Rozmowa z Takafumim Akahoshim - piłkarzem Pogoni Szczecin
30 – letni Takafumi Akahoshi zagra w sobotę w Pogoni po raz setny w meczu piłkarskiej ekstraklasy. Dotąd w szczecińskim klubie był tylko jeden taki obcokrajowiec. Edi Andradina zakończył swoje występy w Pogoni na 103 pojedynkach w ekstraklasie. Wszystko zatem wskazuje na to, że Japończyk prześcignie Brazylijczyka jeszcze w obecnym sezonie i stanie się pod tym względem samodzielnym liderem.
- Wiedział pan, że w meczu z Legią stuknie setka ? - zapytaliśmy Takafumi Akahoshiego, który na umówione spotkanie przybył w dość znaczącej obstawie: ze swoją żoną Izumi, Seyią Kitano i menadżerem Tomaszem Drankowskim.
- Nie wiedziałem, że to już sto spotkań w ekstraklasie. Byłoby pewnie ich więcej, gdyby nie moja niefortunna, ale krótka przygoda w lidze rosyjskiej. Staram się skupiać na kolejnym spotkaniu, szybko zapominam o meczach nieudanych i tych bardzo dobrych, bo to zaledwie historia. Koncentruję się na przyszłości, a nie na liczbach, choć nie ukrywam, że miło usłyszeć, że akurat w takim meczu, jak z Legią przyjdzie mi zagrać po raz setny w klubie, w którym spędziłem najwięcej mojego piłkarskiego życia i który na pewno nie jest tylko i wyłącznie miejscem pracy.
- Jak to się stało, że wyjechał pan do Europy ?
- Byłem zdeterminowany, żeby ruszyć z Japonii na podbój Europy. O tym marzy każdy młody piłkarz w Japonii. Miałem już 24 lata i zdawałem sobie sprawę, że to ostatni moment, w którym mogę spróbować dzięki piłce czegoś nowego. Skontaktowałem się z moim kolegą grającym w Rumunii, on z kolei skontaktował mnie z menadżerem organizującym wyjazdy piłkarzy japońskich do Europy i tak tu trafiłem.
- Zanim trafił pan do Pogoni, to były wcześniej nieudane próby angażu w dwóch innych polskich klubach. Dlaczego się nie udało ?
- Najpierw przyjechałem na testy do Śląska. To był okres zimowy, a dla mnie pierwsza próba konfrontacji z futbolem twardym, w warunkach zimowych, w okresie przygotowawczym i w dość krótkich fragmentach meczów. Nie jest łatwo przekonać do siebie trenera, jeżeli otrzymuje się 15, labo 20 minut. Dziś z perspektywy czasu widzę, że nie byłem jeszcze gotowy na podjęcie rywalizacji w europejskim klubie. W ŁKS było trochę inaczej. Klub borykał się z problemami organizacyjnymi i finansowymi i raczej nie było szans zatrzymania się tam na dłużej.
- Dwie nieudane próby i trzeba było wracać do Japonii. Pojawiło się zwątpienie ?
- Absolutnie. Zaczepiłem się na pól roku w klubie Zweigen Kanazawa i ponownie wyjechałem do Europy, tym razem na Łotwę. Miałem cztery miesiące, żeby pokazać się z jak najlepszej strony. W Metalurgs Lipawa grałem dużo, strzelałem gole, asystowałem, zdecydowanie się wyróżniałem. Byłem wtedy bardzo zdeterminowany, wiedziałem, że to jest czas, który może zadecydować o mojej przyszłości.
- Łotwa to jednak nie jest kraj, z którego można wypłynąć na szersze wody. Nie wiedział pan o tym ?
- To była Europa, a wszyscy japońscy piłkarze, jak już wspomniałem marzą o wyjeździe na ten kontynent. Wszystko, co w piłce najważniejsze odbywa się w Europie i ja chciałem tu być. Od początku zakładałem, że Łotwa będzie tylko przystankiem. Skorzystałem zatem z pierwszej oferty i trafiłem na testy do Pogoni.
- Liga łotewska, a następnie klub z zaplecza polskiej ekstraklasy. Tak wyobrażał pan sobie swoją piłkarską przygodę w Europie ?
- Cieszyłem się, że trener Płatek mnie zaakceptował i stawiałem sobie kolejne cele. W Pogoni z krótką półroczną przerwą jestem już ponad pięć lat, kontrakt mam ważny jeszcze przez ponad rok, ale to nie jest tak, że straciłem motywację do rozwoju. W Pogoni uzyskałem awans do ekstraklasy, pokazałem się całej piłkarskiej Polsce, miałem sezon, w którym zaliczyłem najwięcej asyst. Po raz trzeci z rzędu zakwalifikowaliśmy się do TOP 8 i teraz mam kolejny cel – coś w tej ósemce ugrać.
- Za rok kończy się panu kontrakt. Będzie miał pan już 31 lat. Jest jeszcze chęć zawojowania ligi trochę silniejszej, niż polska ?
- Mogę dziś powiedzieć, że mam ambicje takie, czy inne, ale to nie ma żadnego sensu. W życiu piłkarza w jednej chwili może zmienić się wszystko. Może się okazać, że to klub nie będzie mnie chciał i to nawet przed wygaśnięciem umowy, a może się wydarzyć, że pojawi się atrakcyjna oferta dla mnie i dla klubu.
- W Szczecinie jest pan z żoną i 2,5 letnią córeczką. Nie tęsknicie za Japonią ?
- Może zabrzmi to mało patriotycznie, ale absolutnie nie. Ja się czuję w Szczecinie doskonale, myślę, że moja żona jeszcze lepiej, ale najlepiej to moja córeczka. Chodzi do polskiego żłobka, świetnie się tam zaaklimatyzowała, mówi po japońsku i polsku. Razem wrastamy w Szczecin coraz bardziej.
- To jeszcze nie czas, by myśleć o życiowych pomysłach na przyszłość, ale pewnie jakieś bliższe, lub dalsze plany pojawiają się ?
- Jednego dnia myślę sobie, że fajnie byłoby być trenerem, ale drugiego dnia zmieniam całkowicie zdanie. To świadczy tylko o tym, że wciąż nie mam pomysłu na to, co będę robił w przyszłości. Chcę grać w piłkę jak najdłużej, bo sprawia mi to ogromną radość, chcę pomóc Pogoni w osiągnięciu jakiegoś spektakularnego sukcesu.
- Ciągle widać pana uśmiechniętego, skąd taka pogoda ducha ?
- To chyba charakterystyczne dla nas Japończyków. Jedna rzecz, na którą zwróciłem uwagę po przyjeździe do Europy, to fakt, że każdą, najmniejszą nawet rywalizację wszyscy traktują śmiertelnie poważnie. Ja już się do tego przyzwyczaiłem, ale na początku trudno było mi zrozumieć, że zwykła treningowa gierka może wzbudzać tak duże emocje. W Japonii do wielu spraw podchodzi się bardziej spokojnie, z większym dystansem.
- W roku 2002 miał pan 16 lat. To wtedy pana kraj organizował finałowy turniej mistrzostw świata. To była jakaś szczególna dla pana inspiracja ?
- Na pewno było to wydarzenie, które pchnęło nasz kraj na wyższy piłkarski poziom. Nie byłem na żadnym meczu osobiście, ale pilnie oczywiście śledziłem zmagania drużyny japońskiej i nie tylko. Dziś Japonia niemal regularnie gra w finałowych turniejach mistrzostw świata, jednak wtedy występowała dopiero po raz drugi i to w dodatku u siebie. W okolicach, w których mieszkałem swoją bazę miała akurat drużyna Senegalu. Przyglądałem się treningom tej drużyny i oczywiście jej kibicowałem. To była wtedy rewelacja turnieju, doszła aż do ćwierćfinału.
- Dlaczego japońscy piłkarze tak się garną do Europy ? W Polsce na pewno nie zarobią więcej, jak w Japonii ?
- Pieniądze nie mają dla nas tak dużego znaczenia. Poziom życia w Japonii jest wysoki, dlatego piłkarze wyjeżdżając do Europy w ogóle nie biorą czynnika finansowego pod uwagę. Taki Morioca ze Śląska wolał wyjechać do polskiego klubu broniącego się przed spadkiem, choć w Japonii miał bardzo dobre notowania i grał w naprawdę mocnym klubie.
- Dziękuję za rozmowę. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser