30-letni wychowanek Ósemki Police, wspierany przez policką Grupę Azoty Marcin Lewandowski po zdobyciu tytułu wicemistrza Europy w biegu na 1500 m podkreślił, że ten medal jest najcenniejszym w jego dotychczasowej karierze.
- Była lufa. Gdybym miał jeszcze dwa metry dystansu, to "objechałbym" ich wszystkich - dodał.
Lewandowski wynikiem 3.38,14 był drugi na bieżni Stadionu Olimpijskiego w Berlinie. Zwyciężył Norweg Jakob Ingebrigtsen czasem 3.38,10, a trzeci był Brytyjczyk Jake Wightman - 3.38,25.
- Musiałem się dziś mocno napocić, ale miałem niesamowitą "lufę". Nie czułem zmęczenia, a po prostu cisnąłem do przodu. To, że musiałem nadrabiać dystans tylko dodawało mi skrzydeł. Ostatnie 200 m było piekielnie mocne. Moje doświadczenie i szybkość z koronnego dystansu 800 m odegrało dzisiaj kluczową rolę. Dlatego właśnie nie przestałem biegać dwóch kółek. Te mistrzostwa miały być nauką 1500 m, bo doświadczenie na tym dystansie jest mi bardzo potrzebne. Dodatkowo kończę tę lekcję z medalem. To coś niesamowitego - ocenił.
Dodał, że na trybunach w Berlinie były najdroższe dla niego osoby - rodzina, dzieci i przyjaciele.
- Udało mi się ich uszczęśliwić. To najcenniejszy medal w karierze - właśnie dlatego.
Przyznał, że na co dzień współpracuje z psychologiem i to przynosi dobre rezultaty, bo głowa jest największą bronią.
W karierze Lewandowski zdobył m.in. złoty medal ME na 800 m w Barcelonie w 2010 roku, srebrny na tym samym dystansie dwa lata temu w Amsterdamie, a także trofea ME i MŚ w hali na 800 i 1500 m. Trzy razy startował w Igrzyskach Olimpijskich, w Pekinie jeszcze jako zawodnik Ósemki Police.
Trenowany przez swojego starszego brata Tomasza zawodnik przyznał, że przychodzi czas na skupianie się głównie na dystansie 1500 m.
- Tutaj o medal na 1500 m było zdecydowanie trudniej niż na 800 m, ale podjąłem wyzwanie, bo zawsze staram się rozwijać i szukać nowych celów. Gdyby na mistrzostwach świata za rok program był taki, że najpierw byłoby 1500 m, a później 800, to nadal będę gotowy na łączenie tych biegów i walkę o najwyższe cele. Nie chcę się nazywać profesorem, bo jak na razie skończyłem tylko "magisterkę". Śmiało mogę stwierdzić, że na bieżni czuję się jak ryba w wodzie - powiedział.
Mijając linię mety nie wiedział czy zajął pierwsze czy drugie miejsce.
- Cieszyłem się i dopiero rozmawiając z telewizją dowiedziałem się, że jestem drugi - stwierdził.
Dodał, że nie miało to dla niego większego znaczenia.
- Dwa metry więcej i "objechałbym" ich wszystkich. Nie ma znaczenia, że wygrywa 17-latek, bo to zawodnik, który biegał w tym sezonie 3.31, czyli znacznie szybciej ode mnie. Ja nie byłem tutaj faworytem, ale mówiłem już wczoraj norweskiej telewizji, że trzej bracia z tego kraju nie będą mieli ze mną łatwo. - wyjawił.
Wicemistrz Europy ocenił że jest bardzo mądrze prowadzony przez swojego brata, któremu należy się złoty medal mistrzostw świata.
- On przewidział dzisiejszą taktykę rywali co do sekundy. Celem Norwegów było wrócenie stąd z trzema medalami na 1500 metrów. Chciałem im te planu pokrzyżować i się udało - podkreślił Lewandowski. (pap)