Piątek, 26 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Robert Dymkowski, najlepszy napastnik Polski

Data publikacji: 15 maja 2019 r. 09:25
Ostatnia aktualizacja: 15 maja 2019 r. 13:34
Piłka nożna. Robert Dymkowski, najlepszy napastnik Polski
 

Robert Dymkowski obchodzi dziś 49 urodziny. To jeden z najwybitniejszych i najskuteczniejszych piłkarzy w 71-letniej historii Pogoni Szczecin. W meczach ekstraklasy i na jej zapleczu zdobył 109 goli. To drugi wynik w historii. Więcej bramek strzelił tylko Marian Kielec – 113.

W meczach ekstraklasy strzelił 73 bramki. To trzeci wynik w klubowej historii. Więcej zdobyli na tym szczeblu tylko: Leszek Wolski – 88 i Marian Kielec – 81. Dymkowski był jednym z najskuteczniejszych piłkarzy ekstraklasy w latach 90 ubiegłego wieku. Świetnie wypełnił rolę egzekutora po Marku Leśniaku (najskuteczniejszy napastnik w latach 80), Leszku Wolskim (najskuteczniejszy w latach 70), Marianie Kielcu (w latach 60) i Henryku Kalinowskim (lata 50).

Dymkowski znajduje się również w gronie piłkarzy z największą liczbą rozegranych meczów w ekstraklasie i na jej zapleczu. Jest jednym z pięciu piłkarzy w historii, który ma na koncie ponad 300 meczów w ekstraklasie i I lidze – łącznie 318. Pod tym względem wyprzedzają go tylko: Mariusz Kuras – 431, Leszek Wolski – 400, Andrzej Miązek – 394 i Zenon Kasztelan – 333.

Były napastnik Pogoni jest jednym z sześciu piłkarzy w historii, który rozegrał przynajmniej 250 meczów w Pogoni na poziomie ekstraklasy. Dokładnie rozegrał tych meczów 253. Prócz niego w klubie 250 są jeszcze: Leszek Wolski – 348, Zenon Kasztelan – 310, Mariusz Kuras – 300, Andrzej Miązek – 259 i Radosław Majdan – 252.

Przyśpiewka kibiców

Robert Dymkowski, to najlepszy napastnik Polski - tak przez ponad dekadę skandowali szczecińscy kibice na stadionie Pogoni na cześć najskuteczniejszego napastnika portowej drużyny w ostatniej dekadzie poprzedniego wieku. To na pewno jeden z bardziej zasłużonych piłkarzy dla szczecińskiego klub. Na pytanie, czy to on powinien być bardziej wdzięczny Pogoni, czy odwrotnie odpowiada dyplomatycznie.

- Na pewno nie osiągnąłbym nic, gdyby w pewnym momencie nie dała mi szansy Pogoń. Grałem dla tej drużyny przez ponad 10 lat, strzeliłem ponad 100 goli, dlatego nieskromnie dodam, że jakąś cząstkę w budowę historii tego klubu też dołożyłem.

Dymkowski pochodzi z Koszalina. Jego pierwszym klubem była miejscowa Gwardia, skąd wywodzili się tacy piłkarze, jak: Mirosław Okoński i Mirosław Trzeciak.

- Gdy rodzicie zapisywali mnie do klubu, miałem 7 lat - wspomina Dymkowski. - Wtedy nie miałem jeszcze żadnych idoli. W miarę upływu czasu zdawałem już sobie sprawę, kim dla koszalińskiej piłki byli tacy gracze, jak Okoński i Trzeciak. Obaj wylądowali w Poznaniu i również ja byłem tego bliski.

Na testach w Lechu

Nie miał jeszcze 20 lat, gdy zainteresował się nim Lech. Pamiętał, że w Koszalinie mają wyjątkowy dar do kształcenia wysokiej klasy napastników, więc zaprosili nastolatka na testy do Poznania.

- W Lechu grali wówczas tacy napastnicy, jak Bogusław Pachelski, wspomniany Mirosław Trzeciak, czy Andrzej Juskowiak. To była wtedy klasowa drużyna, która sposobiła się do podboju krajowego futbolu. Dla mnie nie było tam miejsca.

Nie zraził się tym. W dalszym ciągu grał w III ligowej Gwardii i strzelał dla tej drużyny mnóstwo goli. Na jednym ze spotkań pojawił się ówczesny dyrektor Pogoni Andrzej Rynkiewicz. Zaproponował młokosowi przejście do szczecińskiego klubu, a Dymkowski nie zastanawiał się nawet chwili.

- Pamiętam, że w czwartek rozmawialiśmy, w piątek podpisywaliśmy dokumenty, a w sobotę już grałem - wspomina Dymkowski. - Zdobyłem w debiucie dwa gole, drużyna wygrała 4:2, a szczecińska prasa pisała, że Pogoń ma wreszcie napastnika.

21 goli w 33 meczach

To było mocne uderzenie i bodziec do dalszej pracy. W sezonie 1990/91 byli tylko dwaj piłkarze, którzy dłużej przebywali od Dymkowskiego na boisku. To byli: Mariusz Kuras i Andrzej Miązek. Trener Eugeniusz Różański od Dymkowskiego rozpoczynał ustalanie składu. Piłkarz grał wybornie. W 33 meczach strzelił 21 goli i został królem strzelców drugoligowych rozgrywek. Rok później Pogoń pod wodzą Leszka Jezierskiego wróciła do ekstraklasy i zderzyła się z nowymi wyzwaniami.

- Już pierwszy mecz w sezonie mocno ostudził nasze zapędy - mówi Dymkowski. - Przegraliśmy na własnym boisku z Ruchem Chorzów 0:3. Potem pojechaliśmy do Krakowa i przegraliśmy z Hutnikiem też 0:3.

Następnie były z trudem wywalczone remisy u siebie z GKS Katowice i Widzewem po 1:1, potem znów wysoka porażka we Wrocławiu ze Śląskiem. W klubie zrobiło się nerwowo, aż przyszedł mecz z Zawiszą w Bydgoszczy.

- Pojechaliśmy niemal jak na skazanie, ale okazało się, że wygraliśmy 3:0. Ja strzeliłem dwa gole. Od tego momentu grało nam się łatwiej.

Premierowy rok w ekstraklasie

Dla Dymkowskiego pierwszy rok gry w ekstraklasie był trudny. Zdobył tylko siedem bramek. Przy 21 golach w pierwszym sezonie i 16 w drugim to nie był wynik oszałamiający.

- Cały czas się docieraliśmy - kontynuuje Dymkowski. - Przecież niemal wszyscy byliśmy debiutantami w ekstraklasie. Majdan, Stolarczyk, Rafałowicz, Jaskulski, Studziński, Moskalewicz i ja nie mieliśmy żadnego doświadczenia z ekstraklasy.

Dymkowski poczynał sobie coraz śmielej. Po sezonie 1993/94 miał już na swoim koncie 50 zdobytych goli dla Pogoni, a miał przecież dopiero 24 lata. Przez kilka sezonów był najskuteczniejszym piłkarzem Pogoni. Swoją życiową formę osiągnął w sezonie 1996/97. Zdobył wówczas 17 goli, grał wybornie, ale nie uchronił drużyny przed spadkiem do drugiej ligi.

- Nie powinniśmy wtedy spaść - zasmuca się na samą myśl Dymkowski. - Mieliśmy dobrą drużynę, sytuacja w tabeli była wyrównana, splot okoliczności spowodował, że w ostatniej kolejce graliśmy w Bełchatowie i mecz ten miał zadecydować o naszym utrzymaniu. Wcześniej nasza sytuacja w tabeli wyglądała dobrze, widmo spadku nam nie zaglądało w oczy.

Trauma z Bełchatowa

Mecz w Bełchatowie przeszedł do historii, jako wynaturzenie zasad gry w piłkę nożną. Sędzia już po 20 minutach gry wykluczył z boiska Leszka Pokładowskiego. Pogoń grała w dziesiątkę, a mimo to kwadrans przed zakończeniem meczu wyrównała po golu Dymkowskiego i to Bełchatów był wtedy spadkowiczem. Niestety, w ostatnich minutach gospodarze wykonywali kolejny rzut wolny, który zamienili na gola.

- Wszyscy byliśmy wstrząśnięci - wspomina Dymkowski.

To były czasy, kiedy Legia miała za sobą grę w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, do gry w fazie grupowej szykował się Widzew. Dymkowski był zawsze w kręgu zainteresować tych najpotężniejszych, ale ostatecznie wyjechał na roczne wypożyczenie do PAOK Saloniki.

- To nie był najpotężniejszy klub w Grecji, ale w tamtych czasach i tak odbiegał normą od polskich - wspomina Dymkowski. - Organizacja, finanse, zainteresowanie - to wszystko powodowało, że czułem się, jakbym grał w dobrej zachodniej lidze.

Pewniak u Bekdasa

Dymkowski powrócił po roku do Pogoni, gdy ta zwycięsko zakończyła drugoligową rywalizację. Cały czas był najlepszym strzelcem w drużynie. Swój największy sukces odniósł w sezonie 2000/01, kiedy budowana przez Sabri Bekdasa drużyna wywalczyła wicemistrzostwo Polski.

- Praktycznie tylko ja i Radek Majdan początkowo szykowani byliśmy przez trenera Janusza Wójcika do gry w wyjściowym składzie - mówi Dymkowski.

Z czasem do składu wskoczyli też inni piłkarze ze starej Pogoni: Paweł Drumlak, Ferdinand Chi Fon, czy Bartosz Ława, jednak Dymkowski mógł być szczególnie zadowolony, by wygrywał rywalizację z Grzegorzem Mielcarskim.

- Wszyscy spodziewali się, że pozostanie dla mnie ławka rezerwowych, ale ja nie poddałem się i grałem bardzo dużo, nawet więcej, niż Grzesiek - przypomina Dymkowski.

Jak większość piłkarzy z tamtego okresu najlepiej pamięta mecz z Legią Warszawa, rozegrany w sierpniu 2000 roku, zakończony remisem 1:1.

- To było spotkanie wyjątkowe dla kibiców, ale dla mnie mało przyjemne - wspomina Dymkowski.

Sprokurował karnego

W pierwszej połowie przy stanie 1:0 dla Pogoni, goście wykonywali rzut wolny. Piłkę w pole karne wrzucił Piekarski, a Zieliński padł na murawę, jak ścięty. Nikt nie widział przewinienia, zobaczył je sędzia Ryszard Wójcik.

- Jacek zachował się wtedy po cwaniacku - mówi Dymkowski. - Ja rzeczywiście trzymałem go za koszulkę, jednak nie tak mocno, by go przewrócić. Nie miał już szans na dojście do piłki i wywrócił się.

Dymkowskiego i całą drużynę uratował jednak Majdan, który wybronił strzał Sylwestra Czereszewskiego.

- Potem miałem jeszcze dogodną okazję, ale nie wykorzystałem jej - kontynuuje Dymkowski. - Po przerwie na boisko już nie wyszedłem.

Dymkowski swoje występy w Pogoni zakończył w roku 2002, 12 lat od swojego debiutu.

- Nigdy nie ruszałbym się z Pogoni - mówi bez ogródek.

Musiał odejść, bo kolejni właściciele klubu przy budowie drużyny kierowali się względami nie zawsze piłkarskimi, a już na pewno nie lokalno - patriotycznymi. Les Gondor myślał, jak obniżyć koszty utrzymania drużyny, więc pozbył się piłkarzy dobrych, natomiast Antoniemu Ptakowi brakowało wyczucia i stylu. ©℗ Wojciech Parada

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Bramkarze w histori Pogoni
2019-05-15 13:17:58
Majdan-duzo gadac malo grac 1 Fraczczak malo GADAC -BARDZO DUZO GRAC!
jacek
2019-05-15 10:01:58
w okresie gdy p.Dymkowski grał w PAOK -u Saloniki przebywałem w Grecji i sledziłem tamtejszą ligę,muszę przyznac ze greccy kibice piłkarscy i to głownie druzyn atenskich z duzym szacunkiem wypowiadali się o Dymkowskim a jak przyszło do meczu z PAOK-iem to Dymkowskiego najbardziej się obawiali,takie momenty niewatpliwie swiadczą o klasie piłkarza..... ale np.juz radek Majdan jest raczej obiektem drwin greckich kibiców, na co sam zapracował swoim estrawaganckim stylem w salonikach i puszzconymi smiesznymi golami i tak niestety został zapamietany.. Dymkowski zasługuje na szacunek jeszcze z innego powodu tzn.nie ma i nie miał nigdy parcia na szkło ,pozdrawiam

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA