Przed laty, gdy odbyły się pierwsze regaty samotnych żeglarzy na Bałtyku pomiędzy Kubą Jaworskim i Jerzym Siudym pojawiła się na łamach dyskusja: czy żeglować samotnie, czy też z załogami. Zwolennicy żeglowania samotnego upierali się, że jest to wyjątkowy wyczyn, świadczący o kunszcie żeglarskim płynącego, przeciwnicy twierdzili, że na jachcie pozostają wolne koje czyli miejsca, które mogliby zająć inni żeglarze i skorzystać z rejsu. Jakby nie tłumaczyć obu tych przypadków, trzeba wiedzieć, że w tamtych czasach na ogólną liczbę jachtów 99 proc. były to jednostki klubowe, a więc państwowe i doktrynerzy chcieli, aby cała żeglarska flota wypełniona była żeglarzami do ostatniego miejsca.
W tym czasie w Zachodniej Europie cieszyły się uznaniem regaty żeglarzy samotnych przez Atlantyk i jeszcze dalej, a więc ta formy żeglarskiego wyczynu stawała się coraz bardziej popularna. W tej wielkiej konkurencji nie brakowało Polaków: Leonid Teliga i Krzysztof Baranowski, żeby wymienić największych. Na tą listę wpisał się ostatnio jako trzeci nasz, szczeciński żeglarz Szymon Kuczyński, który obwołany został rekordzistą świata w żegludze dookoła globu bez zawijania do portu. W Kamieniu, jego bazie zgotowano mu wspaniałe przyjęcie, o czym już donosiliśmy. Do gratulacji z okazji bezprecedensowego wyczynu dołączamy się także my i konstantujemy ze smutkiem, że pomysłów na rekordowe rejsy jest już coraz mniej. (Ag)