Piątek, 22 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Wiatraki, żółwie i jadalne talerze

Data publikacji: 12 listopada 2015 r. 12:44
Ostatnia aktualizacja: 12 listopada 2015 r. 12:44
Wiatraki, żółwie i jadalne talerze
 

WIADOMOŚĆ o zaproszeniu na kolejne warsztaty dziennikarskie, organizowane przez „Kurier Szczeciński” i Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, przyjęliśmy z zadowoleniem, a nawet lekką dumą, że będziemy mieć okazję poznania nowego, ciekawego miejsca.

W roku ubiegłym uczestniczyliśmy w zajęciach w Transgranicznym Ośrodku Edukacji Ekologicznej w Zalesiu. Tym razem pięcioosobowa reprezentacja naszego „Sztubaka” wybrała się do Ośrodka Szkoleniowo-Badawczego w Zakresie Energii Odnawialnej Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Ostoi.

Na miejscu zobaczyliśmy ładnie odrestaurowany dworek. Jego dzieje związane są z dawną wsią Gumieńce, która obecnie jest jedną z większych dzielnic Szczecina. W XVI wieku folwark Ostoja należał między innymi do rodzin Loitzów i Glinden, potem stopniowo był wykupywany przez miasto Szczecin. Po drugiej wojnie światowej majątek przejął Skarb Państwa, a w lutym 1955 r. zabudowania przekazano Wyższej Szkole Rolniczej w Szczecinie. W roku 2005 utworzono tu Ośrodek Szkoleniowo-Badawczy w Zakresie Energii Odnawialnej ZUT.
Po wejściu do budynku udaliśmy się do jednej z salek edukacyjnych i zajęliśmy miejsca przy stole, którego blat miał wzór w trawę, co było bardzo pomysłowe. 
Wiatr wieje zawsze
Powitała nas pracownica ośrodka, pani Barbara Dobrowolska. Dowiedzieliśmy się, że zajęcia będą dotyczyły źródeł energii odnawialnej i nieodnawialnej. Do pierwszej grupy zaliczane są: wiatr, biomasa, woda, pływy morskie, promieniowanie słoneczne i energia z wnętrza Ziemi (geotermia). Do grupy drugiej należą: gaz ziemny, ropa naftowa i węgiel.
Na zajęciach z panią Barbarą dowiedzieliśmy się m.in., że temperatura powietrza ma wpływ na kierunek wiatru, że wiatr zawsze gdzieś na świecie wieje, a do pomiaru jego szybkości służy urządzenie zwane anemometrem czasowym lub anemometrem skrzydełkowym. Obejrzeliśmy film o farmach wiatrowych i budowie wiatraków, produkujących energię. 
Każdy taki wiatrak składa się z trzech podstawowych elementów: masztu, łopat wirnika i gondoli. Są to bardzo precyzyjne i skomplikowane części, produkowane przez wyspecjalizowane firmy. Ciekawe, że wiatraki wyposażone są na przykład w oprogramowanie, zabezpieczające je przed zbyt silnym wiatrem. Aby nie doszło wtedy do uszkodzenia łopat, automatycznie wychylają się one tak, by spowolnić swój obrót.
Siła naszego „dmuchu”
Najciekawszą częścią zajęć były jednak małe doświadczenia z bańkami mydlanymi, anemometrem i turbinką wiatrową. Jeden z eksperymentów polegał na rozpędzeniu małego modelu wiatraka w taki sposób, by swoim podmuchem wytworzył on energię potrzebną do zapalenia dwóch migoczących diod. Początkowo próbowaliśmy wykonać to, mocno dmuchając na śmigła, jednak niewiele to dało. Okazało się, że aby wiatrak mógł rozpędzić się tak, by dać moc diodom, podmuch musiałby mieć siłę przynajmniej 5,5 m/s! Jaka jest siła naszego „dmuchu”? To zwykle marne 2m/s.
Postanowiliśmy więc użyć mocy suszarki. Udało się dzięki niej zapalić światełka, jednak prędkość wiatru ledwo mieściła się w minimum skali. Na koniec wentylator „spróbował” swoich sił. Teraz podmuch był na tyle mocny, że z łatwością zapalił diody, które migotały niebieskimi światełkami.
Test z małą, kartonową latarnią i podłożoną pod jej spód świeczką pokazał, że pod wpływem ciepła powstaje energia. Gdy świeczka świeciła, zaczęło obracać się srebrne kółeczko.
Na podsumowanie zajęć pani Barbara zaproponowała nam małe zajęcia techniczne. Wykonywaliśmy papierowe kolorowe wiatraczki, takie, jakimi zwykle bawią się małe dzieci. Było to łatwe i bardzo przyjemne zajęcie. Po zrobieniu tych zabawek cała redakcja „Sztubaka” postanowiła się podpisać na nich. Teraz na wiatraczkach widnieją nasze imiona. Kiedy po zajęciach wyszliśmy przed ośrodek, nasze wiatraki kręciły się wesoło na wietrze, udowadniając siłę wiatru. 
Solarny gokart
Na dworze czekała na nas niespodzianka: możliwość przejażdżki gokartem solarnym. Pojazd ten jest dla środowiska przyjazny, ponieważ jedyną siłą, która rozpędza silnik, jest energia słoneczna. Jazda takim nietypowym środkiem transportu sprawiła nam bardzo dużo radości. Zwłaszcza, że nasz opiekun, pan Waldemar, przygotował odpowiedni strój: kask i kamizelkę. 
Jako pierwszy zgłosił się nasz redakcyjny kolega, Grześ. Gokart miał całkiem dobre przyśpieszenie i osiągał niezłe prędkości, ale nie był wyposażony w prędkościomierz. Chyba mniej więcej w 10 sekund okrążaliśmy dwa razy dwudziestometrowy tor, czyli gokartem dało się mknąć średnio 4 m/s.
Potem oprowadzani przez panią Barbarę zwiedziliśmy pozostałą część obiektu. Zauważyliśmy, że na dachu budynku znajdują się kolektory słoneczne, zamieniające energię słoneczną na ciepło, potrzebne do jego ogrzewania. Kolektorów nie należy ich mylić z bateriami słonecznymi, które przetwarzają promienie słoneczne na elektryczność. Mieliśmy możliwość zobaczenia takich baterii z bliska. 
Jadalne talerze
Podczas małej przerwy poszliśmy na plac zabaw i poznawaliśmy otoczenie ośrodka. Postanowiliśmy utrwalić chwile spędzone w Ostoi, więc nasza opiekunka, pani Bożenka, zrobiła nam małą sesję zdjęciową. Na trawniku pokazała nam pewną roślinę. Okazało się, że to Rudola, popularne warzywo śródziemnomorskie, które w Ostoi rośnie wśród trawy i mleczy. Smakując rukolę, ruszyliśmy na ognisko, gdzie także czekały nas niespodzianki.
Na początku ognisko wydawało się zwyczajne: płomienie, kiełbaski, stół z krzesłami. Naszą uwagę przykuły brązowe talerzyki na kiełbaski. Pani z ośrodka wyjaśniła, że gdy zjemy posiłek, talerzyki możemy wrzucić do stawu lub... zjeść. 
Co? Zjeść?! Wszyscy byli bardzo zaskoczeni. Pani wytłumaczyła, że są to jadalne talerze, wykonane z otrębów! Byliśmy zdumieni. 
Jak przyprawiony karton
Ochoczo zabraliśmy się za nakłuwanie kiełbasek na patyki, po czym usiedliśmy wokół ogniska i wspólnie spędziliśmy radosny czas na pieczeniu i jedzeniu smakołyków. Gdy nasze talerze były już puste, większość z nas postanowiła sprawdzić, jaki mają smak. Nie dla każdego było to całkowicie przyjemne doświadczenie, bo niektórym talerzy przypominały w smaku przyprawiony karton.
Zdziwiła nas także możliwość wyrzucenia naczyń do zbiornika wodnego. Dlaczego? Można tak było zrobić, bo w wodzie żyły ryby i… żółwie, a dokładniej: żółwie czerwonolice z charakterystycznymi czerwonymi paskami na policzkach. 
Urodziny „Kuriera…”
Po posiłku i małym spacerze dookoła stawu udaliśmy się z ponownie do sali. Tam panowie z „Kuriera…” zaskoczyli nas informacją, że tego dnia, gdy byliśmy w Ostoi, gazeta świętowała swoje 70-dziesięciolecie! Z tej okazji redakcja przygotowała dla nas prezenty, choć powinno być odwrotnie! Każdy otrzymał worek z upominkami: książką o „Kurierze…”, mapami trzech parków krajobrazowych, długopisem i planem lekcji w kształcie latarni morskiej. 
* * *
Kolejne warsztaty dziennikarskie dobiegły końca i musieliśmy już wracać do domów. To był dzień ciekawy i pełen wrażeń dzień. Na koniec pożegnaliśmy się z żółwiem Zutkiem, który przypomina, że Ośrodek Szkoleniowo-Badawczy w Zakresie Energii Odnawialnej należy do Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego.

Maja BONISŁAWSKAOskar DRUSZCZOliwia GROJECKAGrzegorz KMITAWeronika MARSZAŁ

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA