- We wrześniu zazwyczaj naszej reprezentacji nie układało się, ale na szczęście ten miesiąc już za nami. Później szło dobrze i wierzymy, że tak będzie i teraz – powiedział 31-letni wychowanek Pogoni Szczecin Kamil Grosicki przed meczami eliminacji piłkarskich mistrzostw Europy z Łotwą i Macedonią Północną.
Po czterech zwycięstwach z rzędu i do tego bez straconej bramki, w ostatnich dwóch spotkaniach Polacy przegrali ze Słowenią w Lublanie oraz bezbramkowo zremisowali z Austrią w Warszawie. Mimo tych niepowodzeń, pozostali na pierwszym miejscu w tabeli grupy G.
- We wrześniu zazwyczaj naszej reprezentacji nie układało się, ale na szczęście ten miesiąc już za nami. Za sobą mamy też wpadki, które gdzieś tam w trakcie eliminacji też miały prawo się wydarzyć. Później szło dobrze i wierzymy, że tak będzie i teraz. Celem jest zdobycie sześciu punktów w dwóch najbliższych kolejkach i przybliżenie się do awansu – stwierdził Grosicki na wtorkowej konferencji prasowej w Warszawie.
W czwartek biało-czerwoni zagrają w Rydze z Łotwą, a w niedzielę podejmą w Warszawie Macedonię Północną. Pierwszy z rywali przegrał wszystkie sześć dotychczasowych meczów, z kolei Macedończycy zajmują przedostatnie, piąte miejsce, ale mają tylko trzy punkty straty do wicelidera Słowenii.
Zawodnik angielskiego Hull City podkreślił, że najbliższe mecze to nie tylko szansa i konieczność wywalczenia kompletu „oczek”, ale także pokazanie większej jakości na boisku i stwarzanie licznych sytuacji podbramkowych.
- Wiemy, że możemy grać dużo, dużo lepiej, np. jeśli chodzi o ofensywę. Jesteśmy po analizie poprzednich dwóch gier i widać, że czasem brakuje nam cierpliwości, innym razem za bardzo chcemy, zdarzają się niedokładne podania itp. Parę razy gdybyśmy lepiej sobie dograli piłkę, byłaby większa szansa na stworzenie i sfinalizowanie ciekawej akcji – dodał.
31-letni Grosicki zwrócił także uwagę na rolę najbardziej doświadczonych, starszych piłkarzy, jak on, Robert Lewandowski i jeszcze kilku.
- Zdaję sobie sprawę, że ode mnie trzeba wymagać więcej. Muszę przyznać, że niekiedy zwyczajnie nie mamy szczęścia. Gdyby ono dopisało, wówczas po wrześniowych meczach miałbym na koncie bramkę i asystę. Jestem pewny, że w przypadku VAR sędzia cofnąłby decyzję o nieuznaniu gola ze Słowenią, zaś z Austrią miałbym asystę (jego podania nie wykorzystał Lewandowski). Inna sprawa, że za czasów trenera Nawałki, co się nie wrzuciło w pole karne, to Robert (Lewandowski) albo Arek Milik, albo ktoś jeszcze wykańczał. Również i ja strzelałem – powiedział.
Grosicki mówił także o pewnego rodzaju blokadzie w reprezentacji. Nie zmienia się jednak pozycja Polaków w swojej grupie – są faworytami i niemal pewnymi kandydatami do wyjazdu na Euro w 2020 roku.
- Zdarza się, że jak nie idzie, to cokolwiek byś nie zrobił, a piłka i tak nie chce wpaść do siatki. Potrzebujemy więcej spokoju pod bramkę rywali. Bo przecież dochodzimy do sytuacji, ja sam szukam pojedynków, wrzutek, czy też wychodzę do podań. Z Austrią miałem minimalny spalony, jechałem sam na sam. Konieczna jest cierpliwość w ostatnich podaniach – przyznał.
Skrzydłowy biało-czerwonych zaznaczył też, że atmosfera w kadrze narodowej nie zmieniła się, nie ma podziału na "grupki".
- Za każdym razem z wielką radością jadę na zgrupowanie. Cieszę się, że mogę grać dla naszego kraju i kibiców. Zapewniam, że w reprezentacji nie ma gadania na kogoś za jego plecami. Nie tędy droga, tak sukcesów się nie zdobywa – zakończył. (pap)