Eliminacje piłkarskich mistrzostw świata. Dania - Polska 4:0 (2:0) 1:0 Delaney (16), 2:0 Cornelius (42), 3:0 Jørgensen (59), 4:0 Eriksen (79).
Żółta kartka: Maczyński (Polska).
Sedziował Milorad Mazic (Serbia)
Widzów: 34 505
Dania: Schmeichel - Dalsgaard, Kjær, Bjelland, Larsen - Cornelius (75, Bendtner), Kvist, Delaney (86, Jensen), Eriksen, Sisto - Jørgensen (82, Lerager).
Polska: Fabiański - Piszczek (34, Cionek), Glik, Pazdan, Jędrzejczyk - Błaszczykowski (62, Milik), Mączyński, Linetty (66, Makuszewski), Zieliński, Grosicki - Lewandowski.
Piłkarska reprezentacja Polski doznała klęski w Kopenhadze. Wciąż znajduje się na pierwszym miejscu w tabeli, wciąż ma duże szanse na awans, ze wszystkich drużyn w grupie największe, ale styl gry i rozmiary porażki są dla ćwierćfinalisty ostatnich mistrzostw Europy niedopuszczalne.
To już nawet nie o to chodzi, że w takim stylu nie przegrywa piąta w rankingu reprezentacja na świecie. Wiadomo, że cały ten ranking nie jest on do końca wiarygodny. W takim stylu nie przegrywają nawet europejscy średniacy. Polski zespół był od samego początku rozbity, źle zorganizowany, mało agresywny, jakby bez pomysłu, bez wiary.
Polska reprezentacja nie jest drużyną, która będzie nieprzerwanie wygrywać, nigdy taką nie była. Po raz ostatni przegrała w meczu o punkty przed dwoma laty, ale z kolei po raz ostatni pokonała drużynę ze światowego topu aż trzy lata temu.
Wygrała wtedy w Warszawie z Niemcami w okolicznościach bardzo szczęśliwych, po meczu, w którym rywal zdecydowanie dominował, stwarzał sytuacje, ale nie strzelał goli. Później nasz zespół nie wygrywał już z klasowymi rywalami.
Musieli gonić wynik
Polski zespół po raz pierwszy od dwóch lat znalazł się w sytuacji, kiedy pierwszy stracił gola, musiał gonić wynik, zmienić sposób grania, odwrócić losy meczu i okazało się, że nie radzi sobie w takiej sytuacji.
Do tej pory bywało tak, że to polski zespół rozpoczynał z mocnego pułapu, to przeciwnik pierwszy tracił gola, odkrywał się, a zespół Adama Nawałki nie musiał ryzykować, grał ostrożnie, wykorzystywał skuteczność swojego napastnika Lewandowskiego.
Mecz w Kopenhadze był inny, ale nie było w tym przypadku. Rywal przystąpił do meczu bardziej zmotywowany, stwarzał sytuacje, wyglądał lepiej piłkarsko. Niestety, potwierdziło się, że w słabej formie są obrońcy Legii Warszawa: Pazdan i Jedrzejczyk.
Trochę to zastanawiające, że trener Nawałka do wyjściowego składu desygnował aż trzech piłkarzy z drużyny, która skompromitowała się w pucharowych meczach z drużynami z Kazachstanu i Mołdawii, z drugiej strony chciał zawierzyć sprawdzonym schematom.
Słabi w Legii, słabi w reprezentacji
Okazało się jednak, że polski zespół ma szanse funkcjonować na wysokim poziomie, kiedy wszyscy piłkarze są w wysokiej formie, a Pazdan i Jędrzejczyk stanowili 50 procent bloku defensywnego, który z piłkarzami w takiej dyspozycji nie mógł stanowić monolitu.
Do tego trzeba też dodać brak w drużynie Krychowiaka, który będąc w wysokiej formie był piłkarzem w drużynie Nawałki absolutnie kluczowym i fundamentalnym. Jeszcze w pierwszej połowie z boiska musiał zejść z kontuzją Piszczek. Tak wielkie wyrwy, szczególnie wśród graczy odpowiadających za defensywę musiały mieć ogromne znaczenie i miały.
Można było liczyć na łut szczęścia, bo pod względem piłkarskim zespół Adama Nawałki nie był w stanie nawiązać walki z zaledwie europejskim średniakiem. Oczywiście można też mieć zastrzeżenia za dokonywane zmiany. Czy rzeczywiście za kontuzjowanego Piszczka powinien wchodzić nominalny stoper zamiast znajdującego się w rezerwie prawego obrońcy Kędziory. Bez względu na to, kto miałby zastąpić obrońcę Borussii, przebieg meczu raczej nie byłby diametralnie inny.
Czarna seria polskiego futbolu jest zatem kontynuowana. Po kompromitującym występie w turnieju młodzieżowych mistrzostw Europy, wyeliminowaniu wszystkich klubów drużyn z europejskich pucharów jeszcze w sierpniu przyszedł czas na pierwszą reprezentację. ©℗ Wojciech Parada