Piłkarze Pogoni Szczecin za nieco ponad miesiąc zmierzą się w 1/32 finału piłkarskiego Pucharu Polski z GKS Katowice, z którym w ubiegłym wieku toczyli wiele niezapomnianych pojedynków.
GKS Katowice swoje największe piłkarskie sukcesy święcił w drugiej połowie lat 80 i pierwszej lat 90 ubiegłego wieku. Wzajemne relacje z Pogonią były szczególnie pikantne w latach 80. Dostarczały wielkich emocji, ale w większości przypadków to Pogoń była górą.
Po raz pierwszy obie drużyny spotkały się w sezonie 1966/67. Sezon wcześniej Pogoń spadła do drugiej ligi, a GKS po raz pierwszy w historii awansował do ekstraklasy. W drugiej połowie lat 60 miał kilku niezłych piłkarzy, którzy gwarantowali średni, pierwszoligowy poziom.
– To nie była drużyna, ciesząca się na śląsku zbyt dużymi względami – ocenia Eugeniusz Ksol, który na przełomie lat 60 i 70 był trenerem Pogoni. – Grali na milicyjnym stadionie, skąd dopiero później przenieśli się na Bukową. To nie kojarzyło się zbyt dobrze. Ludzie ze śląska kibicowali innym drużynom- Górnikowi, Ruchowi, Polonii, Szombierkom.
Jednym z wyróżniających się piłkarzy GKS był Piotr Czaja, świetny bramkarz, który w reprezentacji debiutował na szczecińskim stadionie w meczu towarzyskim z Irakiem.
– To był bramkarz, któremu nie można było gola strzelić – przypomina Eugeniusz Ksol.
1005 minut bez straty gola
Szczeciński trener objął drużynę Pogoni w styczniu 1970 roku po Stefanie Żywotko i miał ją utrzymać w ekstraklasie. W trzeciej kolejce od końca szczecinianie podejmowali GKS z Czają w bramce, który właśnie śrubował rekord meczów bez strzelonej bramki. Ostatecznie zaliczył aż 1005 minut z rzędu bez straconej bramki na boiskach ekstraklasy.
Również szczecinianie nie potrafili pokonać Czai. Zremisowali bezbramkowo przez co zrównali się punktami z przedostatnią w tabli Odrą Opole. W dwóch ostatnich kolejkach musieli wygrać, uczynili to i z trudem utrzymali się w gronie najlepszych.
– GKS to był wtedy nie tylko Czaja – wspomina Andrzej Rynkiewicz, znajdujący się w szerokiej kadrze portowców. – Świetnym lewoskrzydłowym był Gerard Rother.
Rother, to była legenda GKS, jej kapitan i strzelec gola na słynnym Camp Nou w Barcelonie. GKS mierzył się ze słynną Barcą w rozgrywkach o puchar Miast Targowych.
Pamiętny mecz obie drużyny stoczyły w przedostatniej kolejce spotkań sezonu 1970/71. Pogoń rozgrywała świetny sezon, miała szanse na medalową lokatę, ale musiała wygrać z GKS, który zajmował ostatnie miejsce i urządzało go tylko zwycięstwo.
– Wtedy po raz pierwszy miałem do czynienia z Marianem Dziurowiczem – wspomina Eugeniusz Ksol. – To był jeszcze młody działacz piłkarski, który przyjechał do mnie do domu i obiecał dodatkową premię za brak zaangażowania. Oczywiście odmówiłem, ale sprawa w środowisku nabrała rozgłosu i zrobiło się gorąco.
Awantura pod szatnią
Pogoń do meczu z GKS przystąpiła zmobilizowana, ale do przerwy przegrywała 1:2. W przerwie w szatni portowców doszło do prawdziwej awantury. Pod drzwi dotarli również kibice, którzy piłkarzy nie chcieli wypuścić z szatni. Ostatecznie piłkarze wyszli na boisko i zagrali na tyle skutecznie, że wygrali 3:2.
– Co ja się wtedy strachu najadłem … – wspomina E. Ksol.
Na następny dzień Ksol z Lucjanem Kosobuckim dostali wezwanie do Komitetu Centralnego partii.
– Musieliśmy się tłumaczyć z całego zajścia – mówi E. Ksol. – Dobrze, że wygraliśmy.
Próba przekupstwa nie udała się, GKS został zdegradowany do drugiej ligi, a oba zespoły spotkały się ponownie w sezonie 1978/79. Pogoń u siebie wygrała aż 3:0, odnosząc najwyższe zwycięstwo w dotychczasowej historii wspólnych kontaktów. Nie pomogło to jednak portowcom w utrzymaniu się.
W sezonie 1980/81 szczecinianie awansowali do pierwszej ligi po dwóch latach gry na zapleczu ekstraklasy, ale właśnie w meczu z GKS mogli ten awans zaprzepaścić. Wiosną, gdy zaczynały się ważyć losy pierwszego miejsca, Pogoń podejmowała katowiczan i przegrała 0:1 po golu Stanisława Grzywaczewskiego.
Już wtedy w zespole GKS występowali tacy piłkarze, jak: Jan Furtok, Jerzy Wijas, czy Piotr Piekarczyk – ikony katowickiego klubu z lat 80 ubiegłego wieku.
Silna ręka Dziurowicza
Obie drużyny na boiskach ekstraklasy spotkały się ponownie w sezonie 1982/83. Już wtedy klubem z ul. Bukowej silną ręką rządził Marian Dziurowicz.
– To był człowiek oddany katowickiemu klubowi, zrobiłby dla niego wszystko – wspomina Dziurowicza Andrzej Rynkiewicz.
Rzeczywiście, kilka spotkań z udziałem Pogoni i GKS zostało zapamiętanych w sposób szczególny. W latach 80 GKS przegrywał z nami z kretesem i nic nie mógł na to poradzić. Pogoń wygrywała z GKS 6:0, 4:0, 7:2.
– Pamiętam te horrory – mówi po latach Piotr Piekarczyk, wtedy obrońca i kapitan GKS. – Wypatrywaliśmy ten wasz zabytkowy zegar i tylko odliczaliśmy końcowe minuty.
Pogoń w tych meczach strzelała gole głównie w drugich połowach. Szczególnie zapamiętany zostanie mecz zakończony wynikiem 7:2. Zarówno Pogoń, jak i GKS zaliczały się wiosną 1987 roku do czołowych drużyn. Nikt nie spodziewał się jednostronnego widowiska. Tak jednak się stało.
Trzy gole strzelił Kazimierz Sokołowski, a dwa Marek Leśniak. Wszyscy piłkarze Pogoni trafili do jedenastki kolejki. Zgodnie bowiem uznano, że zagrali futbol niemal magiczny, wybijając katowiczanom z głowy marzenia o korzystnym wyniku. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. Marek Biczyk