Rozmowa z prezesem Pogoni ’04 Krzysztofem Boberem
Po spadku z ekstraklasy futsalu Pogoń ’04 nie przystąpiła do rozgrywek I ligi. Dlaczego tak się stało? O tym postanowiliśmy porozmawiać z prezesem klubu Krzysztofem Boberem.
- Przełożyliście kilka pierwszych spotkań I-ligowych...
- Przełożyliśmy sześć spotkań, ale kolejnych nie warto już przekładać, bo nie byłoby nawet możliwości, by rozegrać tyle zaległych pojedynków. Tym bardziej, że nie ma widoków, na znalezienie pieniędzy, a bez nich nie można wystartować. Na rozegranie pierwszej rundy potrzebowalibyśmy 100 tysięcy złotych, a od czerwca jesteśmy bez środków. Po spadku z ekstraklasy Urząd Miasta Szczecina obiecał na zaledwie 50 tysięcy, ale dopiero od stycznia przyszłego roku. Jakieś drobne kwoty może udałoby się nam zdobyć od sponsorów, ale nie wystarczyłoby to na normalne granie. Zamiast walczyć o powrót do ekstraklasy, musielibyśmy drżeć przed spadkiem do II ligi. Podjąłem więc decyzję o rezygnacji z I ligi i w najbliższym czasie oficjalnie poinformuję o tym Polski Związek Piłki Nożnej.
- Co będzie dalej z Pogonią ’04?
- Najprawdopodobniejszy scenariusz, to ogłoszenie upadłości, ale nie jest to taka prosta sprawa, bo klub będący stowarzyszeniem jest zarejestrowany w Krajowym Rejestrze Sądowym. Trzeba więc w sądzie dopełnić wielu formalności. Mamy zobowiązania, które trzeba uregulować. Odpowiada za to dwuosobowy zarząd, a dodam, że Mirosław Grycmacher z uwagi na problemy zdrowotne złożył rezygnację, której jednak nie przyjąłem, bo potrzebuję pomocy. A zamiast wsparcia, często spotykam się z atakami, jak choćby ze strony wcześniej współpracującemu z nami Pawła Płuciennika, który w wywiadzie na internetowej stronie futsal-polska.pl zarzuca nam zaległości wobec ZUS i brak rozliczenia miejskich dotacji. Wyjaśniam w tym miejscu, że są dwie niezamknięte sprawy, ale termin pierwszej jest do końca listopada, a drugiej - do końca roku. Natomiast Paweł Płuciennik zamiast atakować zero-czwórkę, niech lepiej przypomni sobie czasy, gdy prezesował siatkarskiemu Piastowi...
- Czy nie było szans na uratowanie klubu?
- Robiliśmy co w naszej mocy, nie dla siebie, lecz dla kibiców, którzy przez piętnaście lat licznie przychodzili na nasze mecze z gorącym dopingiem. Dwa razy świętowaliśmy wicemistrzostwo Polski seniorów, a ponadto dwa razy byliśmy w finale play-off i doszliśmy też do finału Pucharu Polski. Nasz młodzieżowy zespół wywalczył mistrzostwo kraju, a ponadto dwa brązowe medale. W kłopotach nie pomogło nam jednak miasto i sprawa nas przerosła, a przypadające tej jesieni 15-lecie jest bardzo smutne i bez żadnych obchodów... Ostatniej szansy upatrywaliśmy w rozmowie z prezydentem miasta Piotrem Krzystkiem, ale mimo naszych starań, do spotkania nie doszło.
- Dziękujemy za rozmowę. ©℗ (mij)