Poniedziałek, 23 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Święta na Wyspie Bożego Narodzenia

Data publikacji: 27 grudnia 2016 r. 14:47
Ostatnia aktualizacja: 27 grudnia 2016 r. 14:47
Święta na Wyspie Bożego Narodzenia
 

Jeśli kiedyś chcielibyśmy spędzić święta na Wyspie Bożego Narodzenia, do wyboru mamy aż dwie. Jedna ma nuklearną przeszłość i swojsko brzmiącą miejscowość Poland, a nazwę nadał jej słynny podróżnik James Cook. Druga to płaski wierzchołek podmorskiej góry wulkanicznej, gdzie co roku odbywają się widowiskowe migracje milionów czerwonych krabów. Jest tylko jeden problem – obie leżą na oceanach tysiące kilometrów od Polski.

Pierwsza ze świątecznych wysp znajduje się w jednym z najbardziej odosobnionych miejsc na świecie – niemal na środku Oceanu Spokojnego i nosi z pozoru obco brzmiącą tubylczą nazwę Kiritimati. Wymawia się ją jednak jako kirismas, czyli bardzo podobnie do angielskiego Christmas Island – Wyspa Bożego Narodzenia. Jej nazwa nie jest przypadkowa, gdyż została nadana przez słynnego angielskiego żeglarza i odkrywcę Jamesa Cooka. Wszystko zaczęło się w lipcu 1776 r., kiedy na żaglowcu „Discovery” wyruszył on na swoją trzecią, tragicznie zakończoną dla niego wyprawę. W grudniu 1777 r. przed dziobem jego statku zamajaczył nieznany ląd. Kapitan wylądował na nim w wigilię Bożego Narodzenia i nie miał żadnych wątpliwości, że nazwie ją świątecznym mianem. Gdy zszedł na ląd, zastał dziewiczą krainę zasiedloną tylko przez liczące miliony sztuk kolonie ptaków. Jak pokazały jednak późniejsze badania, przed odkryciem przez Europejczyków wyspa była wielokrotnie zasiedlana przez różne ludy, ale nikomu nie udało się tu zagrzać miejsca na dłużej.

Atomowa wyspa

Po raz kolejny Kiritimati zaistniała na kartach historii dopiero w latach 50. XX wieku., gdy Kiritimati była jeszcze brytyjską kolonią. Pomiędzy 1956 a 1958 r. przeprowadzono na niej dziewięć próbnych wybuchów bomb wodorowych nad niedalekim atolem Malden lub nawet nad samą wyspą. Wszystko odbyło się pod kryptonimem Operation Grapple. Niestety w wyniku nuklearnych prób ucierpiała nie tylko przyroda wyspy, ale także licząca 300 osób populacja mieszkańców i wielu biorących w nich udział brytyjskich żołnierzy. W latach 60. podobne wybuchy przeprowadziły tu też Stany Zjednoczone.

Sprawa odbiła się szerokim echem w 2005 r., gdy Suitupe Kiritome, poszkodowana w następstwie wybuchów mieszkanka wyspy, wysłała petycje do Parlamentu Europejskiego. Obwiniła w nim Wielką Brytanię o to, że nie zadbała o ewakuację ludności podczas wybuchów i domagała się zapewnienia jej specjalnej opieki medycznej oraz okresowych badań m.in. pod kątem wykrywania nowotworów.

Na szczęście dziś po nuklearnej przeszłości Wyspy Bożego Narodzenia nie ma już śladu. Kiritimati jest obecnie największą z 33 wysp na Pacyfiku, które należą do państwa Kiribati nazywanego też Wyspami Gilberta. Swoją niepodległość uzyskało ono w 1979 r. Kiritimati jest najdalej na wschód wysuniętym punktem tego niezwykle rozległego oceanicznego kraju. O tym, z jakimi przestrzeniami mamy tu do czynienia, może świadczyć fakt, że do stolicy – położonego na atolu Tarawa miasta Bairiki, dzieli go 3 tys. kilometrów. Z tego powodu na Kiritimati nie jest łatwo dotrzeć i pomysł spędzenia tam świąt Bożego Narodzenia jest raczej trudno wykonalny. Tylko raz w tygodniu na jedynym czynnym lotnisku ląduje samolot kursujący między Nadi na Fidżi a Honolulu na Hawajach. Jest tu jednak jeszcze jeden opuszczony pas startowy na nieczynnym lotnisku Aeon. Ma on swoją kosmiczną przeszłość, gdyż miał korzystać z niego japoński wahadłowiec kosmiczny Hope-X. Rozwijany w latach 80. XX wieku projekt nigdy nie doczekał się jednak realizacji i został ostatecznie zakończony dekadę później. Nie był to jedyny pomysł wykorzystania Kiritimati do celów podboju przestrzeni okołoziemskiej. Jej atutem jest bowiem położenie prawie dokładnie na równiku, co ułatwia start rakiet kosmicznych.

Największa koralowa wyspa świata

Turystów, którym dziś udaje się dotrzeć do tego odległego zakątka świata, urzeka on przede wszystkim tropikalną przyrodą. Jest to największy atol oceanicznego państwa. Wyspa ma nominalnie ponad 640 km kw. powierzchni, ale ląd stanowi niewiele ponad połowę z niej. Reszta to laguna. Jeśli zsumuje się wodę i ląd Kiritimati, zyskuje miano największej wyspy koralowej na świecie. Podobnie jak w czasach Cooka, wyspa jest prawdziwym rajem ptactwa, którego doliczono się tu prawie 40 gatunków. Sama populacja rybitw czarnogrzbietych jest szacowana na około 25 milionów sztuk.

Znacznie mniej liczna jest za to społeczność ludzka, którą stanowi niecałe 6 tys. mieszkańców. Nie ma tu żadnego miasta, ale za to cztery istniejące wioski mają oryginalne nazwy: London, Banana, Tabwakea i znajomo brzmiące Poland, które w rzeczywistości niewiele ma wspólnego z naszym krajem. Udało się tu dotrzeć jednak przynajmniej kilku podróżnikom z Polski, m.n. Wojciechowi Dąbrowskiemu. W relacji zamieszczonej na internetowej stronie (www.kontynenty.net/christmas1) wspominał on, że wyspa powitała go typowym dla tego typu atoli rozległym krajobrazem z palmami, ciężkim do zniesienia gorącym i wilgotnym powietrzem, ale i niezwykłą życzliwością mieszkańców. „Wkrótce przekonam się, że tubylcy – podobnie jak ich rodacy z atolu Tarawa są pogodni i nie mają stresów, uśmiechają się z daleka nawet do zupełnie obcych ludzi. Smagłe, czarnowłose kobiety ubierają się kolorowo i wpinają we włosy świeże kwiaty. W oknach między palmami miga błękitny i turkusowy ocean, w którym – jak twierdzi Rubetaake, tutejsi łowią ryby o długości do 1,5 metra” – wspomina podróżnik.

Boże Narodzenie wśród buddystów

Podróż na drugą Wyspę Bożego Narodzenia wydaje się prostszym przedsięwzięciem, chociaż od Polski i tak jest tam bardzo daleko. Leży ona bowiem na Oceanie Indyjskim 380 kilometrów na południe od indonezyjskiej wyspy Jawa. Geograficznie stanowi część kontynentu azjatyckiego, ale administracyjnie należy do Australii jako tzw. terytorium zewnętrzne. Inaczej niż w przypadku Kiritimati, przed odkryciem przez Europejczyków na tym lądzie prawdopodobnie nigdy nie było ludzi. Jako pierwszy w 1615 r. wyspę zobaczył angielski kapitan John Milward, który był na służbie potężnej wtedy Kompanii Wschodnioindyjskiej. Jego krótka styczność z nowo odkrytym lądem nie przyniosła żadnych istotnych korzyści i została szybko zapomniana. Na ponowne odkrycie wyspy trzeba była czekać 28 lat. Dokonał tego kolejny brytyjski kapitan pracujący dla tej samej kompanii – William Mynos. Dotarł tu dokładnie w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia – 25 grudnia 1643 r. i to właśnie on nadał jej obecną nazwę. Chronologicznie rzecz biorąc, australijska Wyspa Bożego Narodzenia jest pierwszą, która otrzymała takie miano.

W drugiej połowie XIX wieku niezamieszkały ląd zaczął być częściej odwiedzany przez morskich podróżników. Po odkryciu złóż fosforytów do swojego terytorium przyłączyła go Wielka Brytania. Podczas II wojny światowej na kilka lat wyspę zajęły wojska japońskie, dla których miała stać się przyczółkiem do inwazji na Australię. Na szczęście te plany nie ziściły się. Po zakończeniu wojny władzę objęli nad nią znowu Brytyjczycy, którzy w 1958 r. przekazali ją oddalonej o przeszło 1500 km Australii. Przynależność do tego kraju jest na rękę mieszkańcom, gdyż w 1994 r. nie poparli oni referendum niepodległościowego. Jest ich zresztą stosunkowo niewielu, gdyż wyspę na stałe zamieszkuje tylko nieco ponad 1400 osób. Przeważają wśród nich Chińczycy, ale sporo jest też Europejczyków i Malajów. Co ciekawe dominującą religią jest tu buddyzm, który wyznaje trzy czwarte ludności. Kultywujący bożonarodzeniowe tradycje chrześcijanie stanowią tylko nieco ponad 10 proc. ludności.

Smutek tropików

Mająca 135 km kw. powierzchni wyspa to tak naprawdę spłaszczony wierzchołek podmorskiej góry wulkanicznej, która od podstawy ma aż 5 tys. metrów wysokości. Jego górną warstwę stanowią wapienne skały powstałe z odkładających się tu przez miliony lat koralowców.

Jeśli ktoś chciałby znaleźć tu świąteczny nastrój znany w naszych szerokościach geograficzny, może się poważnie rozczarować. Klimat jest tu typowo tropikalny ze średnimi temperaturami dochodzącymi do 32 stopni C. i dużą wilgotnością powietrza. Upały łagodzą jednak południowo-wschodnie wiatry, które wieją tu niemal przez cały rok.

Typowo tropikalna jest także bujna przyroda wyspy. W większości porasta ją wilgotny las równikowy. Poza stanowiącymi symbol tego typu wysp palmami, spotkać można tu aż 25 innych gatunków drzew i około 200 gatunków roślin kwitnących. Wyspa słynie z liczącej ok. 100 mln sztuk populacji krabów czerwonych, które co roku migrują w niezwykle widowiskowy sposób. Jest tu też krab palmowy, który potrafi rozłupywać kokosy za pomocą niezwykle mocnych szczypiec.

Na wyspę w ostatnich latach coraz częściej zaczynają docierać turyści, a dochody z turystyki odgrywają coraz większą rolę w zdominowanej przez wydobycie fosforytów gospodarce. Czasami docierają tu także żeglarze i podróżnicy z Polski. 24 grudnia 1978 r. na jachcie przypłynął w tamte strony podróżnik Marek Bogatek, o czym przed laty opowiadał na antenie Polskiego Radia.

– Wylądowaliśmy na tej wyspie późną nocą. Było zupełnie czarno, nie było widać ani gwiazd, ani Księżyca. Spodziewałem się tam spotkać z ludźmi, z którymi coś by mnie łączyło i spodziewałem się usłyszeć tam chociaż kolędę podobną do naszej – opowiadał podróżnik.

Rzeczywistość okazała się jednak inna, o czym świadczy wpis z dziennika jego podróży. „Wigilia, jakże inna niż ta, o której marzyłem. Kiwało bezlitośnie, jedzenie w ogóle nie było w głowie, a słońce paliło jak licho” – napisał Marek Bogatek. Nie zawahał się on powiedzieć jednak, że była to najbardziej niezwykła Wigilia, która mocno utkwiła mu w pamięci.

Marcin KUBERA

Fot. NASA

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA