Gdy jesienią ub. roku w Polsce trwały masowe protesty przeciwko zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego, na ekranach polskich kin miał się pojawić film amerykańskiej reżyserki kina niezależnego, Elizy Hittman, podejmujący właśnie temat aborcji. Tytuł tej opowieści to "Nigdy, rzadko, czasami, zawsze". Film nie został jednak pokazany, bowiem w dniu pokazów przedpremierowych, kina zostały - decyzją rządu - zamknięte na kilka miesięcy. W niedzielę w kinie Zamek odbędzie się prezentacja tej opowieści - o godz. 19.30. Można zatem powiedzieć, że to będzie szczecińska premiera.
Pomysł na film pojawił się w głowie reżyserki, gdy śledziła sprawę Savity Halappanavar, kobiety, która zmarła na sepsę, gdy lekarze w Irlandii odmówili jej aborcji. Jej śmierć wywołała falę protestów. To wtedy Hittman usłyszała o Irlandkach masowo jeżdżących do Londynu, by poddać się tam aborcji, i postanowiła przyjrzeć się temu problemowi we własnym kraju.
Bohaterką filmu pt. "Nigdy, rzadko, czasami, zawsze" jest Autumn (w tej roli - debiutująca na wielkim ekranie Sidney Flanigan), która zaszła w nieplanowaną ciążę. Siedemnastolatka mieszka w prowincjonalnym miasteczku w Pensylwanii, życie upływa jej na oglądaniu Netflixa, graniu na gitarze i pracy w miejscowym supermarkecie. Kiedy jej test ciążowy okazuje się pozytywny, dotychczasowe życie Autumn wywraca się do góry nogami. Nastolatka jest przerażona, zwłaszcza że nie ma oparcia w nikim dorosłym. Kiedy metody usunięcia ciąży, wyszukane w Internecie, zawodzą, zaczyna poszukiwać informacji o klinikach aborcyjnych. Zbiera zatem trochę gotówki, pakuje walizkę i wraz z kuzynką Skylar wyrusza w pełną emocji i wyzwań wyprawę do Nowego Jorku. Wyjazd do kliniki staje się dla Autumn bardzo silnym przeżyciem. Dziewczyna nie potrafi poradzić sobie z bólem emocjonalnym związanym z jej trudną sytuacją.
Krytycy, którzy zachwycili się filmem podczas pokazów na festiwalach filmowych, podkreślali jego wizualną stronę. Pisano zatem o przepięknych zdjęciach stworzonych przez prawdopodobnie najlepszą aktualnie operatorkę na świecie – Hélène Louvart ("Pina", "Niewidoczne życie sióstr Gusmão", "Szczęśliwy Lazzaro"). Zostały one wykonane na taśmie z bardzo dużym ziarnem. Sprawia to, że film wygląda jak produkcja z lat 80. lub 90. Reżyserka z kolei przy okazji premiery mówiła o swojej opowieści, iż to historia nastolatek odbywających żmudną podróż, w której chodzi o odwagę do podejmowania decyzji, kobiecą solidarność, a przede wszystkim o odzyskanie własnego ciała i ducha.
Film Elizy Hittman został nagrodzony na festiwalu Sundance oraz Srebrnym Niedźwiedziem na festiwalu w Berlinie.
(MON)