Piątek, 26 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Naturalne środowisko zamiast dużych akademii

Data publikacji: 19 lutego 2020 r. 18:04
Ostatnia aktualizacja: 20 lutego 2020 r. 09:09
Piłka nożna. Naturalne środowisko zamiast dużych akademii
 

Niespełna 20-letni Erling Haaland jest nową gwiazdą europejskich boisk. Borussia Dortmund wykupiła norweskiego napastnika z RB Salzburg za kwotę 20 mln euro i była to cena promocyjna. Pozornie mogłoby się wydawać, że Haaland szkolony był w znakomitej europejskiej akademii, wyposażonej w narzędzia o najwyższych europejskich standardach. Nic bardziej mylnego.

Haaland i futbol norweski pokazują całkowicie odmienny trend szkolenia i wychowywania przez sport młodych ludzi. Potem w konsekwencji lepiej wygląda też futbol zawodowy. Norwegia i inne kraje północne, jak: Szwecja czy Dania narzuciły całkiem odmienny system działania, który wart jest rozpatrzenia przez PZPN, polskie kluby, akademie piłkarskie.

Ostatnia dekada pokazała, że idziemy złą drogą, nie wychowujemy dobrych piłkarzy, pojawiają się sporadycznie i raczej są efektem przypadku, masowości dyscypliny sportu, ogromnej popularności w naszym kraju.

Marek Śledź jest dyrektorem akademii w Rakowie Częstochowa, stworzył system szkolenia w Lechu Poznań, czego efektem było wychowanie takich piłkarzy, jak: Golla, Kamiński, Bereszyński, Kędziora, Linetty, Bednarek, Kownacki, Bielik, Jóźwiak, Gumny. Wszyscy byli później powoływani do reprezentacji Polski i nie były to jednostkowe przypadki, co świadczy o dobrze zaplanowanej i zrealizowanej pracy.

Talent poradzi sobie wszędzie

Z drugiej strony Marek Śledź twierdzi, że utalentowany piłkarz rozwinie się w każdym miejscu, w każdym klubie bez względu na szkoleniową otoczkę. Ważne, żeby nie stracić tych mniej utalentowanych, ale też rozwojowych. Sam talent do pewnego momentu obroni się.

To samo twierdzi pierwszy trener Haalanda w norweskim Bryne Alf Ingve Berntsen, który uważa, że taki talent jak Haaland byłby dobry niezależnie od tego, czy grałby na Saharze, biegunie północnym czy w Bryne, w którym występował przez 12 lat, kiedy kształtowała się jego osobowość i kiedy praktycznie wszystkiego się nauczył.

Od 5. do 17. roku życia grał w piłkę w klubie z 12-tysięcznego miasteczka, w jednej drużynie, z której wyrosło pięciu reprezentantów kraju z jednego rocznika 1999. Haaland grał w drużynie o rok starszej, ale nie dlatego, że dorastał fizycznie, a talentem przerastał pozostałych.

Grał w tej drużynie przez 12 lat, bo świetnie się tam czuł. Miał kumpli, którzy niekoniecznie dorównywali mu pod względem piłkarskim, ale znakomicie się z nimi dogadywał. Chciało mu się trenować, grać, uczyć nowych rzeczy, bo robił to wszystko w dobrym towarzystwie.

40-osobowa grupa przez 12 lat

Trener Berntsen przez 12 lat prowadził 40-osobową grupę, z której nikt przez ten czas nie odszedł. W innych, znacznie bardziej znanych nam okolicznościach taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Dziś młodzi polscy piłkarze w wieku 17 czy 18 lat, kiedy mają rozpoczynać dorosłe kariery, są praktycznie wypaleni.

W swojej dziecięcej karierze piłkarskiej średnio zmieniają kluby po trzy, cztery razy, od wczesnych lat są kuszeni nieprawdopodobnymi perspektywami przez menedżerów, którzy namawiają do ryzykownych decyzji rodziców nieletnich chłopców do zmiany otoczenia, wyjazdów do teoretycznie dobrych akademii odległych od miejsca zamieszkania o kilkaset kilometrów.

Norwegia przyjęła całkowicie odmienny model wychowywania i kształcenia. Haaland przez 12 lat uczył się grać w piłkę w małym klubie wyposażonym oczywiście w odpowiednią infrastrukturę, a jego trenerem był dojrzały mężczyzna, który od 26 lat był też nauczycielem WF w liceum.

W Polsce dla trenera za obraźliwą uznaje się etykietę nauczyciela WF. W Bryne byli piłkarze chcący zostać trenerami najpierw podpatrują treningi prowadzone nawet przez młodszych szkoleniowców, ale nigdy nie jest tak, że otrzymują wysokie stanowiska tylko z tego powodu, że są znanymi osobami. Jakość szkolenia jest wtedy zagrożona.

Transfery po 16. roku życia

Przez 12 lat żaden z 39 chłopców z drużyny Haalanda nie musiał nic udowadniać, żeby pozostać w drużynie na kolejny sezon. Byli w niej wszyscy, którzy rozpoczęli piłkarską edukację, a po skończeniu 16. roku życia ci bardziej utalentowani i rozwojowi odchodzili do klubów zawodowych. Między innymi Haaland za kwotę 100 tys. euro odszedł do Molde, Tord Salte trafił do Olimpique Lyon, a jedyna dziewczyna w zespole Andrea Norheim wygrała później z zespołem Olimpique Lyon Ligę Mistrzów.

39 chłopców i jedna dziewczynka trenowali przez 12 lat w jednej grupie, jeździli na turnieje, każdy dostawał swoje szanse, trener tworzył dwie, a nawet trzy drużyny. W tradycyjnych akademiach nastawionych na zysk takie rzeczy nie byłyby możliwe.

Z tej najsłabszej drużyny chłopcy wykruszaliby się, mieliby najsłabszego trenera, który też mógłby nie czuć ani dużej odpowiedzialności, ani presji związanej z odpowiednim szkoleniem. Ci chłopcy czuliby się słabsi i mało perspektywiczni. Z czasem byłyby dwa zespoły, a następnie zostałby jeden, z którego w ostatecznej fazie szkolenia pozostałoby pięciu, może sześciu piłkarzy teoretycznie najlepiej rokujących, ale niekoniecznie sprawdzających się w dorosłym futbolu.

We wczesnej fazie szkolenia mogłoby odpaść kilku chłopców później dojrzewających, natomiast ci lepiej rokujący mogliby odejść do dużych akademii, gdzie niekoniecznie musieliby się zaaklimatyzować, byliby daleko od domu i od swojego naturalnego środowiska. Mogłoby to ujemnie wpłynąć na ich psychikę, ochotę do gry i rozwój sportowy.

Nie wiemy dziś, w jakim miejscu byłby Haaland, gdyby dużo wcześniej został piłkarzem mocnej piłkarskiej akademii. W Bryne miał przyjaciela, który nie był uzdolniony piłkarsko, grał w drugiej drużynie, ale obaj się dopingowali i wspierali. Po treningach spędzali wolny czas i lepiej funkcjonowali. W nowym otoczeniu Haaland mógłby nie mieć takiego komfortu.

To są te niuanse, na które w Polsce nie zwraca się uwagi. Bywa, że w zespołach juniorskich większość piłkarzy wywodzi się spoza województwa. Co roku dokonywana jest kolejna selekcja, zmieniają się piłkarze, ci słabsi są odtrącani, zmieniają szkoły, trafiają na różne towarzystwo, nie są należycie kontrolowani. Pojawiają się problemy wychowawcze.

Selekcja po 15. roku życia

W Bryne do 15. roku życia nie była prowadzona żadna selekcja z tego powodu, że zostały przeprowadzone badania, że dopiero po 14. roku życia można dokonać pierwszej analizy skali talentu poszczególnych piłkarzy. Wcześniej jest to niemożliwe. Dlatego ważne jest stworzenie optymalnych warunków rozwoju dla jak największej grupy dzieci, wspomaganie ich pod względem szkoleniowym i stworzenie profesjonalnej opieki.

W Bryne w każdą sobotę hala piłkarska była do dyspozycji młodych piłkarzy, którzy mogli w dowolnej porze przyjść i normalnie pograć w piłkę. Bez trenerskich wytycznych, taktycznych niuansów. Grali lepsi ze słabszymi. Ci lepsi ciągnęli w górę słabszych, ci słabsi nabierali pewności siebie, tworzyły się więzi przyjaźni, które nie wynikały z piłkarskiej jakości, ale cech charakteru.

Norwegia wyrasta na nową siłę w szkoleniu i obala mit o prężnych akademiach wyrastających poza miastem, gdzie skoszarowani są najbardziej utalentowani chłopcy. W Polsce właśnie takie akademie powstają, ale w Europie ucieka się od takich modeli zarządzania piłkarskimi talentami. To jest przeżytek, znów zostaliśmy w tyle i będziemy gonić.

Złote dzieci norweskiego futbolu nie wyrastały z dużych akademii. Martin Odegaard nie pochodzi z żadnej akademii, a Erling Haaland grał przez 12 lat z dziewczyną i 38 chłopcami o różnym stopniu talentu. Sander Berge, który właśnie za 22 miliony funtów przeszedł z Genk do Sheffield, grał w małym klubie Asker w 60-tysięcznym mieście do 17. roku życia.

Liga skoncentrowana na wychowankach

W obecnym sezonie w lidze norweskiej średnio w jednym klubie występuje 23,5 procent wychowanków, podczas gdy w polskiej ekstraklasie tych wychowanków jest 12 procent. Liga norweska jest w tym względzie na drugim miejscu w Europie. Ustępuje tylko Szwajcarii (25 procent wychowanków).

W lidze norweskiej jest aż sześć klubów, w składach których regularnie występuje ponad 30 procent wychowanków. W Polsce mamy jeden taki klub – Lech Poznań. W Pogoni średnio występuje 15 procent wychowanków. W Norwegii w dwóch klubach występuje powyżej 40 procent wychowanków, a w jednym powyżej 50 procent.

To ewidentny dowód, że tamtejsze kluby nie szkolą na pokaz, nie dla fałszywego wizerunku, jak ma to miejsce w niektórych polskich klubach, ale faktycznie ma to zastosowanie i odzwierciedlenie w składach poszczególnych zespołów i nie trzeba było na to czekać wieki.

Mało obcokrajowców

W klubach norweskich średnio występuje zaledwie 27 procent obcokrajowców. Tylko trzy europejskie kraje rzadziej korzystają z cudzoziemców. Są to: Serbia, Czechy i Ukraina, czyli kraje z byłego bloku wschodniego. W polskiej ekstraklasie tych obcokrajowców jest 49 procent, a Pogoń tę średnią jeszcze zawyża. W szczecińskim klubie w obecnym sezonie gra średnio 57 procent obcokrajowców. W lidze norweskiej nie ma ani jednego klubu, który złamałby granicę 50 procent cudzoziemców.

W norweskich klubach jest mniej pieniędzy, mniej kibiców, ale w miejscowej lidze gra więcej rodzimych graczy, w zagranicznych mocnych klubach występuje więcej dobrze wyszkolonych młodzieżowców, a rozpoczęty na początku obecnej dekady program szkolenia kadr przynosi wymierne efekty, widoczne gołym okiem.

Dwa lata temu Polska w klubowym rankingu UEFA plasowała się na 21. miejscu, a Norwegia zajmowała 27. miejsce. Dziś Polska zajmuje 28. miejsce, a prawdopodobnie rozpocznie sezon 2020/21 od miejsca poza trzydziestką. Norwegia natomiast przez ostatnie dwa lata awansowała z 27. pozycji na miejsce 21. ©℗ 

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Janek
2020-02-20 09:07:22
Bzdury Pan piszesz. W Szwecji, Dani czy Norwegii piłka nie jest sportem narodowym i nigdy nie będzie. Można więc bawić się w piłkę i traktować ją jako hobby. A i szkolenie traktować z przymrużeniem oka. Haaland jest przykładem wielkiego talentu, samorodka a nie słusznej drogi skandynawskiego szkolenia. A na wystrzale jego talentu można budować różne teorie. Jednak największe gwiazdy współczesnej piłki to zawodnicy wyszkoleni w poważnych akademiach piłkarskich.
Prezes Kroczek
2020-02-19 23:42:22
Co za bzdury. Piłkarz powinien być sprzedawany zaraz po tym jak przejdzie mutacje. Dobro piłkarza a tym bardziej sukces sportowy klubu jest trzeciorzedna sprawą. Najważniejszy jest zysk! Szkoda, że kibice ludzie na ogół bardzo prości tego nie rozumieją.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA