Katastrofa ekologiczna na Odrze w sierpniu tego roku wymagała zaangażowania wszelkich dostępnych sił i środków, które pozwalały zminimalizować zagrożenie i ograniczyć skutki zanieczyszczenia wód. Na ratunek rzece pospieszyli przedstawiciele wielu służb, wędkarze i rybacy oraz wolontariusze. W akcji wzięli udział między innymi szczecińscy portowcy. Służbom pomagali również pracownicy Wód Polskich.
– Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście od początku aktywnie uczestniczył w działaniach na rzecz poprawy sytuacji w regionie – podkreśla Monika Woźniak-Lewandowska z ZMPSiŚ. – Oprócz bieżących prac związanych z usuwaniem skutków katastrofy, jak stawianie zapór oraz wyławianie śniętych ryb przez Portową Straż Pożarną, prowadzono ciągły monitoring sytuacji, w tym wykonywane były systematycznie badania jakości wód akwenów portowych.
Jak dodaje, prowadziło je Laboratorium Badań Środowiska i Higieny Pracy. Wodę badano w kilkunastu wytypowanych punktach pomiarowych w rejonie portu w Szczecinie. Sprawdzano między innymi parametry pozwalające ocenić natlenienie, zasolenie i pH wody.
Na podstawie otrzymanych danych podejmowane były na przykład decyzje o miejscu i konieczności prowadzenia napowietrzania wody przez portowych strażaków. W działania te zaangażowano łącznie 12 osób oraz dwie pożarnicze jednostki pływające „Strażak-24” i „Strażak-27”, a także łódź GBA 308z21.
Pracownicy Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie od 11 sierpnia działali, by wspólnie z innymi służbami zniwelować konsekwencje katastrofy ekologicznej. Oferowali sprzęt, swoje zaangażowanie i wiedzę dotyczącą żeglugi śródlądowej.
– Na samym Dziewokliczu pracownicy PGW WP pomagali, a właściwie umiejscawiali aerator, który dzięki sztabowi wojewody został do nas ściągnięty – mówi Marek Duklanowski, dyrektor Wód Polskich w Szczecinie. – Nasi pracownicy uczestniczyli w poborze próbek na jeziorze Dąbie. Działali, patrolowali w górnym biegu rzeki, co się dzieje.
Cztery jednostki np. operowały w Gozdowicach i Widuchowej. Do dyspozycji był również pchacz „Podjuchy” wykorzystywany techniczne.
Jak mówi dyrektor Wód Polskich w Szczecinie, aktywność pracowników była niemal całodobowa od 11 sierpnia, kiedy to fala śniętych ryb rozpoczęła docierać na odcinek Odry ulokowany na Pomorzu Zachodnim.
– Działaliśmy różnorako – opisuje dyrektor Duklanowski. – Wykorzystywaliśmy nawet lodołamacz, by wyciągać ryby tak jak wyciąga się lód z trzcin. Uczestniczyliśmy także w ustawianiu zapór na Odrze. Cały czas pracowaliśmy składem około 25-osobowym na jednostkach pływających i byliśmy także asekuracją z brzegu.
Wody Polskie były odpowiedzialne także za przygotowanie komunikatów żeglugowych.
– Zdarzało się, że pracowaliśmy do późnych godzin nocnych – mówi Tadeusz Krajewski, kierownik Nadzoru Wodnego w Widuchowej. – Przewoziliśmy sprzęt strażacki, działaliśmy operacyjnie, by ochronić park krajobrazowy. Stanowiliśmy wsparcie dla służb poprzez np. udostępnienie nabrzeży.
W Gozdowicach prace na Odrze trwały kilka dni.
– Były trzy jednostki pływające na wodzie, pracowaliśmy we czwórkę – relacjonuje Sławomir Demczak z OH Gozdowice. – Wspierali nas strażacy ochotnicy m.in. z Troszyna czy kadeci z Bydgoszczy. Pływaliśmy do późnych godzin wieczornych od Gozdowic w kierunku Kostrzyna i na dół w kierunku Siekierek. Naszym zadaniem było zwożenie śniętych ryb do punktu zbornego.
Pracownicy Wód Polskich cały czas pozostają do dyspozycji wojewody zachodniopomorskiego w sprawie bieżących działań na Odrze.
(ek)