Fachowcy z naszego województwa w stoczni Meyer Werft w niemieckim Papenburgu uczestniczą w budowie kolejnego ogromnego wycieczkowca. Przysyłali pozdrowienia dla Czytelników „Kuriera Morskiego” i podzielili się z naszym reporterem wrażeniami ze swojej pracy. – Zdobywamy nowe doświadczenia. Praca jest ciekawa i co tutaj dużo mówić, również dobrze płatna – mówi Krystian Kucharski.
Niemiecka stocznia Meyer Werft korzysta z dobrej koniunktury i buduje luksusowe statki wycieczkowe. Firma ma kolejne zamówienia, a rąk do pracy szuka także w naszym kraju. W budowie kolejnego wielkiego statku uczestniczą mieszkańcy m.in. Szczecina i Świnoujścia. Od młodych ludzi z dzielnicy Warszów otrzymaliśmy pozdrowienia. Panowie zajmują się m.in. systemem Hi-Dog, czyli systemem spryskiwaczy, który uruchamia się w razie pożaru. Jak tłumaczą, „jest to droga życia do ewakuacji ludzi ze statku”.
– To ciekawa praca. Przez półtora roku pracowałem tutaj jako spawacz, a od półtora roku zajmuję się wyrobem rur. To będzie już piąty wycieczkowiec, przy którym pracuję. Ktoś może pomyśleć, że fach rurarza to monotonna praca. Nie jest tak do końca. Nigdy nie zrobiłem jeszcze dwa razy takiej samej rury. Są plany, powstaje mnóstwo rur, wentylacji i elementów. Wszystko trzeba dokładnie wymierzyć, a każda rura jest inna. Stojąc przy maszynie, trzeba sobie wyobrazić wszystko, zwizualizować. Gięcie rury zajmuje nawet 20 minut, przy czym trzeba uwzględnić każdy detal z planu, a jednym złym posunięciem można wszystko zepsuć. Jeżeli rura zostanie źle zgięta, to oznacza, że pracę trzeba rozpocząć od nowa – wyjaśnia „Kurierowi” K. Kucharski.
Dodatkową satysfakcję stanowi fakt, że bierze się udział przy budowie prawdziwych kolosów. Nasi fachowcy mają w Niemczech dobrą opinię. Nasz rozmówca pracował m.in. przy budowie takich jednostek, jak: „World Dream”, „Norwegian Joy” czy „Spectrum of the Seas”, które pływają obecnie po wodach świata. Jednostka, która teraz powstaje w Meyer Werft, dopiero otrzyma swoja nazwę.
BaT