Dwie dekady temu to był mały amatorski teatrzyk. Prowadził go wówczas zaledwie siedemnastoletni Daniel Jacewicz, który na próby przyjeżdżał początkowo ze Szczecina. Nie podejrzewał pewnie wtedy, że teatr stanie się największą przygodą jego życia, a mały teatrzyk przekształci się w poważny teatr, o którym będzie głośno nie tylko w kraju, ale także za granicą.
Dzisiaj założony przez niego teatr uczestniczy w potężnym projekcie społeczno-kulturalnym, w którym odgrywa rolę jednego z liderów. Na ten projekt Unia Europejska wyłożyła cztery miliony euro.
Niedawno członkowie goleniowskiego teatru usłyszeli nawet zarzut, że są… antypolskim teatrem. A to dlatego że „rozbijają się” po zagranicy, często wystawiają swoje sztuki w języku angielskim, a także dlatego że
(i tu można się szczególnie mocno zdziwić) prezentują europejski poziom. No cóż, sukcesy Teatru Brama nie wszystkim smakują. Polska norma, polskie piekiełko?
Założyciel teatru, jego szef, reżyser i aktor jednocześnie, czyli Daniel Jacewicz, mówi, że jego zespół zyskał dodatkową energię i motywację, gdy weszliśmy do UE. To wtedy nawiązana została współpraca z berlińskim teatrem Metropolis, z którym przygotowali między innymi wspólny spektakl „Platforma”. Większość tekstów w spektaklach Bramy to wspólne dzieło zespołu. Zdarza się jednak, że korzysta on z literackiej podbudowy znanych autorów, zainspirowany świetną książką Olgi Tokarczuk „Dom dzienny, dom nocny”. To w Berlinie, dzięki swoim teatralnym przyjaciołom, Brama poznała sympatycznych i ciekawych ludzi z innych krajów, w tym Amerykanina i Peruwiańczyka, co zaowocowało potem ciekawymi projektami, wyjazdami, wspólnymi przedsięwzięciami. Dzięki amerykańskim kontaktom w Bramie pojawiła się sześć lat temu lubiana i popularna dziś nie tylko w Goleniowie Jenny, obecnie jeden z najmocniejszych filarów trupy Jacewicza. Kontakty z Peru okazały się na tyle mocne, że Brama gościła tam przez dłuższy czas, wystawiała swoje spektakle, prowadziła warsztaty, spotkania, zdobywała nowe doświadczenia.
Międzynarodowe otwarcie, które – jak podkreśla lider teatru – nastąpiło po wejściu do UE, widać na co dzień w Bramie. Poza etatowo pracującą w teatrze Jenny działają w nim inni obcokrajowcy, w tym: czterech Ukraińców, Chorwatka, Gruzinka, dwóch Hiszpanów. System europejskiego wolontariatu, w którym od kilku lat czynnie uczestniczy goleniowska Brama, wyraźnie jej służy, ułatwia kontakty, inspiruje. Korzyści są rzecz jasna obopólne, a współpraca ustalona na zdrowych zasadach, a właściwie na jednej najprostszej. Tyle ile dasz, tyle otrzymasz.
Jej szef nie ukrywa, że przez dłuższy czas jego teatr działał… bez założenia. Jakaś świadomość pojawiła się po ośmiu, dziewięciu latach. Wtedy dopiero zaczęły padać istotne pytania: po co robić teatr, co chcę w nim powiedzieć, czego naprawdę chcę?
– I dopiero od tej pory czułem, że robimy coś naprawdę ważnego i potrzebnego – mówi D. Jacewicz.
Tekst i fot. Marek OSAJDA
Więcej w czwartkowym "Kurierze Szczecińskim" i e-wydaniu z dn. 12.05.2016 r.