W piątkowy wieczór piłkarze Pogoni Szczecin podejmowani będą przez ŁKS Łódź w meczu inaugurującym 23 kolejkę piłkarskiej ekstraklasy. Człowiekiem mocno związanym z tymi dwoma klubami był w przeszłości Leszek Jezierski - piłkarz i mistrz Polski w ŁKS jako zawodnik, a następnie też trener w tym klubie.
W Pogoni jako szkoleniowiec pracował trzy razy. Za każdym razem w innej roli, ale za każdym razem odnosił sukces. To za kadencji Leszka Jezierskiego Pogoń po raz ostatni wygrała w Łodzi. Było to 33 lata temu w sezonie, w którym szczecinianie wywalczyli tytuł wicemistrza Polski
Leszek Jezierski po raz pierwszy przyszedł do Pogoni w połowie 1985 roku. Wydawało się, że jest to już szkoleniowiec, mający swoje najlepsze trenerskie lata za sobą. Nie powiodło mu się w Poznaniu z Lechem, a w Szczecinie był zespół, po którym też nie spodziewano się już za wiele dobrego. Okazało się, że zarówno Jezierski, jak i grupa ludzi, która była wtedy w Pogoni, stworzyli wręcz wybuchowy mariaż, zakończony wicemistrzostwem Polski.
- Jezierski przyjechał do Szczecina jako utytułowany trener - mówi Adam Benesz, który trafił do Pogoni właśnie za namową Jezierskiego. - Wszyscy go znali i wszyscy czuli przed nim respekt. Nikt nie poddawał w wątpliwość jego szkoleniowych metod, choć te nie zawsze były piłkarzom na rękę.
W roku 1985 Pogoń była rok po wywalczeniu trzeciego miejsca. Skład niewiele się zmienił, więc nie przypuszczano, że można jeszcze wykrzesać z drużyny coś więcej.
- Pierwszy rok naszej wspólnej pracy nie zapowiadał sukcesów - wspomina Benesz. - Byliśmy drużyną środka tabeli, a prym w kraju wiodły takie drużyny, jak: Górnik Zabrze, GKS Katowice, Widzew Łódź, Lech Poznań i Legia Warszawa. Nikt nie sądził, że możemy w tym gronie namieszać.
Wyczerpujące treningi
Jezierski pierwszy rok pracy poświęcił na dokładną analizę drużyny. Był znany z tego, że prowadził bardzo wyczerpujące treningi. Miał też sporo problemów kadrowych. W przerwie zimowej sezonu 1985/86 nielegalnie do Niemiec wyjechało dwóch podstawowych zawodników, na których bardzo mocno liczył: Janusz Turowski i Jarosław Biernat. Z szansy skorzystali byli piłkarze Stali Stocznia Szczecin, którzy ich zastąpili: Jerzy Hawrylewicz i Adam Benesz.
- Wystarczyło mu na sali kilka płotków - wspomina Benesz. - Skakaliśmy do przodu, do tyłu, płotki się łamały i piłkarze też. Wyciskał z nas siódme poty.
Podstawowym piłkarzem Pogoni był wtedy Mariusz Kuras grający w reprezentacji młodzieżowej, który spotykał się ze szkoleniowcem za każdym razem, gdy ten trafiał do Szczecina.
- Jest dużą sztuką ustawić zespół w ten sposób, by mieć korzyść z każdego piłkarza. Jezierski znakomicie potrafił wykrzesać wszystko co najlepsze z każdego z nas - ocenił po latach Mariusz Kuras.
Leszek Jezierski swój pierwszy trenerski sukces odniósł w Widzewie Łódź. Z czwartej ligi wprowadził tą drużynę do ekstraklasy. Wypromował wielu znakomitych piłkarzy, między innymi Zbigniewa Bońka.
- Pamiętam, że potrafił znaleźć kontakt z każdym - wspomina Kuras. - A już najlepszy miał właśnie z tymi najlepszymi i najbardziej zadziornymi - Zbigniewem Bońkiem, Włodzimierzem Smolarkiem, czy Mirosławem Tłokińskim.
Skonfliktowany z Tomaszewskim
Największą miłością Jezierskiego był ŁKS. Drużynę tę prowadził w sezonie 1976/77 i był bliski wywalczenia tytułu mistrza Polski. Pogoń też w tamtym sezonie grała znakomicie. Pod koniec sezonu drużyna zaczęła jednak przegrywać. Poniosła siedem porażek z rzędu i skonfliktowana zakończyła sezon w środku tabeli. Na czele zbuntowanej drużyny stał wtedy Jan Tomaszewski.
- Gdy Jezierski przychodził do Szczecina, miał już na koncie tytuł mistrza Polski, wywalczony z Ruchem Chorzów - mówi Kuras. - Nie miał wtedy w składzie wybitnych piłkarzy, a mimo to osiągnął sukces. Był trochę rozczarowany, że nie został trenerem reprezentacji.
Sam Jezierski wielokrotnie powtarzał, że nigdy nie wchodził w żadne nieformalne układy. To dlatego pracował i osiągał sukcesy w Widzewie, a nie w Legii, potem w Ruchu, a nie w Górniku i w Pogoni, a nie w Lechu.
Wierny ustaleniom
To był trener, dla którego najważniejsza była praca w okresie przygotowawczym. To wtedy ustalał skład i trzymał się jego przynajmniej przez kilka kolejek.
- W rundzie wiosennej sezonu 1986/87 przegraliśmy pierwszy mecz ze Śląskiem we Wrocławiu 1:4, potem z trudem zremisowaliśmy u siebie z broniącą się przed spadkiem Stalą Mielec 1:1, zdobywając gola w końcówce meczu - mówi Benesz. - Mimo to, Jezierski nie tracił głowy, wciąż ufał tym samym piłkarzom i opłaciło się. Graliśmy potem znakomicie, ofensywnie i zdobyliśmy tytuł wicemistrza Polski.
- Nie mogę zapomnieć wielkiej szansy, jaka nam przeszła koło nosa w Zabrzu - przypomina Andrzej Rynkiewicz, wtedy kierownik drużyny. - W Zabrzu remisowaliśmy 1:1, kiedy Leśniak strzelał do pustej bramki i już unosił ręce do góry w geście triumfu, kiedy Marek Kostrzewa w ostatniej chwili wślizgiem wybił piłkę z pustej bramki. Potem Andrzej Iwan strzelił gola na 2:1 i przegraliśmy. Gdyby nie Kostrzewa, bylibyśmy mistrzami Polski.
Ograł Pogoń 4:1
Jezierski po sezonie 1986/87 zakończonym największym sukcesem w dziejach szczecińskiej piłki nożnej, postanowił odejść do swojego ukochanego ŁKS. I w inauguracyjnym spotkaniu ograł w Łodzi ... Pogoń 4:1. To wtedy w wieku 16 lat debiutował w dorosłej drużynie Tomasz Wieszczycki. Za rok 1987 otrzymał z redakcji „Piłka Nożna" nagrodę dla trenera roku - już po raz trzeci - wcześniej za sukcesy z Widzewem Łódź.
Po raz drugi Jezierski przyjechał do Pogoni na wiosnę 1992. Pogoń była wtedy w zupełnie innej sytuacji. Walczyła o awans do ekstraklasy, miała w składzie młodych, niedoświadczonych piłkarzy i była nieukształtowaną drużyną.
- Pamiętam, że trener Jezierski przyjechał na kilka dni przed pierwszym meczem - wspomina Robert Dymkowski. - Tak dał nam w kość, że baliśmy się, jak wytrzymamy mecz kondycyjnie. Nawet jeden z piłkarzy, który miał nogę w gipsie, musiał zdjąć opatrunek i też ćwiczył bez taryfy ulgowej. Na odprawach meczowych nie było mądrych opowieści. Mieliśmy walczyć, gryźć trawę i nie odpuszczać. Do ekstraklasy awansowaliśmy.
Trzecie podejście - trzecie zadanie
I znów Jezierski po dobrze wykonanym zadaniu postanowił opuścić Pogoń. Wrócił do Szczecina jeszcze raz. Wiosną 1998 roku Pogoń broniła się przed spadkiem i uratowała się przed degradacją w ostatnim meczu z GKS Bełchatów, wygranym 1:0. To było ostatnie trenerskie zadanie Leszka Jezierskiego nie tylko w Pogoni, ale również w całym jego życiu.
- Byłem wtedy już grającym asystentem trenera Jezierskiego - wspomina Kuras. - Znałem dobrze trenera i wiedziałem, czego oczekuje ode mnie i drużyny. Miał świetny kontakt z trenerem Janem Juchą. Obaj przyjaźnili się i dobrze uzupełniali.
- Trener Jezierski miał świetne słownictwo - wtrąca Robert Dymkowski. - Należał do pokolenia takich trenerów, jak Wojciech Łazarek, czy Orest Lenczyk, którzy prócz znakomitego warsztatu pracy, potrafili zażartować, rozładować napięcie i dobrać odpowiednie słownictwo.
- To słownictwo nie było zbyt wyszukane, ale zawsze idealnie dopasowane do sytuacji - dodaje Kuras. ©℗ Wojciech Parada