Arka Gdynia - Pogoń Szczecin 0:3 (0:1) 0:1 Gyurcsó (43, karny), 0:2 Szwoch (51, samobójcza), 0:3 Frączczak (58, karny).
Żółte kartki: Zbozień, Marcjanik (Arka), oraz Piotrowski, Dwali, Kowalczyk (Pogoń).
Sedziował Szymon Marciniak (Płock)
Widzów: 9 074.
Arka: Šteinbors - Zbozień, Marcjanik, Danch, Warcholak - Jazvić (60, Siemaszko), Kakoko, Marciniak, Szwoch, Vinícius (46, 13. Grzegorz Piesio) - 9. Rubén Jurado (59, 24. Patryk Kun).
Pogoń: Załuska - Niepsuj, Râpă, Dwali, Nunes - Formella (84, Listkowski), Piotrowski (80, Murawski), Drygas, Kort (69, Kowalczyk), Gyurcsó - Frączczak.
Pogoń odniosła w Gdyni efektowne zwycięstwo nad zdobywcą pucharu Polski, zaaplikowała rywalom trzy gole, ale suchy wynik absolutnie nie odzwierciedla gry.
Pogoń szczególnie przed przerwa nie była zespołem, który potrafił zdominować rywala. Nie była tez zespołem gorszym, raczej lepiej się prezentowała, ale wygraną zawdzięcza głównie niefrasobliwości kilku piłkarzy Arki, a nie własnym umiejętnościom rozrywania defensywy rywali.
Te w sobotę nie wystarczyły do stworzenia sytuacji, ale znacznie pomógł w tym rywal. Szczecinianie gole strzelali po rzutach karnych (mogły być jeszcze dwa za ewidentne zagrania piłki ręką) i po jednym strzale samobójczym.
Mecz do złudzenia przypominał spotkanie sprzed roku. Wtedy też Pogoń wygrała w Gdynia 3:0, a drużyna w tamtym meczu nie wykonała ani jednego otwierającego podania w pole karnego przeciwnika. To duża sztuka wygrać mecz, nie wykonując żadnego takiego podania, a Pogoń w październiku ubiegłego roku dokonała tego.
Mało sytuacji, dużo goli
W sobotnim meczu Pogoń dokonała tego samego. Wygrała 3:0, ale nie wykonała ani jednego otwierającego podania. To rywale interweniowali w ten sposób, że otwierali drogę do bramki portowcom.
Szczecinianie wciąż pozostają drużyną, która po sześciu kolejkach spotkań zdobyła tylko jednego gola z akcji. Gdyby do drugiego rzutu karnego nie podszedł Frączczak, to Pogoń byłaby wciąż drużyną, dla której goli nie zdobywają napastnicy.
Po trzecim golu mecz się praktycznie zakończył, emocji nie było żadnych, w takich sytuacjach można oczekiwać, że zespół mający zwycięstwo w kieszeni poczyna sobie śmielej, swobodniej, jest kreatywny i daje dużo radości kibicom.
Pogoń rzeczywiście sprawiała wrażenie drużyny raczej pewnej siebie, ale kolejnych bramek już nie zdobyła, nie stworzyła sobie żadnych klarownych okazji, wciąż zatem można powiedzieć, że zdobywanie goli po wykreowanych akcjach jest dla niej dużym problemem nawet w sytuacji, gdy presja wyniku przestaje mieć znaczenie. Po wyjazdowej wygranej 3:0 brzmi to trochę abstrakcyjnie, ale mecz w Gdyni to potwierdził.
Stabilna defensywa
Mecz w Gdyni potwierdził też, że Pogoń znacznie ustabilizowała grę w defensywie. Arka nie stwarzała praktycznie zagrożenia, dopiero w końcówce w dobrej sytuacji znalazł się Siemaszko. W pierwszej połowie dobra okazję miał Jurado, ale znalazł się w znakomitej pozycji po wyrzucie piłki z autu.
Wariant gry z autem na wysokości pola karnego, to był najgroźniejszy element w wykonaniu Arki, kilka razy mocno się po takim wyrzucie zakotłowało pod bramką Załuski, natomiast poza tym Arka nie była w stanie oszukać znakomicie grających środkowych obrońców: Rapy i Dwaliego. Mecz w Gdyni był trzecim z rzędu z udziałem tych zawodników na środku defensywy i w żadnym rywal nie zdobył bramki.
Organizacja gry w defensywie jest na coraz wyższym poziomie też z tego powodu, ponieważ od trzech spotkań w roli defensywnego pomocnika występuje Piotrowski, którego wspiera w tych działaniach Drygas.
Pogoń pod tym względem stała się drużyna wzbudzającą zaufanie, nie mamy już wrażenia, że każde zetknięcie się z piłka naszego bramkarza, środkowego obrońcy, lub defensywnego pomocnika grozi stratą piłki w niebezpiecznym rejonie boiska, lub co gorsze, gola. Wcześniej tak bywało, obecnie odpowiedzialność graczy na tych pozycjach jest na zdecydowanie wyższym poziomie. ©℗ Wojciech Parada