Rozmowa z Iwoną Gacparską, autorką książki „Ścieżki, drogi, przystanki, czyli całe Ich życie".
- Kilka raczej krótszych niż dłuższych rozmów. Bardzo zwyczajnych. Prostych. Żadnych pseudointelektualnych podchodów. Czy ma pani świadomość, jak bardzo wzruszający jest ten zbiór? Kto narzucił ten styl - pani czy bohaterowie rozmów?
- Zawsze uważałam, że wszystko, co proste jest piękne. Gdy w życiu ze sobą rozmawiamy to przecież tylko proste słowa trafiają w sedno. Prostymi słowami jesteśmy w stanie drugiego człowieka przekonać do swoich racji, czasem wręcz uszczęśliwić. W tym cała siła, siła, która pozwala iść dalej i poznawać to, co najgłębiej w nas schowane. Styl tych rozmów narzucił się więc sam. Na proste pytania moi bohaterowie odpowiadali wprost. I właśnie prostymi słowami kreślili swój własny obraz...
- Jaki był klucz dobierania artystów, opowiadających o sobie w pani książce?
- Najważniejsze były ich dokonania zawodowe, ich osobowość. Znamy ich wszyscy od lat...
- Niekoniecznie wszyscy, młodsi szczecinianie zapewne o pani rozmówcach nie słyszeli.
- Możliwe, ale to nie zmienia faktu, że oni żyją obok nas. Widzieliśmy ich przez lata na scenie, na estradzie, w filmie. To czego dokonali jest niezwykłe, a ich przemyślenia w jesieni życia mogą być dla młodszych ludzi, wskazówką jak żyć dalej, czym się kierować. Niektóre elementy z ich życia to taki swoisty drogowskaz. Warto było pokazać tych właśnie ludzi, bo okazuje się, że znamy ich, ale nie do końca. Oni po prostu odkryli własne prawdy, własne życie. Na nowo.
- Która z rozmów była najtrudniejsza, a może powinnam zamiast tego zapytać - która pani najmocniej zapamiętała? Mam wrażenie, że musiały pani towarzyszyć spore wzruszenia...
- Hmm, do końca życia zapamiętam rozmowę z Kiką Lelicińską, artystką wielkiej klasy, niezwykłym scenografem. Życie napisało nieprawdopodobny scenariusz. Kika mieszkała w Koszalinie. Zbierałam się do wyjazdu do niej przez kilka tygodni. Któregoś dnia poczułam że muszę już teraz jechać. Jakaś siła pchała mnie do niej do domu. Pojechałam tam, rozmawiałyśmy przez kilka godzin. Był cudowna. Opowiadała niesamowite historie z własnego życia zawodowego i nie tylko. Była jedną z pierwszych kobiet Romana Polańskiego, studentką Xawerego Dunikowskiego, współtworzyła Piwnicę pod Baranami. Opowiadała o Krakowie z takim wzruszeniem i sentymentem! To było niesamowite... Czekała potem na tekst, chciałam, żeby go autoryzowała. Zdążyłam. Tak, to słowo najlepiej pasuje do sytuacji, bo dwa dni po przeczytaniu tekstu...Odeszła. Mówiła mi podczas wywiadu, że w życiu jest tylko Tu i Tam. To zapamiętałam w sposób szczególny. I ona po rozmowie ze mną odeszła właśnie TAM...
- Jaki obraz Szczecina wydał się pani dominujący podczas tych rozmów - większość z opisanych losów W mniejszym lub większym stopniu łączy się z naszym miastem.
- Obraz Szczecina... No cóż, moi bohaterowie przemierzyli w trakcie życia całą Polskę wzdłuż i wszerz. Niektórzy zjechali całą Europę, a nawet świat, od bieguna do bieguna. W swoich wspomnieniach dominują obrazy wielu miejsc, scen, dróg. A Szczecin okazał się tak naprawdę ich ostatnim portem w długim rejsie zwanym życiem.
- Czy to prawda, że planowane jest wydanie drugiej części?
- Prawda! Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej, ponieważ niezwykłych artystów jest obok nas tak wielu. Każda historia z ich życia jest warta spisania, przypomnienia lub wręcz odkrycia na nowo. Już jestem w trakcie pisania kolejnej części książki. Jej wydanie planuję na koniec tego roku. Będzie to mój bożonarodzeniowy prezent dla czytelników. Prezent ze szczyptą kolejnych wzruszeń i artystycznych doznań.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Berenika Lemańczyk