W fatalnych nastrojach przystąpią do sobotniego ligowego meczu w Lubinie piłkarze Pogoni Szczecin. Nie udało im się wkroczyć na ścieżkę zwycięstw, jak to sobie planowali przed wyjazdem do Katowic. Nie dali rady złożonej głównie z rezerwowych piłkarzy drużynie I-ligowego GKS Katowice znajdującej się w strefie spadkowej, poważnie zagrożonej degradacją.
Portowcy nie dość, że nie uzyskali awansu, to stracili jeszcze mnóstwo sił, zostali upokorzeni i z tą świadomością przystąpią do ligowego spotkania z przeciwnikiem nieporównywalnie trudniejszym, potrafiącym wygrywać szczególnie na własnym boisku. Z czterech meczów obecnego sezonu rozegranych w Lubinie Zagłębie wygrało trzy i zdobyło aż osiem goli.
Szczecinianie w środowy wieczór musieli się męczyć przez 120 minut, ich forma psychiczna na pewno nie jest zadowalająca, starali się w dogrywce dyktować tempo, to im bardziej zależało na strzeleniu zwycięskiego gola, słabszy przeciwnik raczej chciał dotrwać do serii rzutów karnych i cel swój osiągnął.
To była kompromitacja
Sprawy trzeba nazwać po imieniu, porażka w takich okolicznościach z takim przeciwnikiem, to jest kompromitacja. Nietrafienie do pustej bramki z czterech metrów – i to dwa razy – to też jest kompromitacja i nieważne w tym momencie, czy zrobił to zawodnik 17-letni, 30-letni czy oldboj. Takie sytuacje trzeba wykorzystywać tym bardziej, że pudłowali zmiennicy, piłkarze z dużym zapasem sił.
Mecz z GKS został przegrany głównie przez indywidualne błędy naszych wychowanków. W Katowicach grało ich czterech, Rudol sprokurował rzut karny, Benedyczak i Matynia nie trafili do pustej bramki, jedynie Kowalczyk uniknął wpadki.
Każdy z naszych wychowanków jest na innym pułapie swojej kariery, ale ma się nieodparte wrażenie, że żaden z nich nie jest odpowiednio prowadzony. W przypadku Rudola i Matyni mamy do czynienia z piłkarzami będącymi przy pierwszej drużynie stanowczo za długo, Kowalczyk wprowadzany jest do zespołu zbyt ostrożnie i za wolno, natomiast Benedyczak zbyt szybko i za wcześnie. Za każdym razem jakkolwiek by patrzeć – jest źle.
1 gol w 240 minut
Pogoń musi zapomnieć o Pucharze Polski. Drugi rok z rzędu odpadła po rywalizacji z I-ligowcem po serii rzutów karnych. Oznacza to, że w ciągu 240 minut, czyli przez pełne cztery godziny udało się w konfrontacji z zespołem z niższej klasy rozgrywkowej zdobyć zaledwie jednego gola. I nie były to rywalizacje z I-ligowymi potentatami, raczej z zespołami z dużymi problemami.
Fatalnie było przed rokiem, kiedy trenerem był Maciej Skorża, a w zespole pudłowali: Zwoliński, Kort i Delew, podobnie kiepsko było w minioną środę, kiedy równie nieskuteczni byli Benedyczak, Matynia czy Buksa.
Zmieniają się piłkarze, trenerzy, a efekt jest ten sam. Zespół stacza się po równi pochyłej, zamiast szturmować czołowe miejsca w ekstraklasie, Pogoń już w drugim z rzędu sezonie broni się przed degradacją, w drugim sezonie z rzędu przegrywa rywalizację w Pucharze Polski z I-ligowcem, a w drużynę słabo wierzy nawet prezes Jarosław Mroczek, który podczas wywiadu udzielonego stacji Canal Plus na pytanie, czy uda się zakwalifikować do pierwszej ósemki, odpowiedział: pomidor.
Oszczędzali najlepszych
W sobotę Pogoń zmierzy się w Lubinie z miejscowym Zagłębiem, które w rozgrywkach o Puchar Polski też się skompromitowało. Zespół Mariusza Lewandowskiego odpadł po rywalizacji z III-ligowcem z Morąga, ale jednak pewnym usprawiedliwieniem jest fakt, że szkoleniowiec do tego spotkania desygnował aż dziewięciu piłkarzy w ostatnim ligowym spotkaniu w Gdańsku rezerwowych. Oszczędzał swoich najlepszych.
Trener Runjaic tak nie uczynił. W porównaniu z meczem z Wisłą w Katowicach zagrało tylko czterech nowych piłkarzy, trzech z nich bardziej z konieczności, a czwarty – Budziłek akurat należał do wyróżniających się piłkarzy w drużynie portowców.
Pogoń zatem ma krótką ławkę rezerwowych i dość kiepską, nierówną podstawową jedenastkę, z której z powodu żółtych kartek nie zagra w Lubinie Kozulj. Bośniak jest jak dotąd dużym rozczarowaniem, według ocen z platformy skautingowej InStat to najsłabszy piłkarz w Pogoni, jeden z najsłabszych w ekstraklasie, jego współczynnik jest na bardzo niskim poziomie.
Błanik pracuje na szansę
Być może zastąpi go w Lubinie Błanik, który nie jest ulubieńcem trenera Runjaica, ale w meczu z Katowicami pokazał się akurat w roli zmiennika z dobrej strony, to z jego podania do pustej bramki nie trafił Matynia i być może szkoleniowiec popełnił błąd, uprzedzając się do 21-latka i desygnując na pozycję skrzydłowego nominalnego defensywnego pomocnika Hołotę, który rozczarował, nie wykorzystał jednej znakomitej okazji, bo nie ma predyspozycji strzeleckich, nie umie dryblować ani szybko biegać.
Pogoń zmierzy się z zespołem mającym po dziewięciu meczach aż o dziewięć punktów więcej na koncie. Zagłębie jest klubem równie chętnie stawiającym na szkolenie jak Pogoń, ale robi to z lepszym skutkiem.
W obecnym sezonie w wyjściowej jedenastce zawsze było średnio 17,5 procent wychowanków, podczas gdy w Pogoni jest to niecałe 9 procent. W Lubinie udaje się zatem z lepszą skutecznością wprowadzać do składu wychowanków, zachowując przy tym dobry wynik sportowy.
Lubinianie w mniejszym stopniu korzystają też z obcokrajowców. W obecnym sezonie stanowią oni średnio nieco ponad 30 procent wyjściowego składu, podczas gdy w Pogoni jest to prawie 40 procent. Zagłębie jest zatem zespołem o większej jakości, skuteczniejszym, lepiej sformatowanym, z większą liczbą wychowanków i mniejszym udziałem w meczach obcokrajowców.
Zagłębie traci do lidera zaledwie trzy punkty, od Pogoni jest lepszym zespołem już w trzecim na cztery ostatnie sezony. W ekstraklasie coraz mniej jest klubów mających gorszy bilans ostatnich dwóch, trzech sezonów razem wziętych od Pogoni. ©℗
Wojciech PARADA