Jeżeli trzeci zespół w tabeli podejmuje na własnym boisku drużynę z przedostatniego miejsca, to efekt konfrontacji wydaje się być łatwy do przewidzenia. W przypadku niedzielnej rywalizacji Lecha Poznań z Pogonią Szczecin pewności co do ostatecznego wyniku mieć już nie można.
Faworytem wydają się być miejscowi, ale to Pogoń w inauguracyjnej kolejce rundy wiosennej zaprezentowała się z korzystniejszej strony, pokazała więcej piłkarskiej jakości, ochoty do gry i niewykluczone, że podopieczni trenera Runjaica sprawią kolejną niespodziankę.
Pogoń w meczu z Sandecją oddała 16 strzałów, w tym 8 celnych, wykonała 480 dokładnych podań, wygrała 92 pojedynki, pod każdym względem zdystansowała swojego rywala, pozostawiła po sobie bardzo dobre wrażenie i nie był to już pierwszy taki występ pod wodzą niemieckiego szkoleniowca.
Na zupełnie innym pułapie znajduje się Lech. W inauguracyjnym spotkaniu z Arką Gdynia nie zdobył gola, oddał tylko jeden celny strzał, wykonał 447 dokładnych podań. Zawiódł, zaprezentował futbol archaiczny, grę bez pomysłu, wolną, przewidywalną.
Problemy ze skutecznością
Skuteczność, a także kłopot z wykreowaniem sytuacji, to problem trzeciej drużyny w tabeli od kilku miesięcy. Z takim samym borykała się Pogoń za kadencji Macieja Skorży. Szczególnie na wyjazdach jest to widoczne. Na obcych boiskach podopieczni trenera Bjelicy nie zdobyli gola od letnich wakacji. W niedzielę zagrają jednak u siebie, więc teoretycznie szanse na zdobycie gola mają większe.
Lech zajmuje trzecie miejsce w tabeli, ale pod względem strzelonych goli dopiero ósme. To jest na dziś najlepiej broniąca drużyna w ekstraklasie, w 22 meczach straciła tych goli zaledwie 16, Pogoń ponad dwa razy więcej, w 10 meczach na własnym boisku rywale do bramki drużyny poznańskiej trafiali tylko pięć razy.
W niedzielę okaże się, jak na tle najlepszej defensywy zaprezentuje się Pogoń, która biorąc pod uwagę pięć ostatnich kolejek spotkań jest najskuteczniejszym zespołem w ekstraklasie. W niedzielę poprzeczka jednak postawiona będzie wysoko. Z tak klasowym rywalem drużyna prowadzona przez Kostę Runjaica jeszcze nie grała.
Lech w siedmiu ostatnich meczach stracił zaledwie trzy gole, z dziesięciu meczów rozegranych na własnym boisku tylko w jednym bramki nie zdobył. Było to w premierowym występie przeciwko Sandecji, rozegranym jeszcze w lipcu ubiegłego roku. Potem już w każdym spotkaniu rozgrywanym w Poznaniu zdobywał przynajmniej jednego gola, w żadnym z nich nie przegrał, pod tym względem to ewenement w ekstraklasie.
Twierdza w defensywie
Lech jest drużyną oszczędną w zdobywaniu goli, ale za to stanowi twierdzę w defensywie, szczególnie w meczach rozgrywanych u siebie. Taką twierdzę Lech zbudował w ostatniej konfrontacji obu zespołów we wrześniu ubiegłego roku i cel osiągnął, wywalczył bezbramkowy remis.
Goście w tamtym meczu zaprezentowali w Szczecinie ultra defensywny wariant, przez 90 minut oddali jeden celny strzał, a w drugiej połowie nie mieli nawet ani razu piłki przy nodze w polu karnym portowców, nie wykonali ani jednego celnego podania w pole karne przeciwnika. Byli jedynym takim zespołem, który zanotował takie statystyki w meczach Pogoni w Szczecinie.
Wybitnie defensywne nastawienie Lecha w tamtym meczu wynikało ze świeżej pamięci meczu w ramach Pucharu Polski, który zakończył się dla Pogoni efektownym zwycięstwem 3:0. Dziś sytuacja jest podobna. To nic, że Pogoń zajmuje spadkowe miejsce w tabeli, a Lech jest trzeci. Na boisku na pewno nie będzie tego widać. Trener poznaniaków Nenad Bjelica prawdopodobnie będzie chciał być równie ostrożnym, jak pięć miesięcy temu, tym razem jednak gra u siebie, musi być odważniejszy, a to jest szansa dla portowców.
Zewsząd komplementy
Pogoń zbiera zewsząd zasłużone komplementy, jednak wciąż jest w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Bardzo szybko udało jej się zniwelować bardzo duże straty, to zasługa bardzo dobrej gry drużyny, ale także wyjątkowej niemocy najgroźniejszych konkurentów, którzy seryjnie zaczęli gubić punkty. Sytuacja wydaje się być opanowana, ale porażka w Poznaniu może spowodować, że Pogoń znów znajdzie się na musiku, powróci presja, niepewność, a do takiego stanu nikt w klubie nie chciałby już powracać.
Pogoń ma z Lechem wiele rachunków do wyrównania. Przed rokiem oba zespoły w rundzie wiosennej rywalizowały ze sobą aż cztery razy, za każdym razem wygrywał Lech, zdobył w tych spotkaniach 9 goli, nie stracił żadnego.
Pogoń ostatniego gola w Poznaniu zdobyła we wrześniu 2016 roku. Strzelił go wówczas Łukasz Zwoliński, to była jego ostatnia bramka na boiskach ekstraklasy zdobyta w meczu wyjazdowym. 25-letni wychowanek Pogoni nie wspomina jednak tamtego spotkania dobrze, nie wykorzystał wówczas rzutu karnego, fatalnie przestrzelił z dobitki, od tamtej pory zaczął się jego bardzo trudny okres, który trwał 1,5 roku. Oby miał go już za sobą.
Fatum Moskala
Pogoń wyjątkowo źle radziła sobie w rywalizacji z Lechem, gdy jej trenerem był Kazimierz Moskal, ale pod wodzą innych szkoleniowców już całkiem dobrze. Za kadencji trenera Michniewicza wygrała dwa razy, w tym raz na wyjeździe, z Lechem w Poznaniu wygrywał też Dariusz Wdowczyk, a remisował Artur Skowronek. Osiągnięcie dobrego wyniku w Poznaniu nie wydaje się zadaniem przerastającym możliwości dzisiejszej Pogoni. Tym bardziej po tym, jak drużyna zaczęła sobie radzić pod okiem nowego szkoleniowca.
Trener Kosta Runjaic będzie miał dość spore pole manewru przy ustalaniu wyjściowej jedenastki. Ta raczej powinna wyglądać podobnie, jak w spotkaniu z Sandecją, być może nie zajdą nawet żadne zmiany. Do rywalizacji o miejsce w składzie wrócił Marcin Listkowski, który w spotkaniu z Sandecją pauzował za żółte kartki, a który mocno zabiega o grę w wyjściowej jedenastce.
To będzie ważny mecz dla dwóch piłkarzy Pogoni ze środkowej formacji: Kamila Drygasa i Rafała Murawskiego. Ten pierwszy wychował się w tym klubie, w Lechu debiutował w ekstraklasie, grał w fazie grupowej Ligi Europy, w eliminacjach Ligi Mistrzów, zawsze jednak znajdowali się w pierwszej drużynie piłkarze, którzy od Drygasa byli bardziej cenieni.
Murawski natomiast jest legendą poznańskiego klubu, z Lecha wypromował się do reprezentacji, jako piłkarz poznańskiego klubu zakwalifikował się na dwa turnieje mistrzostw Europy, pożegnał się jednak w nieprzyjemnych okolicznościach z czego skorzystała cztery lata temu Pogoń i miała z tego faktu wiele korzyści. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser