Biorąc pod uwagę poczynania szczecińskiej Opery na Zamku w tym i poprzednim sezonie, instytucja ta stawia na dzieci i młodzież. Przykład? Sobotnia premiera "Historii najmniej prawdopodobnej" na podstawie Andersena, ze znakomitą, specjalnie napisaną do spektaklu muzyką Jerzego Kornowicza.
Całość, w reżyserii Natalii Babińskiej, to opowieść o królestwie, w którym wszyscy żyją szczęśliwie, ale się nudzą. Dla uatrakcyjnienia zwykłych dni, król ogłasza konkurs na najbardziej nieprawdopodobną historię. I kiedy już wydaje się, że zwycięży Zegarmistrz ze swoim wynalazkiem mierzącym czas, zjawia się agresywny i pragnący władzy Otocham Tinpu - Młot...
Pierwszy i trzeci akt tej opery wędrownej, jak nazywają ją twórcy, niejako dzieli wędrówka widzów po różnych zakamarkach Opery. W rozmaitych salach na kilku piętrach pokazane są znakomite etiudy symbolizujące godziny, a pokazujące na przykład pięć zmysłów, szczęśliwą szóstkę albo cztery pory roku. W każdej ze scen biorą udział muzycy opery, czasem tancerze.
Znakomite były choćby - szósta godzina z Syzyfem próbujących wepchnąć na szczyt schodów wielką kostkę do gry albo dziewiąta, gdzie w sali krążą śpiewający chórzyści, a srebrne kule dyskotekowe są dziewięcioma planetami.
I choć te wszystkie scenki były bardzo ciekawe, mam wrażenie, że owe chodzenie po teatrze nieco burzy skupienie dzieci podczas śledzenia opowieści.
Już pisałam, że ogromnym atutem spektaklu jest muzyka, ale warto to podkreślić raz jeszcze. Wielkie brawa należą się również autorce scenografii Martynie Kander, chórowi, odtwórczyni roli królewny Ewie Olszewskiej oraz tancerkom, które poprowadziły konferansjerkę pomiędzy pierwszym a ostatnim aktem.
Monika Gapińska
Na zdjęciu arch.: obrazek z próby "Historii najmniej prawdopodobnej"
Fot.: Ryszard PAKIESER