Z Aleksandrem SZALONKIEM, współzwycięzcą tegorocznej edycji Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie rozmawia Kamil KRUKOWSKI
– Jakie to uczucie wygrać Festiwal Młodych Talentów? Czy spodziewałeś się takiego sukcesu?
– Piękna sprawa! Szczególnie gdy spojrzy się na finalistów dwóch pierwszych edycji konkursu. Samo zaproszenie było ogromnym wyróżnieniem. Nie nastawiałem się na zwycięstwo; chciałem po prostu wziąć udział i liczyć, że moja muzyka przypadnie do gustu jurorom. Kiedy Piotr Metz ogłaszał wyniki, zrobił mi małego psikusa – zapowiedział, że zwycięską trójkę ogłosi alfabetycznie, ale wyczytał mnie jako Szalonek Aleksander, a nie Aleksander Szalonek. Dlatego już przy pierwszym finaliście (Duch Delta) myślałem, że to koniec! Można więc powiedzieć, że nawet podczas ogłaszania wyników nie przewidywałem sukcesu. Ale udało się – w drugim finale występowaliśmy z zespołem imasleep, również z Wrocławia, i wszyscy okazaliśmy się zwycięzcami!
– Czy mógłbyś opowiedzieć o przygotowaniach do festiwalu? Jak długo trwały?
– To był mój pierwszy występ po kilkumiesięcznej przerwie, a dodatkowo wyjazdowy – w czerwcu urodziła mi się córeczka. Kiedy otrzymałem telefon z zaproszeniem na finał, byłem w lekkim szoku. Nie wiedziałem, jak to wszystko zorganizować, ponieważ nie planowałem występów w tym roku. Mój stały skład miał już zaplanowane terminy, więc musiałem się trochę nagimnastykować, by skompletować ekipę na wyjazd i nauczyć ich moich piosenek. Próby były krótkie, bo chciałem być przy żonie oraz małej, ale udało mi się zebrać świetny drugi skład: Kamil Maciasowicz na gitarze, Mateusz Rup na basie i Kuba Łakomy na bębnach. Kuba gra w moim głównym składzie, więc to było dla mnie oczywiste rozwiązanie.
– Jak oceniasz poziom konkurencji na festiwalu? Czy byli inni uczestnicy, którzy szczególnie Cię zainspirowali?
– Poziom był bardzo wysoki. Najbardziej zaskoczyła mnie różnorodność stylów prezentowanych przez uczestników. Szczególnie zaintrygował mnie Dziki Krzyś – to bardzo ciekawy one-man show. Również współzwycięzcy, zespół imasleep, zachwycili wszystkich niesamowitym głosem Karola Kułakowskiego. Koledzy z mojego zespołu mówili, że Duch Delta grał świetnie, ale niestety nie miałem okazji ich usłyszeć – ufam im na słowo!
– Jakie były twoje wrażenia związane z organizacją festiwalu? Czy są jakieś szczególne momenty, które zapadły ci w pamięć?
– Byłem pod wrażeniem poziomu organizacji! Każdy uczestnik mógł poczuć się jak gwiazda wieczoru. Mogliśmy skupić się wyłącznie na występie, nie martwiąc się o kwestie organizacyjne czy techniczne. Mam nadzieję, że więcej konkursów w Polsce weźmie przykład z FMT, ponieważ zapewnienie młodym artystom takiego wsparcia, jest niezwykle cenne dla ich rozwoju. Interakcja z jurorami była fantastyczna; myślałem, że będzie to bardziej bezosobowe doświadczenie, ale bardzo się myliłem. Najbardziej zapadło mi w pamięć spotkanie z Kaśką Nosowską – porozmawialiśmy sobie i pochwaliłem się zdjęciami mojej córeczki!
– Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?
– W gimnazjum odziedziczyłem gitarę klasyczną. Byłem wtedy w fazie słuchania grunge’u – smutna muzyka idealna dla młodego człowieka, który stracił ojca. Moje pierwsze piosenki, których się uczyłem, to utwory wczesnego Hey, Pearl Jam i Alice in Chains. Zawsze byłem samoukiem, a nauka gry coverów szybko przestało mnie bawić, więc zacząłem komponować własne piosenki. Na początku grałem tylko na gitarze klasycznej, potem przeszedłem na elektryka, a później odkryłem programy do tworzenia muzyki. Jako że jestem z małego miasteczka (Piechowice na Dolnym Śląsku), musiałem sam śpiewać moje utwory, bo trudno było znaleźć chętnego do śpiewania. Było kilka rockowych zespołów, w których chciałem być „mózgiem”, ale w 2016 roku ktoś dostrzegł mój talent wokalny i zostałem wokalistą w zespole Black Street Noise. To był moment, kiedy zaczęło się moje poważne granie – nagrywanie w studio, wydawanie piosenek, koncerty, konkursy. To było niesamowite doświadczenie. Zespół co prawda się rozpadł, ale z muzykami wciąż występuję na scenie w ramach swojego solowego projektu, nad którym zacząłem pracować dopiero w 2022 roku.
– Współczuję ciężkich doświadczeń. A jakie masz plany na przyszłość po udziale w festiwalu?
– W 2025 roku planuję wydać debiutancki album „Żaby i Ludzie” i zacząć nagrywać kolejne utwory. Na pewno będzie to wiązało się z koncertowaniem, ale na razie nie mam konkretnych planów dotyczących występów. Chciałbym na pewno zahaczyć o Szczecin!
– Czy są jakieś artystyczne marzenia, które chciałbyś jeszcze zrealizować?
– Oczywiście, mam ich całą masę! Przede wszystkim marzę, żeby moja debiutancka płyta została ciepło przyjęta i żeby udało mi się wszystko dopiąć zgodnie z planem. Kiedy to się spełni, skupię się na większych marzeniach, których na razie nie wymawiam na głos, żeby nie zapeszyć. A nawet jeśli się nie spełnią, to i tak będę nagrywał kolejne płyty i dalej marzył.
– Czy mógłbyś opowiedzieć o swoich ulubionych wykonawcach oraz jak wpłynęli na twoją twórczość? Czy jednym z nich był David Bowie?
– Zgadza się! David Bowie jest w mojej ścisłej czołówce ulubionych artystów, obok Toma Waitsa i Nicka Cave’a. Choć być może nie słychać tych inspiracji w mojej muzyce, to uwielbiam zanurzać się w ich utworach. Połączenie ich muzyki i tekstów automatycznie generuje w mojej głowie krótkie filmy. Myślę, że udaje mi się przemycić te inspiracje do występów na żywo – pstrokatość Bowiego, kreskówkowość Waitsa i mrok Cave’a. Oprócz tego, uwielbiam Bruce’a Springsteena, The Killers, The Strokes i New Order. Myślę, że tutaj już bardzo łatwo wychwycić te inspiracje.
– Słyszałeś najnowszy album The Cure? Po latach wrócili w wielkim stylu. Podzielasz entuzjazm zarówno fanów, jak i krytyków?
– Niestety, wciąż nie miałem okazji na spokojnie przesłuchać całej płyty, ale słyszałem singiel „Alone”, który mi się spodobał. Brzmi jak klasyczne The Cure, tylko znacznie mniej chwytliwe.
– Gorąco polecam zapoznać się z całym albumem. A czy miałeś okazję zwiedzić Szczecin podczas festiwalu? Jakie miejsce wywarło na Tobie największe wrażenie?
– Niestety, nie mieliśmy zbyt wiele czasu na zwiedzanie, ale trochę pospacerowaliśmy i byliśmy w szoku. Szczecin jest pięknym i bardzo oryginalnym wizualnie miastem. Dlaczego nikt nam o tym wcześniej nie powiedział? Wszystko robiło na nas niesamowite wrażenie – pochyłe ulice, piękne ozdobne kamienice, Zamek Książąt Pomorskich… Obiecałem żonie, że w przyszłym roku, gdy się ociepli, zabiorę ją do Szczecina!
– Dziękuję za rozmowę oraz życzę ci kolejnych sukcesów. ©℗