Rozmowa z Filipem Gańczakiem, autorem książek o Janie Sehnie, polskim „łowcy nazistów”
– Wydaje się, że ktoś taki jak Jan Sehn – „łowca nazistów”, człowiek, który zetknął się z absolutnym złem i przesłuchiwał oraz nakłonił do spisania wspomnień samego Rudolfa Hössa, byłego komendanta Auschwitz – to tego rodzaju postać, o której powinny powstać ze dwa filmy i trzy seriale. Tymczasem jest człowiekiem zapomnianym. Dlaczego tak się stało?
– Gdy zmarł w grudniu 1965 r., szeroko pisała o nim prasa w Polsce i RFN. Rok później nazwano jego imieniem krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych, którego był długoletnim dyrektorem. Z czasem Sehn rzeczywiście popadł w zapomnienie. Nie trafił na swoich reżyserów, długo nie dostrzegali go także historycy i dziennikarze. Dopiero ostatnio zaczęło się to zmieniać. A przecież jego życiorys to niemal gotowy materiał na scenariusz – i to taki, który wzbudzi zainteresowanie również poza Polską.
– Dlaczego Sehn tak zaangażował się w sprawę ukarania nazistów? Sam nie był ofiarą hitlerowskich represji.
– W Komisji Oświęcimskiej, utworzonej w 1945 r. w Krakowie, zdarzali się byli więźniowie Auschwitz, tacy jak prok. Wincenty Jarosiński. Kluczowe role odgrywali w niej jednak prawnicy, którzy nie odczuli na własnej skórze piekła niemieckich obozów koncentracyjnych, tacy jak właśnie sędzia śledczy Sehn. Po latach tłumaczył on swoje zaangażowanie „wewnętrznym obowiązkiem”. Był zresztą przekonany, że „słuszne ukaranie […] zbrodniarzy powinno być nakazem sumienia publicznego całej ludzkości”.
– Czy zetknięcie się ze zbrodniarzami takimi jak Höss jakoś odmieniło Sehna?
– Pierwsze wrażenie musiało być dla niego piorunujące. W odczycie z sierpnia 1945 r. mówił o „duchu mścicielu, który raz na zawsze w proch i pył rozpędzi krzyżacką zawieruchę”. Później jednak bardzo humanitarnie traktował nawet najokrutniejszych zbrodniarzy, takich jak Amon Göth czy Rudolf Höss. W latach 60. przedstawiał się wręcz jako przeciwnik kary śmierci, choć nadal z wielką energią ścigał niemieckich zbrodniarzy.
– Jak układały się relacje Sehna z komunistyczną władzą?
– W 1945 r. wraz z prok. Edwardem Pęchalskim odważnie domagał się „zwolnienia obozu oświęcimskiego przez wojska sowieckie”. Nie miał jednak natury buntownika. Z czasem zapisał się m.in. do Stronnictwa Demokratycznego i Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Z Józefem Cyrankiewiczem, długoletnim premierem PRL, utrzymywał kontakty prywatne. Jednocześnie miał cichy udział w ukryciu dokumentacji katyńskiej – tzw. archiwum Robla.
– Jest pan szczecinianinem. Wraca pan czasami do rodzinnego miasta? Jak je pan wspomina?
– Czuję sentyment do Szczecina. Chętnie odwiedzam tu rodzinę i przyjaciół. Nie zrażają mnie nawet nie najlepsze połączenia kolejowe z Warszawą, w której obecnie mieszkam. O ile książkę „Jan Sehn. Tropiciel nazistów” zadedykowałem Krakowowi – miastu moich studiów – o tyle mój najnowszy projekt naukowy ma ścisły związek ze Szczecinem. Rąbka tajemnicy uchylę w wieczornej rozmowie z dr Katarzyną Rembacką. Gorąco zachęcam do obejrzenia transmisji.
– Dziękuję za rozmowę. ©℗
Alan SASINOWSKI
Spotkanie z Filipem Gańczakiem rozpocznie się w czwartek (4.06.) o godz. 18 w szczecińskim Instytucie Pamięci Narodowej. Można je obejrzeć na kanałach IPNtvPL oraz facebook@IPN.Szczecin