonali Piasta po golu zdobytym w końcówce meczu po rzucie karnym. Pozostałe mecze portowcy kończyli porażkami, lub remisami. W każdym z tych spotkań szczecinianie pierwsi tracili gola, a w pięciu na siedem przypadków działo się to pierwszej połowie.
Pogoń zbyt późno reaguje
Pogoń wygląda na drużynę, która dopiero czeka, co zrobi rywal i wtedy dopiero reaguje. We wspomnianych siedmiu meczach zdobyła zaledwie sześć goli, a więc strzela niecałą jedną bramkę na jedno spotkanie. Jak na drużynę, która miała radować oczy szczecińskich kibiców grą pełną polotu, fantazji, to zdecydowanie za mało.
We wspomnianych siedmiu meczach Pogoń straciła aż 13 goli. Tylko jedna drużyna w ekstraklasie ma tych goli straconych więcej. To Górnik Łęczna, który dwa razy przegrywał po 0:5 – najpierw z Legią, potem z Jagiellonią i stąd tak fatalny bilans straconych goli.
Środowy mecz z Lechem będzie zatem nie tylko pierwszym etapem walki o wymarzony finał na stadionie Narodowym, ale też próbą zmiany bardzo niekorzystnego w ostatnim czasie piłkarskiego wizerunku. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser