Pogoń Szczecin - Zagłębie Lubin 1:3 (0:0)
Bramki – 1:0 Nunes (57), 1:1 Kubicki (60), 1:2 Woźniak (64), 1:3 Ł. Piątek (88).
Żółte kartki: Fojut, Matras (obaj Pogoń).
Sędziował: Paweł Gil (Lublin).
Widzów: 6 523.
POGOŃ: Słowik - Frączczak, Czerwiński, Fojut, Lewandowski (67, Listkowski) - Gyurcsó (46, Przybecki), Murawski, Matras, Nunes - Zwoliński (46, Akahoshi), Dwaliszwili.
ZAGŁĘBIE: Polaček - Todorovski, Guldan, Dąbrowski, Tosik – Woźniak, Ł. Piątek, Kubicki, Starzyński (76, Rakowski), Janoszka (81, Zbozień) – K. Piątek (84, Papadopulos).
Pogoń przegrała z Zagłębiem Lubin, pogrzebała swoje szanse na medalową lokatę i już na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu pozbawiła swoich kibiców jakichkolwiek emocji. Uczyniła to w sezonie, który rozwijał się znakomicie, portowcy niemal przez całą wiosnę byli na trzecim, lub czwartym miejscu, mieli dużą przewagę nad konkurentami i koncertowo ten kapitał roztrwoniła.
Mecz z Zagłębiem był niejako kwintesencją całej rundy wiosennej, pełnej chaosu, przypadkowych zdarzeń i nieodpowiedzialnych działań. Szczecinianie grali ambitnie, ofiarnie, ale sprawiali wrażenie zespołu bez atutów. Mając w składzie takich piłkarzy, jak Dwaliszwili, Murawski, czy Gyurcso należy wymagać czegoś więcej, jak tylko długich przerzutów na połowę rywala.
Pogoń przed przerwą sprawiała lepsze wrażenie, bo miała większe indywidualności. Murawski i Dwaliszwili robili różnicę, umieli grać pod presją rywala, dokonywali dobrych wyborów, ale gol w pierwszych 45 minutach nie padł.
Dwójką napastników
Trener Michniewicz po raz trzeci z rzędu wystawił do gry dwóch napastników, choć Zwoliński przez całą rundę znajduje się w słabej formie. Tak samo było w niedzielę. Paradoksalnie to on jednak był przed przerwą najbliższy zdobycia gola. W dogodnych sytuacjach znalazł się trzy razy, ale dwa razy dał się zablokować, a raz strzelił niecelnie.
Trener zdjął w przerwie dwóch piłkarzy: Zwolińskiego i Gyurcso i faktycznie byli to najsłabsi piłkarze w drużynie. Szczególnie zastanawia dyspozycja tego drugiego, który miał być objawieniem rundy, a okazał się jedynie papierowym tygrysem, który absolutnie nie sprostał wymaganiom w polskiej ekstraklasie.
Pogoń po przerwie zdobyła gola i trudno zrozumieć, co stało się z głowami portowców, którzy sprawiali od tego momentu wrażenie zespołu, dla którego mecz się zakończył. Portowcy wiosną uchodzili za drużynę grającą mało efektownie, ale za to w sposób zdyscyplinowany. W spotkaniu z Zagłębiem absolutnie tak nie było. Nonszalancji było mnóstwo.
Strata Akahoshiego
Zaczęło się od Akahoshiego, który w prosty sposób stracił piłkę na połowie rywala, po czym poszła kontra i nastąpiło wyrównanie. Kiksów i nieodpowiedzialnych zagrań było mnóstwo. Lubinianie z łatwością przedostawali się w pole karne portowców. Tam nie trafiał w piłkę Fojut, a mijał się z nią też Czerwiński. Właśnie po takim zagraniu Pogoń straciła trzeciego gola.
Nasi stoperzy zagrali obok siebie pełne 90 minut pierwszy raz od dwóch miesięcy i była to zdecydowanie najsłabsza para w ciągu ostatnich 60 dni. Ich forma z jesieni jest już tylko wspomnieniem, podobnie jak odpowiedzialna gra taktyczna całego zespołu.
Drużyna w przerwie zimowej została wzmocniona, ale niestety straciła wszystkie te walory, którymi imponowała jesienią. Znów naszym najlepszym piłkarzem był Murawski, ale jego znakomita forma podczas całej rundy nie została wykorzystana przez zespół.
Gra Pogoni była wiosną tak bezbarwna, że w drużynę zwątpili kibice jeszcze przed spotkaniem z Zagłębiem. Na stadionie stawili się w liczbie zaledwie 6,5 tys., jakby przeczuwając, że niewiele się można spodziewać po ekipie, która w całej rundzie zdołała wygrać zaledwie dwa razy. ©℗ Wojciech Parada
Podpis: Pogoń meczem z Zagłębiem praktycznie pozbawiła swoich kibiców emocji już na dwie kolejki przed końcem sezonu.