Jerzy Hawrylewicz nie należy do grupy najwybitniejszych piłkarzy, którzy grali kiedykolwiek w Pogoni Szczecin. Nie należy też do grupy zawodników grających przy ul. Twardowskiego najdłużej. Nie był także wychowankiem szczecińskiego klubu, ale na pewno pozostanie na trwale w pamięci kibiców z kilku powodów.
Przede wszystkim grał w okresie największych sukcesów Pogoni i potrafił mimo bardzo silnej konkurencji wywalczyć miejsce w składzie. Grał we wszystkich czterech meczach I rundy Pucharu UEFA w latach 80. ze słynnymi drużynami z Niemiec i Włoch: FC Koeln i Veroną. W tym drugim dwumeczu zdobył honorowego gola w meczu wyjazdowym, w pierwszym spotkaniu rozegranym w Szczecinie zaliczył asystę.
Pozostanie też na zawsze w pamięci jako jedna z najtragiczniejszych postaci w pogoniarskiej rodzinie. W poprzednim tygodniu, dokładnie 13 lutego minęło 10 lat od jego śmierci. Nastąpiło to niespełna dwa miesiące po jego 50. urodzinach i prawie 17 lat od tragicznego w skutkach wydarzenia podczas III-ligowego meczu Oldenburg – HSC Hannover.
Hawrylewicz doznał wtedy zawału serca. Mimo udanej reanimacji, w wyniku ośmiominutowego niedotlenienia wychowanek Piasta Choszczno doznał trwałego uszkodzenia kresomózgowia i od tamtej pory aż do śmierci przebywał w śpiączce.
Zgrany duet z Leśniakiem
W latach 1984-87 stanowił bardzo zgrany duet napastników z Markiem Leśniakiem. Nie był typem łowcy goli, raczej wypracowywał bramki młodszemu o sześć lat koledze. Bardziej skupiał się na odwracaniu uwagi. Miał niekonwencjonalny drybling, wyglądało to czasem trochę na zabiegi bardzo chaotyczne, jednak w efekcie przynosiły one drużynie mnóstwo korzyści.
Cieszył się zaufaniem u najlepszych w dziejach klubu trenerów: Eugeniusza Ksola i Leszka Jezierskiego. U tego pierwszego wywalczył miejsce w składzie, choć do Pogoni po dwóch latach gry w Legii Warszawa powrócił Janusz Turowski, a gwiazdą zespołu był już Marek Leśniak. Trener Ksol potrafił jednak znaleźć miejsce dla wszystkich trzech, choć zdarzało się szczególnie w początkowym okresie gry Hawrylewicza w Pogoni, że mecze rozpoczynał od ławki rezerwowych.
W roku 1984 był na boiskach ekstraklasy nowicjuszem, choć miał już prawie 26 lat. Nie miał jednak kompleksów. Do Pogoni trafił ze Stali Stocznia Szczecin, wcześniej był piłkarzem Arkonii. W tamtych klubach też rywalizował z mocnymi konkurentami. W Arkonii między innymi z Jerzym Kruszczyńskim, Jerzym Paradą, natomiast w Stali z Jackiem Krzystolikiem, z którym później spotkał się w Pogoni, a także z Mirosławem Zambrzyckim.
Przeszedł długą drogę od niższych klas rozgrywkowych i systematycznie pokonywał kolejne szczeble, aż trafił do ekstraklasy i dość niespodziewanie stał się bardzo szybko wartością dodaną w drużynie, w której roiło się od piłkarskich znakomitości, szczególnie w formacji ofensywnej.
Strzelał ważne gole
W sezonie 1986/87, w którym Pogoń została wicemistrzem Polski, nie opuścił ani jednego meczu. Zdobył wtedy 5 goli, co przy 24 bramkach najlepszego w ekstraklasie strzelca Marka Leśniaka wyglądało na dorobek bardzo mizerny, jednak zdobywał bramki w ważnych momentach, w konfrontacji z najmocniejszymi zespołami: Górnikiem Zabrze, Widzewem Łódź czy Legią Warszawa.
W dniu tragicznego zdarzenia w meczu III ligi niemieckiej miał zaledwie 33 lata. Czuł się znakomicie, ale swój najlepszy czas na boiskach niemieckich przeżywał dwa sezony wcześniej. Jego drużyna z Oldenburga dość niespodziewanie uzyskała awans do II Bundesligi, a Hawrylewicz był najlepszym strzelcem w drużynie.
Menadżerem Oldenburga był wtedy słynny Rudolph Assauer, znany ze swojej działalności głównie w Schalke 04 w latach późniejszych, kiedy ściągał do zespołu między innymi Tomasza Wałdocha i Tomasza Hajto. Był pod wrażeniem umiejętności polskiego napastnika, Hawrylewicz natomiast przez kibiców z Oldenburga nazywany był Czarodziejem z Marschwegu.
Z całą pewnością zbyt późno trafił na boiska ekstraklasy, a następnie zbyt późno wyjechał do Niemiec. Talentem nie odbiegał od Turowskiego, któremu wiodło się na boiskach Bundesligi doskonale, choć Turowski i Hawrylewicz to byli gracze o zupełnie innym profilu. Ten pierwszy zdecydował się na ucieczkę, zaryzykował i dobrze na tym wyszedł, ten drugi czekał na swoją szansę i przez to nie do końca wykorzystał własny talent i potencjał. Takie były czasy.
W całym sezonie 1991/92 zdobył 15 goli, podczas gdy przez 3,5 roku gry w Pogoni tych bramek uzbierał zaledwie 12. Pod koniec kariery nabrał doświadczenia, po ukończeniu 30 lat stał się piłkarzem sprytniejszym, skuteczniejszym pod bramką rywala. Zdobywał bramki z zadziwiającą regularnością i łatwością.
Na boiskach II ligi rozegrał zaledwie 11 spotkań, między innymi przeciwko odradzającej się potędze Schalke 04. Wtedy stanął naprzeciwko Jensa Lehmana, późniejszego reprezentanta Niemiec, który podczas mistrzostw świata w roku 2006 wyparł z podstawowego składu Olivera Kahna. Mecz zakończył się wynikiem bezbramkowym. ©℗
Wojciech PARADA