Pogoń Szczecin- Wisła Płock 2:1 (1:0) 1:0 Drygas (33), 1:1 Łasicki (58), 2:1 Rasmussen (69).
Żółte kartki: Nunes, Hołota, Frączczak (Pogoń), oraz Szmański, Kante, Furman (Wisła).
Sędziował Jarosław Przybył (Kluczbork)
Widzów: 3688.
Pogoń: Załuska - Râpă, Rudol, Dwali, Nunes - Delew (86, Matynia), Piotrowski, Drygas (76, Hołota), Frączczak - Buksa, Rasmussen (70, Zwoliński).
Wisła: Dähne - Stefańczyk, Łasicki, Dźwigała, Reca - Michalak (73, Merebaszwili), Furman, Szymański, Štilić (89, Zawada), Varela - Kanté.
Piłkarze Pogoni pokonali niepokonaną od sześciu spotkań Wisłę Płock, odnieśli trzecie z rzędu zwycięstwo na własnym boisku, opuścili ostatnie miejsce w tabeli. Jeżeli chcą utrzymać się w ekstraklasie, to muszą punktować przede wszystkim u siebie i wygląda na to, że za kadencji trenera Runjaica nauczyli się tego.
Sobotni mecz z Wisłą można było równie dobrze przegrać, rywal postawić wysoko poprzeczkę, trzeba nawet przyznać, że pod względem piłkarskim prezentował się lepiej, w zespole gości było więcej piłkarzy z jakością, dobrze wyszkolonych, umiejących wymieniać podania na małej przestrzeni.
Pogoń była za to zespołem bardziej zdeterminowanym, walecznym i jednak skuteczniejszym. Żadnej z drużyn nie udało się stworzyć zbyt wielu sytuacji, Pogoń jednak umiała je wykorzystać, błysnął strzeleckim talentem Rasmussen, choć przez większą część spotkania sprawiał wrażenie zagubionego.
Pozostali włożyli w mecz serce, ambicję i wszystkie swoje atuty. Tym razem szczęście było po stronie portowców, podobne mecze szczecinianie toczyli już w rundzie jesiennej i wtedy z takich konfrontacji wychodzili w roli przegranych, tym razem umieli połączyć wolę walki z umiejętnością zadbania o korzystny wynik.
Wisła dobrze ułożona
Goście od początku sprawiali korzystniejsze wrażenie, atakowali miejscowych wysoko, już na ich połowie, szybko organizowali się w defensywie, nie pozwalali rywalom na przedostanie się w okolice własnego pola karnego. Trener Runjaic wystawił do gry dwóch napastników wobec czego więcej pracy w środkowej formacji mieli: Drygas i Piotrowski. Obaj stanęli na wysokości zadania.
To właśnie po akcji tego duetu padł pierwszy gol na portowców. Piotrowski chciał strzelać, piłka zeszła mu z nogi i wyszło z tego znakomite otwierające podanie do Drygasa, który źle strzelił, prosto w bramkarza, ale szczęśliwie piłka wpadła do bramki między nogami golkipera Wisły.
Pogoń rozochociła się tym prowadzeniem, poczuła się pewniej, do tej pory niewiele mogła wskórać, rozgrywała atak pozycyjny wolno, piłkarze przedniej formacji byli zbyt statyczni, szczególnie uwaga ta dotyczyła 33-letniego Duńczyka, który nie sprawiał wrażenia, jakby doskwierał mu nadmiar ambicji.
Po przerwie Wisła przycisnęła miejscowych, ale oddała tylko jeden celny strzał. Zakończył się on golem Łasickiego po stałym fragmencie gry. Z czterech straconych wiosną goli przez portowców, aż trzy padły po dośrodkowaniach z bocznych rejonów boiska. Wcześniej dwa razy spóźniał się z interwencją Fojut, tym razem przysnął Dwali, który jednak mimo tej wpadki rozgrywał dobry mecz.
Błysnął Rasmussen
Goście mieli więcej z gry, ale to Pogoń zdobyła gola. Był on udziałem dwóch nowych piłkarzy Pogoni, dla których sobotni występ był pierwszym w wyjściowym składzie. Buksa popisał się asystą, a Rasmussen wykończył akcję pokazując tym samym, że świetnie czuje grę, gdy piłka krąży w polu karnym przeciwnika.
Szczecinianie zrobili kolejny ważny krok, jednak droga do utrzymania jest jeszcze daleka. Pogoń imponuje przygotowaniem motorycznym, jest drużyną świetnie zmotywowaną, ambitną, ale brakuje w zespole jakości. To było widoczne w spotkaniu z Lechem, było też widoczne w meczu z Wisłą, tym razem skończyło się wygraną, ale w kolejnych meczach chcemy oglądać więcej składnych, przemyślanych akcji. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser