Pogoń Szczecin - Śląsk Wrocław 0:0
Żółte kartki: Stiglec (Śląsk).
Sędzia: Łukasz Szczech (Kobyłka).
Widzów 4 000.
Pogoń: Stipica - Bartkowski, Triantafyllopoulos, Zech, Nunes - Podstawski, Dąbrowski - Kowalczyk, Listkowski (74, Benyamina), Spiridonovic (87, Stec) - Manias (60, Cibicki).
Śląsk: Putnocky - Musonda, Celeban, Zivulic, Stiglec - Mączyński, Łabojko - Pich (82, Gąska), Chrapek, Płacheta (88, Bergier) - Exposito (46, Raicevic).
Nie udało się Pogoni powiększyć punktowej przewagi nad jednym z najgroźniejszych kandydatów do medalowej lokaty. Wynik bezbramkowy jest rozczarowujący jeśli weźmie się pod uwagę, że szczecinianie oddali aż siedem celnych strzałów, podczas gdy rywal żadnego.
Goście przyjechali do Szczecina bez kilku kluczowych obrońców, a Pogoń mimo to nie zdołała zdobyć choćby jednej bramki. Mimo optycznej przewagi przez większą część spotkania mogła też mecz przegrać. Na początku spotkania rywale egzekwowali rzut karny, który Exposito koncertowo zmarnował strzelając wysoko nad bramką.
Pogoń w trzecim z czterech ostatnio rozegranych spotkań nie zdobyła gola i potwierdza się fakt, że po sprzedaży Buksy ma ogromny problem w ofensywie, w kreowaniu gry i sytuacji bramkowych. Trzeba też przyznać, że mecz ze Śląskiem był ze wszystkich czterech ostatnio rozegranych najlepszym w wykonaniu portowców. Pogoń zasługiwała choćby na jednego gola i trzy punkty. Tym razem zabrakło szczęścia, które przed tygodniem towarzyszyło szczecińskiej drużynie w nadmiarze.
Cztery punkty w dwóch tegorocznych meczach z rywalami mającymi aspiracje gry w ósemce są dobrym osiągnięciem, jednak perspektywa kolejnych spotkań z tak ograniczonymi możliwościami w ofensywie nie daje zbyt wiele powodów do optymizmu.
Goście już po trzech minutach mogli prowadzić, bo Zech w stylu koszykarskim wybił piłkę ręką i nie było żadnych wątpliwości, że rzut karny był podyktowany słusznie. Na szczęście dla Austriaka, wykonawca jedenastki zachował się fatalnie.
Śląsk później już ani razu nie zagroził bramce Stipicy, natomiast Pogoń niepokoiła Putnockiego wiele razy. Przed przerwą celne strzały oddawali: dwa razy Spiridonovic, oraz Manias i Kowalczyk, natomiast po zmianie stron Spiridonovic, Cibicki i Bartkowski.
Były młodzieżowy reprezentant Szwecji ponownie wszedł na boisko w roli zmiennika, tym razem na pół godziny, ale jego pojawienie się na boisku zdecydowanie poprawiło jakość gry w ofensywie. Cibicki i Manias oddali po jednym celnym i niecelnym strzale, ale ich umiejętności, poruszanie się po boisku nie sposób porównać.
Nowy nabytek Pogoni przerasta 30-letniego Greka zdecydowanie. To był kolejny nieudany występ Maniasa, który przed przerwą dwa razy dochodził do pozycji strzeleckiej, ale powinien przynajmniej jedną z tych sytuacji wykorzystać. Jest w polu karnym zbyt mało pazerny, za mało zdecydowany, brakuje mu dynamiki i pewności siebie. Przekonamy się jak na jak długo trener Runjaic obdarzy go zaufaniem. Tak naprawdę to nie ma wielkiego wyboru.
Pozytywem meczu jest zdecydowana poprawa organizacji gry w drugiej linii. Pogoń potrafiła zdominować przeciwnika, lepiej prezentowali się nasi defensywni pomocnicy, a szczególnie Dąbrowski, który również dogrywał i był aktywny w ofensywie. Pogoń zbierała drugie piłki, była zdecydowanie bardziej agresywna, niż w Płocku, ale posucha w ofensywie powoduje, że istnieje duża wątpliwość, czy uda się grę w ofensywie jeszcze urozmaicić.
Goście sprawiali wrażenie zadowolonych z punktu, bo czuli piłkarską wyższość gospodarzy, w których szeregach zabrakło piłkarza umiejącego zadać ostateczny cios. Naszym największym atutem pozostaje duet: Spiridonovic i Cibicki. Czas pracuje na ich i zespołu korzyść. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser