Pogoda była łaskawa, ale obostrzenia związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa nie pozwoliły mi osobiście zobaczyć, jak w tym roku przebiega – bez wątpienia widowiskowe – tarło tych szlachetnych ryb. W miejscu, które tradycyjnie przeprowadzana jest ta operacja mogli przebywać tylko nieliczni. Wyłącznie ci, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w procesie sztucznego zapładniania. Był wśród nich Szef Społecznej Straży Rybackiej w Szczecinie Rafał Jurkowski i tylko dzięki niemu możemy to zobaczyć choćby na zdjęciach.
Tarło, o którym piszę miało miejsce pod koniec ubiegłego tygodnia. Ichtiolog Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Szczecinie Łukasz Potkański powiedział mi, że udało się pozyskać sporo, bo pół miliona ziarenek. Tym razem ze względu na niski poziom wody nie udało się pozyskać łososi. Niewtajemniczonym podpowiem. Po wyłowieniu tarlaków na specjalnej przepławce, aby pozbawić je stresu ryby są tymczasowo usypane. Tak przygotowana troć, po delikatnym osuszeniu jest już gotowa do pobrania ikry. Aby było szybciej, a ryba się mniej męczyła w jej powłoki brzuszne wprowadza się przy pomocy specjalnej igły sprężone powietrze, które wypycha ikrę do miski. Troć trafia teraz do zbiornika z natlenioną wodą i szybko wraca do sił i chwilę później wraca do rzeki. Zgromadzone w miskach ziarenka w podobny sposób zapładnia się pozyskanym z samców mleczem. To oczywiście dość spore uproszczenie, ale tak zapłodniona ikra po 2-3 godzinach jest już gotowa do transportu i trafia do naszej goleniowskiej wylęgarni.
Mniej więcej w marcu – kwietniu następuje wylęg maleńkich troci, a kiedy później nieco podrosną to wpuszczane są do naszych rzek „krainy pstrąga i lipienia” (w tym Regi i Iny). Opisane tarło było pierwszym, ale nie ostatnim w tym sezonie.
esox