Sobota, 20 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

W mieszkaniowym ogonie Europy

Data publikacji: 20 kwietnia 2016 r. 16:06
Ostatnia aktualizacja: 18 listopada 2017 r. 19:33
W mieszkaniowym ogonie Europy
 

W Polsce buduje się ok. 150 tysięcy mieszkań rocznie, czyli tylko połowę tego co za czasów komuny. Takie porównanie byłoby szokujące, gdyby... nie demografia. W mieszkalnictwie powoli zbliżamy się do norm europejskich - ale liczbą pokoi, nie powierzchnią. Np. w Łodzi więcej niż połowa mieszkań ma mniej niż 50 m kw., co jest trzecim najgorszym wynikiem wśród miast UE.

W latach 80. ubiegłego wieku niedobór mieszkań był problemem numer jeden. W 1995 r. przyszły prezydent Aleksander Kwaśniewski obiecywał budowę tanich mieszkań dla młodych, mimo że takie sprawy nie leżą w kompetencjach prezydenta. W 2005 r. PiS proponował trzy miliony mieszkań dla młodych małżeństw i biednych rodzin. Obecnie tematy mieszkaniowe rzadko już goszczą w kampaniach wyborczych. I nie dzieje się tak bez powodu.

Za "komuny" było lepiej?

Warto prześledzić liczby. W roku 1980 oddano do użytku 217 tys. mieszkań, ale jednocześnie przyrost naturalny był na poziomie 343 tys. osób. W 2015 r. przybyło 148 tysięcy mieszkań i był to drugi najlepszy wynik w tej dekadzie. Jednocześnie doświadczyliśmy też drugiego największego w najnowszej historii regresu naturalnego - o 17,2 tys. więcej osób umarło niż się urodziło. Dodatkowo z kraju wyjechało w poszukiwaniu lepszego życia ponad 100 tys. osób.

Na te dane z uwagą patrzą firmy deweloperskie. Bo głównym czynnikiem, który wpływa na popyt na mieszkania, jest właśnie przyrost naturalny. Im więcej dzieci się rodzi, tym więcej potrzebnej jest nowej przestrzeni mieszkaniowej. A z wyjątkiem demografii wszystkie pozostałe czynniki działają na korzyść firm deweloperskich.

Kredyty hipoteczne oprocentowane są na rekordowo niskim poziomie 3 proc. rocznie, a pensje rosną - przeciętne wynagrodzenie doszło do 2,9 tys. zł miesięcznie na rękę. Za taką pensję można kupić średnio 0,74 m kw. mieszkania (to średnia, są różnice cen w poszczególnych miastach). Czyli o jedną piątą więcej niż pięć lat wcześniej.

Lepiej w historii było tylko raz, w czwartym kwartale 2004 r., kiedy przeciętny Polak mógł sobie pozwolić na 0,75 m2 mieszkania za przeciętną pensję. Oprocentowanie kredytów było wtedy jednak dwukrotnie wyższe niż obecnie, więc trzeba to było okupić sporym wydatkiem na obsługę długu.

Coraz bliżej Zachodu. Liczbą pokoi, ale jeszcze nie wielkością mieszkania

Rosnące zarobki w połączeniu z demografią i emigracją sprawiają, że pod względem dostępności mieszkań dochodzimy do średniej europejskiej. Do poziomu USA, Nowej Zelandii czy Belgii nam jeszcze co prawda wiele brakuje, ale są w Unii Europejskiej i takie kraje rozwinięte, przy których nie mamy się czego wstydzić.

Według najnowszych dostępnych danych w USA na jedną osobę przypada średnio 2,4 pokoju mieszkalnego, a tylko trochę gorzej (2,2 pokoju na osobę) jest w Belgii i Nowej Zelandii. Polska ze wskaźnikiem 1,4 jest poniżej średniej europejskiej, która wynosi 1,6 pokoju na głowę.

Z roku na rok jednak systematycznie gonimy Zachód. W ciągu ostatnich dziesięciu lat, tj. w latach 2005-2015 wskaźnik ten wzrósł w Polsce z 1,23 do 1,40.

Jacek Frączyk (Money.pl)

Fot. Robert STACHNIK

 

 

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

tyu
2016-04-21 09:22:02
Dlatego na Zachodzie głównie wynajmuje się domy i mieszkania za rozsądne czynsze...
a ?
2016-04-20 17:50:12
a ile m2 mieszkania można kupić za średnią pensję ? to jest lepszy wskaźnik do porównywania !

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA