W sobotę (6 marca) odbędzie się długo wyczekiwana przez widzów premiera w szczecińskiej Operze na Zamku - o godz. 19 rozpocznie się tu spektakl pt. "Eugeniusz i Tatiana – Zakręt" w reżyserii Pii Partum i pod kierownictwem muzycznym Jerzego Wołosiuka, na motywach „Eugeniusza Oniegina”, opery Piotra Czajkowskiego. Kolejne przedstawienie zaplanowano w niedzielę o godz. 18. Również w niedzielę odbędzie się premiera online - o godz. o 20.30. Dostęp do transmisji widzowie otrzymają drogą e-mailową po dokonaniu zakupu. Spektakl jest płatny, ale można dokonać wyboru kwoty: 10, 20 lub 50 złotych.
Czego widzowie mogą się spodziewać po spektaklu?
- Praca nad premierą trwa obecnie dużo dłużej, jest przerywana chorobami, część z moich współpracowników pracuje ze mną „na łączach”, kontaktujemy się przez Zooma. Pracujemy w zupełnie innej rzeczywistości. Z tego wynika także konieczność pocięcia „Eugeniusza Oniegina”, brutalnego „wywalenia” wszystkich zbiorowych scen, czyli praktycznie całego drugiego aktu - mówiła, na konferencji prasowej, Pia Partum, reżyser spektaklu, autorka koncepcji kostiumów i scenografii. - To rzecz niebywała w świecie opery. Gdyby nie epidemia, to przypuszczam, że nikt by się nie odważył na usunięcie dużej części dzieła. Ale byliśmy zmuszeni. Szczerze jednak powiem, że w pewnym momencie stało się to dla mnie olbrzymią wartością i wyzwaniem. Jeszcze na etapie pracy w domu, koncepcyjnej, zastanawiałam się, jak to zrobić, by nie było to streszczenie, bryk operowy, coś innego niż „Eugeniusz Oniegin”, którego znamy. Pustka, samotność, to „nic”, które jest pomiędzy, było dla mnie inspiracją i do scenografii, jak tu już wspomniano – inspirowanej Hopperem. Te czarne, puste przestrzenie, w których bohaterowie są wyławiani, na których się skupiamy, powodują, że rzecz staje się intymna, głęboka, skondensowana. Pozwoliłam też sobie dodać, z wielką pomocą Jerzego Wołosiuka, dodatkowe dźwięki do tych wyrwanych scen – pozamuzyczne, realistyczne… To są przejeżdżające samochody, szumy wiatru, świerszcze, osadzające to wszystko w zupełnie innej rzeczywistości, do której w operze zupełnie nie jesteśmy przyzwyczajeni. Przez to można było się z takiego skostnienia uwolnić. Sądzę, że po pandemii też można iść w tym kierunku, nie bać się twórczego podejścia do oper. Zresztą sam Czajkowski „poharatał” poemat Puszkina… Myślę, że to wszystko prowadzi nas do pewnego nowego otwarcia.
- Nie będzie wielkiej orkiestry symfonicznej, jaka jest u Czajkowskiego, będzie zespół kameralny w dość nietypowym składzie: kwartet smyczkowy, klarnet, waltornia i fortepian - dodał Jerzy Wołosiuk – kierownik muzyczny spektaklu, dyrektor artystyczny Opery na Zamku. - Mimo małego składu zabrzmi to bogato. To wyzwanie dla mnie i muzyków, żeby szukać w tym wszystkim innych wartości, kameralistyki, a dla solistów, że nie występują na wielkiej scenie, lecz śpiewają pewien rodzaj liryki wokalnej. Tak więc jest to forma pośrednia pomiędzy kameralistyką a dużym spektaklem operowym. Jeżeli chodzi o fragmenty muzyczne, to żaden hit nie zginął. To opowieść o relacjach pomiędzy osobami i te wątki, w dużej mierze liryczne, selekcja, w dużej mierze wyszły od reżysera, a ja je wygładzałem.
(MON)