Strefa buforowa przy granicy z Białorusią będzie miała ok. 60 km długości. Nie będzie w niej żadnej miejscowości – powiedział we wtorek w Białymstoku minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak. Według rządowych założeń, przepisy dotyczące strefy mają zacząć obowiązywać od czwartku.
"Chcemy, żeby w jak najmniejszym stopniu naruszyć lokalne interesy. Również jesteśmy gotowi - w różnych kwestiach dotyczących rekompensowania strat z tym związanych - wychodzić naprzeciw oczekiwaniom lokalnych wspólnot" - zapewnił szef MSWiA, który brał udział w spotkaniu premiera z wojewodami, które odbyło się we wtorek w Białymstoku.
"To jest 60 km, w sensie długości. Jest to zupełnie inna kategoria niż ta strefa, która kiedyś obowiązywała – wtedy było ponad 400 km (chodzi o ograniczenia wprowadzone przez rząd PiS, które obowiązywały wówczas w części województw: podlaskiego i lubelskiego - przyp. PAP)" - powiedział dziennikarzom Siemoniak. Dodał, że na przeważającym obszarze szerokość strefy wyniesie 200 metrów, jedynie w paru miejscach osiągnie ona najdalej do 2-2,5 km.
"Według informacji, które mam od SG, nie ma tam żadnych miejscowości" - zapewnił Siemoniak.
Minister dodał, że w niektórych miejscach są zabudowania, ale - jak dodał - nie da się tak zorganizować strefy buforowej, aby wszystkie zabudowania były poza nią. "Również naszą intencją jest to, żeby media na podstawie zgód, czy organizacje pozarządowe – mogły mieć dostęp" – powiedział Siemoniak. Przekonywał, że nie chodzi o ograniczanie dostępu czy ukrywanie czegokolwiek.
"Chodzi o bezpieczeństwo, bezpieczeństwo wszystkich i walkę z przemytnikami ludzi (...). Nielegalne przejście granicy na ogół jest związane z tym, że gdzieś w okolicy są przemytnicy ludzi, którzy te osoby potem przerzucają też do innych krajów" – powiedział Siemoniak.
Szef MSWiA mówił, że każdego dnia na granicy z Białorusią notowane są incydenty, w stronę polskich służb lecą ze strony białoruskiej kamienie, konary drzew, używane są proce; są też poważniejsze wydarzenia, jak atak nożem na żołnierza, który zakończył się jego śmiercią. "Istotą jest to, że mamy do czynienia z dramatycznie trudną sytuacją, i władze państwowe muszą sobie z tym poradzić" - dodał.
Pytany o wypłaty rekompensat w związku z ograniczeniami działalności przy granicy z Białorusią, wojewoda podlaski Jacek Brzozowski przypomniał, że sytuacja nie jest nowa. "Uruchomione zostały środki, w dalszym ciągu wypłacane przedsiębiorcom z tych przejść granicznych, gdzie mamy wstrzymany ruch (...). W ubiegłym tygodniu pani minister (funduszy i polityki regionalnej) Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz na spotkaniu w Białowieży zwracała uwagę, że będzie poszukiwała możliwości znalezienia dodatkowych środków, aby kolejne rekompensaty, związane z sytuacją tej strefy buforowej, mogły być wypłacane. Pracujemy nad tym, szukamy rozwiązań" - mówił Brzozowski.
Dodał, że konkrety będą znane, gdy przepisy o strefie wejdą w życie i można będzie ocenić ich skutki. "Ten bufor będzie stworzony w taki sposób, aby jednak w jak najmniejszym stopniu ograniczać możliwość i życia i zarobkowania na tym terenie" - dodał wojewoda.
Podlascy przedsiębiorcy z gmin Kuźnica i Gródek korzystają obecnie z wcześniejszego programu rekompensat, w związku z zamknięciem przejść granicznych z Białorusią w Kuźnicy i Bobrownikach (ruch w Kuźnicy zawieszono bezterminowo 9 listopada 2021 r., a w Bobrownikach 10 lutego 2023 r.). Na 2024 r. przewidziana jest dodatkowa kwota 5 mln zł na te rekompensaty.
Otwarcia przynajmniej przejścia w Bobrownikach domagają się przedsiębiorcy z Porozumienia Polskich Przedsiębiorców "Zjednoczony Wschód". Chcą też, aby rekompensatami byli objęci przedsiębiorcy z Białegostoku i powiatu białostockiego, bo odczuwają gospodarcze skutki zamknięcia granicy.
Podlaski Urząd Wojewódzki informował wcześniej, że w związku z zamknięciem przejść, od czerwca 2023 r. do połowy maja rozpatrzono 156 wniosków o rekompensaty na kwotę 8,1 mln zł. Wnioski są rozpatrywane na bieżąco. Mogą je składać firmy z branż: gastronomicznej, wymiany walut, sprzedaży detalicznej, usług hotelarskich, agencji celnych z terenu gmin, gdzie są zamknięte przejścia graniczne. Inne firmy również mogą dostać rekompensaty, gdy mają duże straty lub szczególnie trudną sytuację.
Minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, która w ostatnim tygodniu spotkała się w Białowieży z samorządowcami i przedsiębiorcami z terenów przygranicznych deklarowała, że jeśli będzie taka potrzeba, będą także wprowadzane zmiany w rządowym Programie Rozwoju Północno-Wschodnich Regionów Przygranicznych na lata 2024-2030. To program dla samorządów, które odczuwają różne skutki społeczno-gospodarcze w związku z sytuacją przy wschodniej granicy. Program służy modernizacji gmin, ich rozwojowi, a nie przedsiębiorcom.
Firmy mogą realizować inwestycje samorządów. Minister nie deklarowała tworzenia dodatkowego programu pomocy. Mówiła jedynie także o planach zwrócenia się do urzędu marszałkowskiego o pozyskanie pieniędzy na zwiększenie wkładów własnych dla przygranicznych samorządów, którym brakuje na to pieniędzy.