- Właśnie wróciłeś z Warszawy, gdzie odebrałeś medal wręczany przez Instytut Pamięci Narodowej „Świadek Historii”. Jesteś pierwszym obcokrajowcem, który otrzymał takie wyróżnienie. Historią PSZ zainteresowałeś się jeszcze wtedy, kiedy Polskę i Holandię dzieliła żelazna kurtyna. Skąd u Holendra takie zainteresowania?
- Historią polskich żołnierzy zainteresowałem się w latach 80-tych, jako nastolatek. Mój ojciec, który pamiętał wojnę, często wspominał dni wyzwolenia. Opowiadał mi o wiośnie 1945 roku, opisywał ogromną radość, bo okupacja po pięciu ciężkich latach dobiegła wreszcie końca. Niestety nie wszyscy cieszyli się jednakowo. Ojciec zauważył, że niektórzy z tych dzielnych żołnierzy płakali ukradkiem. Zapytał jednego z nich o przyczynę smutku. Ten odpowiedział, że jest Polakiem i choć przeszedł szlak bojowy przez całą Europę, wyzwalał kraje w drodze do ukochanej ojczyzny, do tej ojczyzny nie będzie mógł wrócić. Zgodnie z postanowieniami jałtańskimi jego rodzinny dom, wioska, w której się urodził znajdzie na terenie Związku Radzieckiego. Wielu z tych żołnierzy przeszło gehennę radzieckiej niewoli, więc myśl o powrocie była dla nich traumatyczna. Na mnie, 15 letnim wówczas chłopaku, ta opowieść zrobiła tak ogromne wrażenie, że postanowiłem temat drążyć dalej i ocalić pamięć o polskich bohaterach. Wtedy nie pamiętano, że Polacy tworzyli wśród aliantów czwartą największą siłę II wojny. Im więcej prawdy o nich odkrywałem tym bardziej ich historia mnie fascynowała.
- Jak tę prawdę odkrywałeś?
- Gromadziłem przedmioty i dokumenty, spędzałem miesiące, lata w Polskim Instytucie i Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie studiując tysiące dokumentów, odczytywałem te historie z pierwszych źródeł. Prowadziłem i utrwalałem rozmowy z polskimi weteranami ufającymi, że w ten sposób pamięć o nich zostanie ocalona od zapomnienia, że gdy przyjdzie właściwa chwila opowiem o nich w wolnej Polsce. Ten moment nadszedł… Żałuję tylko, że wielu z nich nie ma już wśród nas. To byli wspaniali ludzie i jestem dumny z tego, że miałem szansę poznać ich osobiście. Jestem dumny, ze to właśnie mi powierzyli swoje historie. Można powiedzieć, ze wtedy właśnie stałem się „Świadkiem Historii” .
- Jestem ciekawa jak Holendrzy reagują na Twoją działalność? Jesteś w stanie ich zainteresować tym tematem?
- Jak wspomniałaś, swoją działalność rozpocząłem w latach, kiedy Polskę i Holandię oddzielała żelazna kurtyna. Polscy weterani, którzy zostali po wojnie w Holandii, otaczani byli wielka sympatią, a nawet czcią wśród zwykłych Holendrów, zwłaszcza w miastach, które były wyzwalane przez 1. Dywizję Pancerną gen. Maczka jak np. Breda, Dongen, Alphen i kilku innych. Pamiętano także w Driel, w którym walczyli spadochroniarze gen. Sosabowskiego. W tych miastach i wsiach co roku od zakończenia wojny organizowano uroczystości rocznicowe, dla uhonorowania polskich bohaterów. Jednak w czasach zimnej wojny częściej wspominano zasługi wojsk amerykańskich , kanadyjskich, brytyjskich, bo to było bardziej poprawne politycznie. Na tle tamtych czasów moja fascynacja Polakami wydawała sie dość „egzotyczna”. Przełomem było uhonorowanie w 2006 roku 1.Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego najwyższym holenderskim odznaczeniem wojskowym Orderem Wilhelma oraz samego gen. Sosabowskiego orderem Brązowego Lwa, przez królową Beatrix. Moja wiedza i archiwum w dużym stopniu przyczyniły się do tego.
- Poznaliśmy tę historię dzięki filmowi Joanny Pieciukiewicz „Honor Generała”.
- Tak, film „Honor Generała” jest bardzo pięknym dokumentem, który wzbudził ogromne emocje i zainteresowanie w Polsce tematem Polskich Sil Zbrojnych na Zachodzie. Wcześniej miałem do czynienia z wieloma dziennikarzami, ale Joanna zrobiła na mnie wrażenie tym, że przyjechała do mnie świetnie przygotowana, znała dobrze historię i zadawała celne pytania. Od czasu zdjęć do filmu upłynęło 8 lat, a my pozostaliśmy przyjaciółmi. Imponuje mi jej determinacja w dążeniu do celu. Widziałem jej zaangażowanie w nadanie imienia gen. Sosabowskiego jednej ze szczecińskich ulic. Dzięki Joannie Szczecin, pomimo mojej miłości do całej Polski, jest miastem, które odwiedzam najczęściej i traktuję je, jak drugie ojczyste miasto - stąd także pochodzi moja żona - przyjaciółka Joanny. Teraz z wszystkich sił chciałbym pomoc Joannie w najnowszym projekcie – zorganizowaniu w Szczecinie placu zabaw dla dzieci im. Wojtka oraz postawieniu na tym placu pomnika poświęconego niedźwiedziemu wojakowi Wojtkowi. Do projektu włączyła się także fundacja Surge Polonia, którą założyła moja żona, Ewa Maltańska, oraz moja fundacja „Wojtek – Polscy Wyzwoliciele na wszystkich frontach”.
- Trochę wyprzedziłeś moje następne pytanie. Właśnie chciałam Cię zapytać o twoją fundacje - dlaczego nosi ona imię niedźwiedzia?
- Wojtek, to kolejna niezwykle poruszająca i romantyczna historia, która toczyła się na tle najstraszniejszych wojennych wydarzeń. To historia nacechowana ogromnym ładunkiem najpiękniejszych, najbardziej romantycznych zachowań człowieka i zwierzęcia, bezwarunkową przyjaźnią. To jest wartość ponadczasowa, z której warto czerpać bez względu na wiek, miejsce i okoliczności…. To jest zapewne także odpowiedz na kolejne pytanie, które mi zadasz - dlaczego właśnie Wojtek w Szczecinie? (śmiech)
- Dobrze, więc tego pytanie nie muszę Ci już stawiać. Zapytam za to: czy czujesz się doceniony w Polsce?
- Tak… Chyba tak...
- Dlaczego - chyba???
- Kiedy 36 lat temu w Holandii organizowałem pierwszą wystawę poświęconą PSZ, nie liczyłem na medale, pragnąłem nagłaśniać, rozpowszechniać polską historię, historię najszlachetniejszych żołnierzy walczących za wolność Naszą i Waszą. Przez te wszystkie lata pracowałem dla ideałów. Od jakiegoś czasu moja praca na rzecz polskiej historii jest dostrzegana tzn. otrzymuję medale nagrody, wyróżnienia… Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi dla Rzeczpospolitej, Medal Pro Memoria od szczecińskich Piłsudczyków czy ostatnio „Świadek Historii"… To miłe, za każdym razem czuję się zaszczycony. Jednak największą radość sprawia mi kolejny udany projekt upamiętniający zasługi polskich żołnierzy w II wojnie. Najbardziej cieszę się z ulicy Sosabowskiego w Szczecinie, filmu „Honor generała”, w którym wziąłem udział, z każdej udanej wystawy, lekcji dla młodzieży, odczycie na sympozjum PAN w Wiedniu nt. PSZ, czy w tym roku potkania z kobietami z Powstania Warszawskiego, więźniarek z Oberlangen, czy filmu o Maczkowcach „Wolność mierzona śladami gąsienic”, który zrealizowała moja żona Ewa, pod moją merytoryczną opieką. Moim marzeniem jest zorganizowanie muzeum - centrum informacjo historycznej, abym historię PSZ mógł opowiedzieć jak największej liczbie osób. Do tego potrzebna jest chęć do współpracy i pomocy polskich władz odpowiedzialnych za dbanie o polską historię - ja jestem gotowy. A „Kurierowi Szczecińskiemu" i Tobie dziękuje za włączenie się do najnowszego projektu - Wojtek w Szczecinie.
- Miejmy nadzieję, że projekt z Misiem Wojtkiem w Szczecinie się powiedzie. I trzymam kciuki za muzeum PSZ. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Berenika Lemańczyk
Na zdjęciu: Eric van Tilbeurgh, Holender, jeden z największych ekspertów w dziedzinie historii Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, właściciel największej na świecie prywatnej kolekcji dotyczącej PSZ . Od ponad 30 lat bada i promuje polską historię. Gromadzi przedmioty i dokumenty, utrwala rozmowy z polskimi weteranami ufającymi, że ów Holender ocali pamięć o nich od zapomnienia. Lata ciężkiej pracy, miesiące spędzane w archiwach Instytutu Sikorskiego w Londynie,badanie dokumentów, porównywanie, analizowanie wydarzeń – ta benedyktyńska praca zaowocowała ogromną wiedzą ekspercką o PSZ. Zdobywanie, konserwacja i pielęgnacja eksponatów doprowadziły do powstania niepowtarzalnej kolekcji, zwanej wśród pasjonatów i naukowców „legendarną kolekcją van Tilbeurgha”.