Choć mają dopiero po kilka lat, to już sprawdzały się w… rzucie oszczepem czy skoku o tyczce. Na mistrzowskie wyniki pewnie każą nam jeszcze co najmniej kilka lat poczekać, ale ważne, że już próbują. I do tego czerpią z tego radość. Kilkuset przedszkolaków wystartowało w IV Halowych Lekkoatletycznych Mistrzostwach KS w Policach, które odbyły się w hali tutejszego Ośrodka Sportu i Rekreacji.
Wśród konkurencji był m.in. skok o tyczce.
– Oczywiście to forma zabawy, ale dzięki niej już wiedzą, że coś takiego istnieje – mówił tuż przed rozpoczęciem części mistrzostw przeznaczonych dla przedszkolaków trener Paweł Szewczykowski z Klubu Sportowego Police, czyli przedstawiciel organizatora. – Mamy też dzisiaj tutaj skok w dal, elementy konkurencji wytrzymałościowych i konkurencję rzutu oszczepem. To specjalne oszczepy, przystosowane dla dzieci, mogą rzucić i zobaczyć, jak on się zachowuje, że to nie jest piłka, on inaczej leci.
Młodzi zawodnicy z zaangażowaniem podchodzili do wszystkich konkurencji. Dla organizatorów nie było to zaskoczeniem. W swoim klubie mają około 150 dzieci, które regularnie uczestniczą w zajęciach ruchowych – od wieku przedszkolnego do mniej więcej szóstej-siódmej klasy szkoły podstawowej.
– Nie widzę jakichś większych problemów z zaangażowaniem dzieci do ruchu – przyznaje Paweł Szewczykowski. – Potrzebują tylko odpowiedniej przestrzeni. I odpowiedniego celu. Celem nie może być pierwsze miejsce na zawodach, to muszą być indywidualne kroki. Lekkoatletyka jest do tego idealna. Bo jak ktoś skoczył na zawodach 2,98 i był np. 48. w ogólnej klasyfikacji, to mógł pomyśleć, że jest słaby. Ale tłumaczymy: „to jest twój rekord życiowy, teraz trenujemy i jedziesz na kolejne zawody”, a na tych zawodach skacze już 3,05, więc zauważamy: „to 7 centymetrów więcej, poprawiłeś swój rekord życiowy”. I to jest sukces, chociaż w ogólnej klasyfikacji jest np. w pierwszej 30.
Na czwartkowych zawodach nie było klasyfikacji. To była głównie zabawa ruchem. Czy nie jest to dobry kierunek w sporcie dziecięcym?
– Uważam, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi – mówi Paweł Szewczykowski. – Bo mamy różne dzieci. Te uzdolnione sportowo potrzebują jeszcze innych bodźców. Dziecko, które bije się w tej globalnej rywalizacji o pierwsze, drugie, trzecie miejsce, może tego potrzebować.
W jednym wszyscy są zgodni – wiek przedszkolny i wczesnoszkolny jest najlepszy do tego, żeby dziecku wpoić nawyk aktywności ruchowej.
– Uważam, że jeśli chodzi o chęć do aktywności fizycznej, to praktycznie do klasy trzeciej podstawówki nie ma z tym problemu – uważa Paweł Szewczykowski. – My, dorośli, musimy im tylko stworzyć do tego odpowiednie warunki. Mam tu na myśli nauczycieli, placówki oświatowe, samorządy i państwo. Rodzice nie są w stanie np. wynająć hali, ale mogą więcej czasu spędzać z dzieckiem na dworze, np. na placu zabaw, przynajmniej w weekendy, bo wiadomo, że dzisiaj w ciągu tygodnia pracuje się do późna, i dzieci szkolne są nawet do godz. 16 w świetlicy, więc istotna jest tu rola właśnie szkoły.
Taką okazją do „zarażania” dzieci sportem były też czwartkowe mistrzostwa. Zaproszone zostały wszystkie przedszkola z gminy i pięć szkół podstawowych (uczniowie pierwszych trzech klas mieli oddzielny blok, przed przedszkolakami). Nie wszystkie placówki zaproszenie przyjęły. Ale i tak łącznie w wydarzeniu tym uczestniczyło około 700 dzieci.
– Popularyzujemy lekkoatletykę, ale też ogólnie formę spędzania czasu na sportowo – mówi przedstawiciel organizatora. – Udział jest bezpłatny. Tworzymy im przestrzeń do ekspresji ruchowej, gdzie mogą doświadczyć takich konkurencji, które są mniej popularne w szkołach, bo są wypychane przez sporty zespołowe. ©℗
Agnieszka SPIRYDOWICZ