Rozmowa z prof. Janem Lubińskim, kierownikiem Zakładu Genetyki i Patomorfologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie oraz działającego przy PUM Międzynarodowego Centrum Nowotworów Dziedzicznych
– Siedzimy w pana gabinecie. Wielki stół konferencyjny jest w całości zasłany najnowszymi wynikami badań pana i pana zespołu. Podobno są przełomowe.
– Potwierdzam. To są wyniki tak świeże, że dopiero będziemy je publikowali w najważniejszych międzynarodowych czasopismach naukowych, dlatego nie o wszystkich szczegółach mogę teraz mówić. Ale zapewniam, że są to rzeczy szalenie interesujące. Pierwsza sprawa – leczenie kobiet z rakiem piersi z mutacją BRCA1 za pomocą cisplatyny. Dziesięć lat temu stosowaliśmy tę metodę jako pierwsi. Na 10 leczonych pacjentek mieliśmy kompletne zniknięcie zmian rakowych, całkowitą remisję nowotworu u 8 kobiet. To był rewelacyjny wynik. Innymi metodami takie wyniki osiągało się w 20 proc. przypadków. Wtedy gwałtowny atak przypuścili na nas liderzy polskiej onkologii. Minęło 10 lat. Zrobiliśmy podsumowanie przeżyć kobiet, u których nastąpiła remisja.
– I?
– Wszystkie z nich żyły dalej. Wszystkie. Moim zdaniem, to powinno zakończyć kontrowersje wokół naszej metody.
– Stosuje się ją w innych ośrodkach?
– Nie, jest stosowana głównie w naszej klinice – choć zdarzały się przypadki w Świdnicy i w Krakowie. Liderzy onkologii niestety przyhamowali jej rozwój… Można więc powiedzieć, że kobiety w województwie zachodniopomorskim mają szczęście. Warto dodać, że zastosowanie cisplatyny to był pomysł prof. S.A. Naroda.
– Stawia pan tezę, że leczenie raka piersi w Polsce stoi na wysokim poziomie.
– Jeśli chodzi o pacjentki przed 40. rokiem życia, to w Polsce jest mniej niż na świecie zachorowań na raka piersi, a i wyniki leczenia są lepsze niż na Zachodzie. Czy to znaczy, że leczymy lepiej? Nie, leczymy tak samo dobrze – ale pewnie wpływ na to mają czynniki środowiskowe. Znaczenie może mieć to, że w Polsce jest dwukrotnie mniejsze stężenie selenu niż w USA, że rzadziej stosowana jest u nas antykoncepcja hormonalna. A propos selenu – kolejne ważne odkrycie z PUM-u. Jeżeli chory z rakiem krtani przed leczeniem ma niski poziom selenu, oznacza to dziesięciokrotnie zwiększone ryzyko zgonu.
– Czyli selen jest ważnym wskaźnikiem?
– Niezwykle ważnym! Kolejne odkrycie – udało nam się ustalić optymalny poziom selenu we krwi u kobiet. Jeśli zostanie zachowany, wiąże się on z pięćdziesięciokrotnym obniżeniem ryzyka zachorowania na raka, z wyjątkiem raka piersi i być może jajnika, czyli tych hormonalnie zależnych. Odkryliśmy też jeszcze jeden czynnik, który bardzo wpływa na obniżenie ryzyka – przed publikacjami nie mogę jednak o nim mówić. W każdym razie kombinacja obu tych czynników sprawia, że raka nie ma. Po prostu. Aż strach o tym mówić, ale takie po prostu mamy wyniki. To kilkadziesiąt lat pracy. Bezpośrednio w te prace zaangażowany był kilkuosobowy zespół, w sposób pośredni – dziesiątki osób. Wszyscy są ważni, ci, którzy pracują na poziomie poradni onkologicznych, lekarze, cały personel, potrzebne są laboratoria. Rzeczy, o których teraz mówię, to są takie rzeczy, których nigdzie w świecie jeszcze nie publikowano. Będziemy te wyniki sukcesywnie publikować, część z nich to zgłoszenia patentowe. Warto jeszcze dodać, że relatywnie łatwo jest utrzymywać odpowiedni poziom selenu. Jestem zwolennikiem robienia tego żywieniowo, dostosowania diety. Możliwe, że selen sam w sobie nie jest czynnikiem, ale jedynie wskaźnikiem – dla jakiegoś rodzaju pożywienia. Jest korelacja między tym, co ludzie jedzą, a tym, czy chorują na raka.
– Co trzeba jeść?
– Mężczyzna przed 60. rokiem życia powinien mieć odpowiednio wysoki poziom arsenu. Dlatego bardzo dobre są ryby morskie oraz ryż. Natomiast po sześćdziesiątce mężczyzna ma mieć niski poziom cynku. W tej grupie raków jest dziesięć razy mniej, to potężne oddziaływania. Cynku jest dużo w wołowinie, wieprzowinie, owocach morza, w żółtym serze.
– Ostatnio wiele o raku piersi mówiło się w kontekście Angeliny Jolie, która obawiając się choroby – jej matka zmarła na raka piersi – dokonała mastektomii. Na ile ta sytuacja wpłynęła na świadomość kobiet?
– Przypadek tej hollywoodzkiej gwiazdy bardzo nam pomógł. Gdy mówię pacjentce o mutacji BRCA1, a ona nie bardzo wie, o co chodzi, wtedy wyjaśniam: to taka Angelina Jolie. I wtedy każdy wie, o co chodzi. Wszyscy żyjemy według schematów – na przykład pokutuje wyobrażenie, że metalami ciężkimi można się tylko zatruć, a tymczasem niektóre metale ciężkie w określonych warunkach dobrze mieć na wyższych poziomach. Inne potoczne wyobrażenie – jak się regularnie będzie chodzić do lekarza, to się uniknie raka. Nieprawda. Czasami niezbędny jest właśnie profilaktyczny zabieg, taki jak ten, na który zdecydowała się aktorka. Pamiętam, że ludzie na poziomie ministrów zdrowia nie pojmowali, o co chodzi z tą Angeliną. Byli przekonani, że miała jakieś fanaberie, że celebrytka zwariowała – a ona po prostu walczyła o życie! Praca nad dobrym prawdziwym opisem rzeczywistości jest bardzo ważna i bardzo pomagają w tym zachowania ludzi takich jak Angelina Jolie. ©℗
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Alan SASINOWSKI
Fot. Robert STACHNIK