Czwartek, 14 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Czarodziej z Choszczna

Data publikacji: 18 lutego 2019 r. 21:46
Ostatnia aktualizacja: 19 lutego 2019 r. 14:58
Piłka nożna. Czarodziej z Choszczna
 

Jerzy Hawrylewicz nie należy do grupy najwybitniejszych piłkarzy, którzy grali kiedykolwiek w Pogoni Szczecin. Nie należy też do grupy zawodników grających przy ul. Twardowskiego najdłużej. Nie był także wychowankiem szczecińskiego klubu, ale na pewno pozostanie na trwale w pamięci kibiców z kilku powodów.

Przede wszystkim grał w okresie największych sukcesów Pogoni i potrafił mimo bardzo silnej konkurencji wywalczyć miejsce w składzie. Grał we wszystkich czterech meczach I rundy Pucharu UEFA w latach 80. ze słynnymi drużynami z Niemiec i Włoch: FC Koeln i Veroną. W tym drugim dwumeczu zdobył honorowego gola w meczu wyjazdowym, w pierwszym spotkaniu rozegranym w Szczecinie zaliczył asystę.

Pozostanie też na zawsze w pamięci jako jedna z najtragiczniejszych postaci w pogoniarskiej rodzinie. W poprzednim tygodniu, dokładnie 13 lutego minęło 10 lat od jego śmierci. Nastąpiło to niespełna dwa miesiące po jego 50. urodzinach i prawie 17 lat od tragicznego w skutkach wydarzenia podczas III-ligowego meczu Oldenburg – HSC Hannover.

Hawrylewicz doznał wtedy zawału serca. Mimo udanej reanimacji, w wyniku ośmiominutowego niedotlenienia wychowanek Piasta Choszczno doznał trwałego uszkodzenia kresomózgowia i od tamtej pory aż do śmierci przebywał w śpiączce.

Zgrany duet z Leśniakiem

W latach 1984-87 stanowił bardzo zgrany duet napastników z Markiem Leśniakiem. Nie był typem łowcy goli, raczej wypracowywał bramki młodszemu o sześć lat koledze. Bardziej skupiał się na odwracaniu uwagi. Miał niekonwencjonalny drybling, wyglądało to czasem trochę na zabiegi bardzo chaotyczne, jednak w efekcie przynosiły one drużynie mnóstwo korzyści.

Cieszył się zaufaniem u najlepszych w dziejach klubu trenerów: Eugeniusza Ksola i Leszka Jezierskiego. U tego pierwszego wywalczył miejsce w składzie, choć do Pogoni po dwóch latach gry w Legii Warszawa powrócił Janusz Turowski, a gwiazdą zespołu był już Marek Leśniak. Trener Ksol potrafił jednak znaleźć miejsce dla wszystkich trzech, choć zdarzało się szczególnie w początkowym okresie gry Hawrylewicza w Pogoni, że mecze rozpoczynał od ławki rezerwowych.

W roku 1984 był na boiskach ekstraklasy nowicjuszem, choć miał już prawie 26 lat. Nie miał jednak kompleksów. Do Pogoni trafił ze Stali Stocznia Szczecin, wcześniej był piłkarzem Arkonii. W tamtych klubach też rywalizował z mocnymi konkurentami. W Arkonii między innymi z Jerzym Kruszczyńskim, Jerzym Paradą, natomiast w Stali z Jackiem Krzystolikiem, z którym później spotkał się w Pogoni, a także z Mirosławem Zambrzyckim.

Przeszedł długą drogę od niższych klas rozgrywkowych i systematycznie pokonywał kolejne szczeble, aż trafił do ekstraklasy i dość niespodziewanie stał się bardzo szybko wartością dodaną w drużynie, w której roiło się od piłkarskich znakomitości, szczególnie w formacji ofensywnej.

Strzelał ważne gole

W sezonie 1986/87, w którym Pogoń została wicemistrzem Polski, nie opuścił ani jednego meczu. Zdobył wtedy 5 goli, co przy 24 bramkach najlepszego w ekstraklasie strzelca Marka Leśniaka wyglądało na dorobek bardzo mizerny, jednak zdobywał bramki w ważnych momentach, w konfrontacji z najmocniejszymi zespołami: Górnikiem Zabrze, Widzewem Łódź czy Legią Warszawa.

W dniu tragicznego zdarzenia w meczu III ligi niemieckiej miał zaledwie 33 lata. Czuł się znakomicie, ale swój najlepszy czas na boiskach niemieckich przeżywał dwa sezony wcześniej. Jego drużyna z Oldenburga dość niespodziewanie uzyskała awans do II Bundesligi, a Hawrylewicz był najlepszym strzelcem w drużynie.

Menadżerem Oldenburga był wtedy słynny Rudolph Assauer, znany ze swojej działalności głównie w Schalke 04 w latach późniejszych, kiedy ściągał do zespołu między innymi Tomasza Wałdocha i Tomasza Hajto. Był pod wrażeniem umiejętności polskiego napastnika, Hawrylewicz natomiast przez kibiców z Oldenburga nazywany był Czarodziejem z Marschwegu.

Z całą pewnością zbyt późno trafił na boiska ekstraklasy, a następnie zbyt późno wyjechał do Niemiec. Talentem nie odbiegał od Turowskiego, któremu wiodło się na boiskach Bundesligi doskonale, choć Turowski i Hawrylewicz to byli gracze o zupełnie innym profilu. Ten pierwszy zdecydował się na ucieczkę, zaryzykował i dobrze na tym wyszedł, ten drugi czekał na swoją szansę i przez to nie do końca wykorzystał własny talent i potencjał. Takie były czasy.

W całym sezonie 1991/92 zdobył 15 goli, podczas gdy przez 3,5 roku gry w Pogoni tych bramek uzbierał zaledwie 12. Pod koniec kariery nabrał doświadczenia, po ukończeniu 30 lat stał się piłkarzem sprytniejszym, skuteczniejszym pod bramką rywala. Zdobywał bramki z zadziwiającą regularnością i łatwością.

Na boiskach II ligi rozegrał zaledwie 11 spotkań, między innymi przeciwko odradzającej się potędze Schalke 04. Wtedy stanął naprzeciwko Jensa Lehmana, późniejszego reprezentanta Niemiec, który podczas mistrzostw świata w roku 2006 wyparł z podstawowego składu Olivera Kahna. Mecz zakończył się wynikiem bezbramkowym. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

FanKs
2019-02-19 14:21:20
Warto też wspomnieć o turnieju im. Jerzego Hawrylewicza, rozgrywanego co rok w Żeńsku,juz od kilkunastu lat. Pozdrawiam
Teksty nie od Parady
2019-02-19 13:46:58
Hawrylewicz nie był z Choszczna, a z Źeńska około 8 km od Choszczna.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA